Pokonująca kolejne szczeble wojskowej kariery Sorilla po raz kolejny szykuje się, by brawurowo wrócić do akcji. Wokół Haydena trwają podchody floty Ziemian, którzy gorączkowo próbują rozwikłać tajemnice grawitacyjne najeźdźców i wielkiej armady Sojuszu, gdzie szykuje się rozłam. W finale powieści będziemy mieli do czynienia z nieprawdopodobnymi manewrami, abordażami i zakrzywianiem czasoprzestrzeni – siły ludzkości są już bowiem w stanie dorównać najeźdźcom. Tym razem jednak nie pojawimy się na powierzchni Haydena – stawką nie jest jedna planeta, lecz cała ludzka ekumena. Z IV tomem serii wyraźnie kończy się pierwszy rozdział wojennych działań, widać jednak wyraźnie, że niełatwo będzie zakończyć raz rozpoczętą wojnę.
Zew Walhalli, czwarty tom cyklu, pozytywnie zaskakuje. Nadal mamy do czynienia z prostą historią, jednowymiarowymi postaciami i ich niewiarygodnym szczęściem, autor pisze jednak we wstępie, że sporo się przy tej książce narobił ("skopała mu tyłek”) i jest to widoczne. Fabuła poprowadzona została zgrabniej niż w poprzednich odsłonach serii, poszczególne wątki splatają się i rozwiązują całkiem zręcznie, choć kilka fabularnych niekonsekwencji czy zamachów na prawdopodobieństwo świata przedstawionego też się znajdzie. Sorilla Aida, oswajająca chodzące czołgi, nie jest już główną bohaterką, a raczej jedną z pięciu pierwszoplanowych postaci, z których każda dostaje swój wątek. Wraca znany z pierwszego tomu rosyjski pilot Aleksy Petronow, jednak tym razem nie będzie miał wielkiej roli do odegrania, a szkoda bo to barwna postać. Ponownie bohaterem jednego z wątków głównych jest obcy, mistrz okrętów Parath. Trzeba przyznać, że potencjał pierwszego kontaktu oko w oko został dobrze wykorzystany tym bardziej, że autor nie zapomina, iż dla Paratha obcymi są… ludzie. I co w przypadku tego typu książki najważniejsze, naprawdę cieszymy się, widząc jaką drogę, począwszy od wydarzeń opisanych w Na srebrnych skrzydłach, pokonała ludzkość w efektownym i efektywnym dawaniu najeźdźcom łupnia. Ziemianie będą statki Sojuszu odbijać, zdobywać i zestrzeliwać na różne sposoby.
Książka nie razi też na poziomie opisów technologicznych. Nawet jeśli postaci nie wyjaśniają szczegółów nagłego skoku technologicznego dokonanego na podstawie zdobytej w poprzednich tomach technologii obcych, zasłaniając się tajemnicą wojskową, nawet jeśli mamy tu trochę pseudonaukowych wynurzeń prowadzących donikąd, podstawowe prawa rządzące wszechświatem nie zostały pogwałcone, a autor co i rusz daje nam do zrozumienia, że wie i rozumie, jak powinny działać różne fizyczne siły.
IV tom cyku Hayden War nie ma przestojów, akacja od początku jest rozpędzona i zmierza raźno do mocnego finału. Dzięki niezłemu skrojeniu fabuły i szybkiemu tempu nie widać (nielicznych zresztą) dziur logicznych, a książka jest bardziej dopracowana niż wcześniejsze części serii. Dla tych, którzy czekają na kolejne przygody Sorilli i dowódców ludzki flot będzie to pozycja obowiązkowa. Tych niechętnych pewnie i tak Zew Walhalli nie przekona, ale przynajmniej pokazuje, że jeśli autor nadal będzie szlifował swój warsztat, uczyni z tego cyklu całkiem znośną rozrywkową serię militarnej science fiction.