Zemsta najlepiej smakuje na zimno - Joe Abercrombie

Nie najlepsza z wydanych, ale wciąż świetna

Autor: Piotr 'Clod' Hęćka

Zemsta najlepiej smakuje na zimno - Joe Abercrombie
Joe Abercrombie świetnie rozpoczął karierę pisarską trylogią Pierwszego prawa, która odbiła się głośnym echem wśród fantastycznej społeczności. Przez charakterystyczny mroczny styl, realistyczny świat i niejednoznacznych, skomplikowanych bohaterów szybko zaczęto go nazywać "następcą Martina", co jest dość odważną deklaracją. Zarówno sceptycy, jak i fani Brytyjczyka zastanawiali się, czy kolejne jego książki zdołają utrzymać równie wysoki poziom, czy też zawiodą oczekiwania. Abercrombie przyznał na swoim blogu, że to właśnie napisanie powieści Zemsta najlepiej smakuje na zimno sprawiło mu najwięcej trudności. Czy jednak daje się to odczuć podczas lektury?
 
_______________________

 
Monzcarro Murcatto, znaną także jako Wąż Talinsu tudzież Rzeźniczka z Caprile, niesławną generał oddziału najemników zwanych Tysiącem Ostrzy, poznajemy w momencie, gdy wraz z bratem Benną zmierza do pałacu wielkiego księcia Orso. Dzięki Monzie i jej najemnikom ów jegomość znalazł się o krok od zjednoczenia pod swoją władzą całej Styrii. Protagonistka ma już jednak dość życia wypełnionego ciągłą walką, niepokojem i hektolitrami przelanej krwi. Jedyne czego pragnie, to odejść na zasłużoną emeryturę, by wieść zwyczajne, spokojne życie. Lecz nie będzie jej to dane. W zamian za lojalną służbę oraz lata wypełnione wojennymi sukcesami, Orso odwdzięcza się jej w bardzo okrutny sposób – zrzuca rannych Bennę i Monzę z balkonu swej twierdzy na szczycie góry wprost w przepaść. Cóż to jednak byłaby za historia, gdyby Murcatto zginęła? Dlatego cudem ocalałą kobietę odnajduje tajemniczy mężczyzna; zabiera ją ze sobą, następnie zaś zszywa i składa do kupy. Gdy cała Styria już zdążyła się oswoić z myślą, że Wąż Talinsu zginęła, Monza, owładnięta pragnieniem zemsty, wyrusza w podróż, by zabić siedmiu mężczyzn, którzy zniszczyli jej życie i odebrali ukochanego brata.
 
Już sam tytuł zdradza, że historia Monzy to opowieść o zemście. Trudno jednak takowej dokonać, kiedy wykonanie każdego kolejnego kroku wiąże się z bólem przyprawiającym o mdłości, a dłoń, dotąd pewnie dzierżąca miecz, teraz nie chce się do końca zacisnąć na rękojeści. Z tej sytuacji istnieje tylko jedno wyjście: zatrudnić bandytów, którzy nie mają nic przeciwko ubrudzeniu sobie rąk krwią. Abercrombie ponownie nie zawiódł, jeśli chodzi o dobór postaci – niewielki, bo zaledwie siedmioosobowy oddział Monzy, to doprawdy arcybarwna zgraja szubrawców.
 
Trójka z nich to starzy znajomi z trylogii Pierwszego Prawa. Caul Dreszcz opuścił rodzinne strony i przybył do Talinsu, by skończyć z "krwawą robotą" i stać się lepszym człowiekiem. Zemsta… ukazuje drogę, jaką ten bohater musi przebyć, aby odnaleźć i zaakceptować to, kim w rzeczywistości jest – będziemy więc świadkami wydarzeń, które na nowo uformują Caula, czyniąc z niego bodajże najciekawszą ze wszystkich stworzonych przez Abercrombiego postaci. Drugim ze starych znajomych jest Nicomo Cosca, niegdyś budzący trwogę w sercach przeciwników najemnik, dziś żałosny pijaczyna. Cosca raz jeszcze stanie do walki nie tylko z wrogami Monzy, ale również z alkoholem oraz zmorami przeszłości – warto nadmienić, że praktycznie każda scena, w której występuje, to mały majstersztyk, łączący czarny humor i gorzkie refleksje na temat istoty życia. Ostatnia z już znanych osobistości to rudowłosa Shylo Vitari. Jest to jednak bez wątpliwości najbardziej zaniedbana postać – pojawia się zaledwie epizodycznie i nigdy nie wybija się z tła.
 
Należy zauważyć, że nowi bohaterowie w niczym nie ustępują swym lepiej znanym kolegom. Przyjazny to kryminalista o niezwykłej sile i przedziwnym stylu bycia – najlepiej czuł się w więzieniu, gdzie wszystko miało określony porządek. Podobnie jak Vitari nie odgrywa kluczowej roli w fabule, ale poprzez osobliwe nawyki (manię związaną z liczbami i potrzebą ciągłego liczenia) sprawia wrażenie znacznie ciekawszego osobnika niż była współpracowniczka Inkwizycji. Ostatnia dwójka to specyficzna para, w skład której wchodzi najlepszy truciciel w dziejach (tak przynajmniej sam o sobie myśli) Castor Morveer – pedantyczny erudyta, uważający swój fach za dziedzinę sztuki; a także jego uczennica Dzionek – śliczna młódka o szczebiotliwym głosie oraz nawyku do bezustannego jedzenia. Każdy z bohaterów ma swoje mocne i słabe strony, motywacje (od zarobku począwszy, poprzez pragnienie zapisania się w historii, a na urojonej miłości kończąc), a także wątpliwości i przemyślenia, dotyczące zarówno krwawej krucjaty Monzy, jak i wszystkich przygód, które czekają na nich po drodze. Abercrombie po raz kolejny udowodnił, że potrafi kreować nie tylko ciekawe, ale i niejednoznaczne moralnie postacie – to właśnie wyraziści bohaterowie są największym atutem jego książek.
 
Jednak fabule też nie można wiele zarzucić. Powieść została podzielona na siedem części, więc łatwo domyślić się, że każda z nich poświęcona jest kolejnemu nieszczęśnikowi, którego Monza spróbuje dopaść i zabić. Mogłoby się wydawać, że taka formuła w efekcie końcowym zaowocuje monotonią, spowodowaną faktem, iż udało nam się dokładnie przewidzieć, co też się wydarzy. Otóż nic bardziej mylnego. Autor zadbał o to, byśmy ani przez chwilę się nie nudzili. Zemsta… po brzegi wypełniona jest krwawą, bezlitosną akcją; ociekającymi czarnym, czasami wręcz wisielczym humorem dialogami, bądź mało optymistycznymi, ale jakże prawdziwymi refleksjami bohaterów. Ci rozmyślają o sprawach równie "błahych", jak wycięcie co do nogi wszystkich mieszkańców pewnej aglomeracji, tudzież niezwykle "ważkich" w rodzaju trudnego do przewidzenia problemu zbyt szybko osuszonej butelki. Wystarczy dodać do tego kilka zaskakujących zwrotów akcji, które zmuszają czytelnika do zastanowienia się, czy założenia, jakie przyjął, i wyroki, jakimi zdążył osądzić poszczególne postaci, są słuszne, a otrzymamy obraz interesującej oraz nieprzewidywalnej do końca fabuły.
 
Ambiwalentne uczucia może natomiast budzić styl Abercrombiego. Jego powieści pełne są wulgaryzmów, makabrycznych opisów walk, nieszczędzących czytelnikowi często obrzydliwych szczegółów oraz przedstawionych w bardzo dosadny sposób scen seksu. Abercrombie nie zadowala się półśrodkami, wszystko nazywa po imieniu – niektórych to może oburzać, innym przypadnie do gustu. Warto odnotować, że Zemsta… to kolejny krok naprzód, jeśli chodzi o bogactwo słownictwa oraz polepszenie warsztatu – autor wykorzystał doświadczenie nabyte podczas pisania trylogii Pierwszego prawa, jednak to jeszcze nie poziom doskonałych pod tym względem Bohaterów. Wiernemu fanowi twórczości Brytyjczyka z pewnością wiele frajdy sprawi śledzenie jego rozwoju, bo to jeden z tych autorów, którzy z każdą napisaną książką stają się coraz lepsi.
 
Zemsta najlepiej smakuje na zimno to bardzo dobra powieść awanturniczo-przygodowa z gatunku dark fantasy, która doskonale broni się jako zamknięta całość, ale i w godny uwagi sposób rozwija, a także poszerza świat wykreowany przez autora w jego debiutanckiej trylogii. Abercrombie przyznał, że chciał spróbować czegoś nowego a ta książka stanowiła eksperyment – na szczęście jednak okazało się, że eksperyment bardzo udany. Zemsta… była także egzaminem, który miał pokazać, czy Abercrombie to gwiazda jednego tytułu, czy też autor mogący na trwałe zapisać się w historii gatunku. Egzamin zostały zdany na ocenę bardzo dobrą, więc nie pozostaje mi nic innego, jak polecić tę powieść wszystkim czytelnikom żądnym sensacji i krwawych przygód.