Zbyt wiele tajemnic przywódców Pasiek wyszło na jaw, aby dało się utrzymać spokój wśród prostych ludzi. Humaniści ze swoim systemem eliminowania tych, którzy mogliby okazać się przyszłym zagrożeniem, Mitsubishianie i ich dziki pęd do posiadania ziemi, wiecznie obcy i obcość chwalący Utopianie – wydaje się, iż dziś nikomu nie można ufać. Z tym, że dojdzie do wojny, wszyscy już się pogodzili. Teraz czas, aby ustalić, kto z kim będzie walczył, bo w czasach, gdy państwa narodowe są tylko odległym wspomnieniem, a wszyscy władcy świata przez lata wspólnie bawili się w skompromitowanym niedawno burdelu, wcale nie jest to proste.
Pisarce w najmniejszym nawet stopniu nie zależy na czymś, co większość jej kolegów po piórze, szczególnie tych robiących w fantastyce, uważa za rzecz absolutnie esencjonalną: przekonaniu czytelnika, że do opisywanych wydarzeń rzeczywiście doszło, że nie zostaje on przeniesiony do domeny fikcji, a zaledwie w inny zakątek istniejącego świata. Tymczasem Palmer doskonale bawi się co chwilę przypominając odbiorcy o umowności całej sytuacji – narratorzy zwracają się do niego bezpośrednio, a w ich wypowiedzi bez wahania wtrącają się jeszcze inne byty: wydarzenia komentują żyjący w dalekiej przyszłości (także w stosunku do wydarzeń z XXV wieku) Czytelnik, Thomas Hobbes oraz Wolter. Czasami Mycroft i jego towarzysze wpadają w nadmierne gadulstwo, przez co zdarzenia stanowiące teoretycznie rdzeń Zdecydowanych na walkę schodzą na drugi plan, ale umówmy się: żaden czytelnik, który sięga po trzeci tom Terry Ignoty nie powinien być takim stanem rzeczy zaskoczony.
Nieco większym problemem, szczególnie dla najbardziej niecierpliwych odbiorców, będzie to, że w powieści… nic się nie wydarzyło – albo niemal nic, kiedy spojrzeć na cały cykl. O ile w Siedmiu kapitulacjach Palmer zaznaczyła, że wojna pomiędzy najważniejszymi siłami politycznymi jej świata jest nieodzowna, to Zdecydowani na walkę z całą pewnością nie są tej wojny ilustracją, a co najwyżej przygotowaniami do niej. I to przygotowaniami specyficznymi dla autorki, bo polegającymi na kolejnych dyskusjach pomiędzy najważniejszymi bohaterami. Mycroft z którymś ze swoich prominentnych towarzyszy lata od jednego decydenta do drugiego, a czytelnikowi pozostaje zastanawianie się nad tym, jak ostatecznie ukształtują się przeciwstawne strony. I tyle – tym wypełnione jest ponad czterysta stron tej książki. I teraz absolutnie kluczowa uwaga: w żadnym wypadku nie uznaję tego za wadę powieści. Terra Ignota poraża bogactwem detali, światotwórstwo w tym cyklu stoi na poziomie absolutnie arcymistrzowskim, a Palmer nie waha się przed dzieleniem się z czytającym kolejnymi pomysłami, więc zwykłe przebywanie w tym świecie to czysta przyjemność. Chyba, że komuś zależy przede wszystkim na tym, aby żwawym krokiem zmierzać do zamknięcia tej historii – w takim wypadku powieść może okazać się wielkim rozczarowaniem.
Ja sam jestem Zdecydowanymi na walkę w pełni usatysfakcjonowany. Ten niezwykły miks dramatyzmu rodem z Diuny, polityczno-rodzinnych gierek z Luny i nadającej wszystkiemu lekkości narracji rodem będącej pastiszem powieści oświeceniowej wciąż stanowi dla mnie wspaniałą przygodę. Na te ponad czterysta stron nielekkiej lektury poświęciłem sporą część weekendu i ani minuty nie żałuję, za to z niecierpliwością czekam na okazję, aby w takim sam sposób spędzić kolejny.