Zbrodnia i kojot - Kevin Hearne

Niekończąca się opowieść

Autor: Blanche

Zbrodnia i kojot - Kevin Hearne
Rozgrywające się w czwartym tomie Kronik żelaznego druida wydarzenia to bezpośrednie konsekwencje tego, co miało miejsce w Między młotem a piorunem. Chociaż inwazja na Asgard przyniosła upragnioną zemstę, w gruncie rzeczy spowodowała więcej złego, niż dobrego, o czym można przekonać się podczas lektury Zbrodni i kojota.


_______________________


Po zamieszaniu, jakie spowodował w Asgardzie, Atticus próbuje na jakiś czas zejść z oczu wszystkim nadnaturalnym istotom. Liczba bogów, którzy pragną pozbyć się go raz na zawsze niepokojąco wzrosła w wyniku masakry nordyckiego panteonu, toteż druid postanawia upozorować własną śmierć. Potem wystarczy już tylko przybrać nową tożsamość i zaszyć się w jakimś cichym, bezpiecznym miejscu. Niestety, oszukanie amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości nie wystarczy – trzeba zwieść także bóstwa śmierci, co znacznie komplikuje sprawę. Aby tego dokonać, Atticus zaciąga kolejne długi – tym razem u nawahijskiego pana oszustów, Kojota.

Kolejny już tom serii eksploruje nowe rejony nadprzyrodzonego świata. Dotychczas fabuła cyklu koncentrowała się na mitologiach celtyckiej i nordyckiej, teraz zaś dużą rolę zaczynają odgrywać w nim wierzenia Nawahów. Ich pojawienie się wspierane jest również od strony lingwistycznej – autor stosuje odpowiednią terminologię; warto odnotować także umieszczenie na początku książki krótkiego słowniczka, w którym wyjaśnione zostało, jak czytać poszczególne "dziwne słowa". Nie jest to wprawdzie nic nowego, bo podobne ułatwienia pojawiały się w poprzednich tomach serii w kontekście staro-irlandzkiego i staro-nordyckiego, cieszę się jednak, że dobra tradycja jest wciąż podtrzymywana.

Zbrodnia i kojot przełamuje znane z wcześniejszych powieści Hearnego schematy – między innymi dzięki wprowadzeniu nawahijskich mitów. Przede wszystkim jednak Atticus, jego pies Oberon i uczennica Granuaile opuszczają Tempe, które zrobiło się dla nich zbyt niebezpieczne, i przenoszą się do Kayenty. Chociaż wciąż pozostają w Arizonie, zmiana środowiska jest dość radykalna. Wraz z nimi czytelnik opuszcza znajomą przestrzeń i bohaterów drugoplanowych, do których zdążył się już (może nawet za bardzo) przyzwyczaić i udaje się do rezerwatu Nawahów. Ci ostatni, a właściwie ich wierzenia, sprawiają, że Atticus nagle przestaje być tak potężny, jak dotychczas. Druid nie wie, jak radzić sobie z nieznanym rodzajem magii, dlatego niektóre sceny sprawiają wrażenie wyciągniętych z survival horroru, co nadaje serii nowy, nieznany dotąd wymiar.

Zbrodnia i kojot to nie tylko nowości – czytelnicy znajdą tu wszystkie te elementy, za które zdążyli już polubić Kroniki żelaznego druida, a więc nawiązania do licznych mitologii, swobodny humor i popkulturowe dowcipy – reakcja Oberona na "kąpielowe" opowieści jest już chyba powszechnie znana wszystkim fanom serii. Jednocześnie Hearne zdołał utrzymać nieco poważniejszy ton opowieści, który po raz pierwszy pojawił się w Między młotem a piorunem. Zostają ujawnione kolejne niewesołe fakty z przeszłości druida, zaś autor stara się nawet uzasadnić jego dotychczasowe, często zbyt beztroskie zachowanie. Znacznie poważniej zaczyna być traktowana postać Granuaile, która wprawdzie nie ma jeszcze szans przyćmić swego mistrza, jednak można się spodziewać, że w przyszłości autor poświęci jej więcej uwagi.

Przyszłość jest zresztą kluczowym słowem, bo spędzonych z Atticusem i spółką chwil czeka w niej znacznie więcej. Seria o przygodach żelaznego druida, początkowo planowana jako trylogia – jak informuje Hearne na swojej stronie – oficjalnie rozrosła się już do rozmiarów sześciotomowego cyklu. Z kolei sam autor ma nadzieję rozciągnąć ją o kolejne trzy części. I chociaż seria wciąż jeszcze jest przyjemnym czytadłem, wydaje się, że byłoby lepiej, aby zamknęła się w zapowiadanych dawno temu trzech tomach. Fabuła jest bowiem na tyle schematyczna – przeskakiwanie od jednych wywołujących nieliche kłopoty zobowiązań do kolejnych – że cykl, zaserwowany w zbyt dużej ilości, może wiele stracić, a w końcu stać się zwyczajnie nudny. Być może wspomniany sposób na wymyślanie kolejnych powieści to literackie perpetuum mobile – zawsze przecież znajdą się nowi bogowie do wykończenia ­– należy jednak wiedzieć, kiedy skończyć.