Zamęt

Nie do końca udana kontynuacja

Autor: Tomasz 'Asthariel' Lisek

Zamęt
Żywe srebro pomimo swej objętości, niezliczonych wątków oraz niemal całkowitego braku akcji umiało bez reszty pochłonąć podczas lektury. Czy opatrzony bardzo pasującym tytułem Zamęt dokonał tego samego?

Rok 1689. Jack Shaftoe, Król Wagabundów znany też jako Żywe Srebro, L'Emmerdeur, Ali Zabyak oraz Jack Półkuśka znajduje się w opałach, i to od jakiegoś już czasu. Trudno bowiem inaczej nazwać wykonywanie pod przymusem profesji galernika w towarzystwie innych podobnych mu oryginalnych osobowości pochodzących z najróżniejszych stron świata. Na szczęście opracowuje on plan mający przynieść wszystkim zainteresowanym wolność, bogactwo oraz sławę – o ile ujdą z życiem. Z kolei Eliza, hrabina de la Zeur  wciąż uwikłana w intrygi polityczne stara się umocnić swoją pozycję na francuskim dworze oraz ukryć przed wzrokiem nieprzychylnych jej osób istnienie dziecka, które urodziła w tajemnicy, a przede wszystkim – dokonać zemsty na tych, którzy stanęli jej na drodze.

W przeciwieństwie do tomu pierwszego, którego fabuła skupiała się na polityce i nauce, Zamęt opowiada przede wszystkim historię łotrzykowską, przerywaną czasem perypetiami Elizy. Czy to dobrze? Niestety nie do końca, ponieważ Neal Stephenson zwyczajnie nie poradził sobie z napisaniem powieści przygodowej. Jack wraz z kompanami przemieszcza się z miejsca na miejsce, zwiedzając kawał świata, ale ich kolejne eskapady prędko zaczynają zlewać się z sobą w pamięci czytelnika. Brakuje tu rzeczywiście interesujących postaci, wszyscy mają za zadanie tylko dotrzymywanie towarzystwa Jackowi, brakuje też napięcia, a niektóre rozwiązania fabularne są szyte tak grubymi nićmi, że w pewnym momencie można autora zacząć podejrzewać o kryzys twórczy, który zmusił go do wymuszonego pchnięcia fabuły naprzód.

Rozdziały opowiadające o Elizie są na szczęście ciekawsze, ale wciąż mniej zajmujące od tych występujących w Żywym srebrze. Nie wiem jak Stephenson tego dokonał, ale lektura kolejnych monologów poświęconych ekonomii okazuje się być bardziej interesująca niż podróże Jacka po całym globie, co trudno nazwać komplementem. Mimo to, po pewnym czasie również i jej wątek zaczyna nużyć swoją powtarzalnością. Co smutne, mój ulubiony z bohaterów, czyli Daniel Waterhouse, niemal nie pojawia się w powieści, a jego rola została ograniczona do wystąpienia w jednej scenie i napisania kilku listów.

Pomijając mankamenty fabularne, większość elementów, które przypadły mi do gustu w tomie pierwszym Cyklu barokowego występuje również w kontynuacji: szczery podziw budzi rozmach serii, ilość występujących na kartach książki ciekawostek historycznych oraz sprawnie oddane realia epoki. Autor miejscami popada jednak w przesadę – ktoś powinien mu kiedyś powiedzieć, że więcej nie zawsze znaczy lepiej. Z tego powodu powieść często grzęźnie pod naporem kolejnych opisów i detali, w związku z czym, co pewien czas musiałem robić sobie przerwy od lektury żeby mentalnie odpocząć.

Naprawdę chciałem polubić Zamęt, ale niezależnie od mych chęci powieść okazała się zauważalnie słabsza od Żywego srebra. Gdyby historia była bardziej zwięzła, jej wady zapewne nie byłyby równie widoczne: niestety, gdy dotarcie dokądkolwiek zajmuje fabule co najmniej kilkaset stron, tym prościej jest utracić zainteresowanie czytelnika. Pozostaje nadzieja, że Stephenson wróci do formy w tomie trzecim, Ustroju świata.