Daleko, daleko temu
Daleko, daleko temu żył sobie raz – a może dwa lub trzy razy – zabawkarz z piękną żoną i czarującą córką. Później żył sobie zabawkarz z czarującą córką. Później żył już tylko zabawkarz, sam po pogrzebie, gdy wszyscy żałobnicy już wyszli, ubrany w swój najlepszy czarny garnitur, siedział bez ruchu na zasłanym łóżku w zimnym pokoju, w cichym domu, po prostu siedział, spoglądając przez okno na niebo tak niebieskie, jak oczy, które już nigdy nie miały potwierdzić swojej miłości nawet najdrobniejszym, przelotnym, uśmiechniętym spojrzeniem.
Kątem oka
Później zabawkarz wstał, głównie dlatego, że nie wiedział, co innego mógłby zrobić, i wyszedł z sypialni, zamykając za sobą drzwi z cichym kliknięciem. Zszedł na parter, przystanął na dole schodów, mając przed sobą drzwi frontowe, a po lewej widząc te wiodące do salonu i kuchni, kątem oka, na progu pamięci, zamknięte, skrywające za sobą tysiące radości, które razem z całym smutkiem tkwiły w środku, zwinięte jak sprężyny.
Wytwórca zabawek skręcił w prawo i wszedł do swego warsztatu.
Magia warsztatu
Magia warsztatu oczywiście odeszła, każda połowicznie skończona zabawka na półce czy stole była obrazem innej, oryginalnej, stworzonej dla jego córki: pluszowy miś ze złotym futrem i czarnymi filcowymi oczami; wielokolorowe klocki z literą na każdej ściance; lalka o włosach z wełny, w kraciastej sukience; marionetka w skórzanych spodenkach, z czerwonym nosem w kształcie stożka; mechaniczna balerina odziana w różowy jedwab, nakręcana kluczykiem, wirująca na puentach i ze wzniesionymi ramionami do wtóru brzdąknięć mechanizmu, delikatna jak...
Zabawkarz oparł się o ścianę i zapłakał.
Pojedyncze włókno pędzla z wiewiórczego włosia
Domek dla lalek był niedokończony, ledwie spadzisty dach z malowanej sklejki i cztery ściany, które można było otworzyć na zawiasach, dwa piętra podzielone na pokoje, schody z zapałczaną poręczą. Byłby gotowy na jej urodziny, miałby wzory na tapetach wymalowane pojedynczym włóknem pędzla z wiewiórczego włosia, każdy pokój byłby wyposażony w zasłony i dywan z najlepszych materiałów, zawierałby łóżko i komodę albo umywalkę i wannę, albo zlew i kuchenkę, albo kredens i kanapę, i zestaw telewizyjny, i stolik do kawy, i psy z porcelany nad kominkiem.
Wytwórca zabawek zaczął pracę, głównie dlatego, że nie wiedział, co innego mógłby zrobić.
Gdy zabawkarz pracował
Gdy zabawkarz pracował, nie zauważał, że minuty zamieniały się w godziny, godziny stawały się dniami; słońce ani księżyc nie odmierzały upływu czasu w warsztacie bez okien, pełnym wszelkich nakręcanych zabawek, jakie tylko można sobie wyobrazić, lecz pozbawionym zegara. Zabawkarz zauważał głód i jadł, zauważał zmęczenie i spał – przynajmniej na początku. Po jakimś czasie nie dostrzegał nawet tego. Nie zauważał, że dni zamieniały się w tygodnie, a tygodnie stawały się miesiącami. Ostatnią rzeczą, na którą zwrócił uwagę, był dzwonek do drzwi, sąsiadka z zatroskaną twarzą i jedzeniem w rękach.
– Na pewno dajesz sobie radę? – zapytała.
Drzwi bez otworu na listy
Zabawkarz pracował i za każdym razem, gdy zbliżał się do ukończenia domku dla lalek, odkrywał powody, by być z niego... niezadowolonym. Namalowane drzwi frontowe wydawały się tanią sztuczką, skoro łatwo można było stworzyć framugę, drzwi z zawiasami i klamkę z główki od szpilki. Okna musiały mieć szyby... nie, musiały być przesuwane, w górę i w dół. Ściany wydawały się nagie bez oprawionych obrazków i kaczek z brązu. Podłogi domagały się perskich dywanów. Szuflady potrzebowały fiolek z perfumami, fotografii. A drzwi frontowe... co to za drzwi bez otworu na listy?Nie były wystarczająco dobre.
Skurczony przez smutek, pochłonięty pracą
Gdy zabawkarz pracował – a jakże ciężko pracował – by uczynić dom lalek doskonałym dla wspomnienia, nie czuł upływu lat. Jego ręce nie słabły z wiekiem; wręcz mniej drżały, przywykłe do pracy pełnej oddania najmniejszym detalom. Teraz, gdy pracował nad malutkimi listami, które miały leżeć na biurku w salonie, jego wzrok był równie bystry, jak w młodości.
Skurczony przez smutek, pochłonięty pracą, zabawkarz czuł się tylko trochę zmęczony, gdy na taborecie kulił się do snu.
Nowy śrubokręt
Zdecydował, że domek dla lalek potrzebuje przedłużenia dla kuchni... nie, garażu z jednej strony. Nie. Warsztatu.
Zbudowanie go nie zajęło wiele czasu, ledwie rok. Najtrudniejsze było stworzenie narzędzi, które umożliwiłyby zamocowanie półek i szuflad, a wytwórca zabawek miał w tym trochę wprawy. Już dawno wykonał nowe przyrządy do pracy nad maleńkimi szczegółami, których potrzebował, by osiągnąć upragnioną doskonałość: młotek pomniejszony o połowę, piłę mniejszą o połowę od młotka, imadło znów mniejsze o połowę.
Nowy śrubokręt dobrze leżał w dłoni.
Brakuje tylko drobnej rzeczy
Praca we wnętrzu domu dla lalek była teraz o wiele łatwiejsza. Przechodząc z pokoju do pokoju, zabawkarz musiał tylko trochę się schylać, by zmieścić się w niedużych drzwiach. Mógł uklęknąć, by odsunąć dywan i pomalować listwy podłogowe lub wyrzeźbić szczeliny między panelami, albo podłączyć gniazdka do okablowania, które założył. A domek dla lalek w warsztacie domku dla lalek był już niemal gotowy, brakuje tylko drobnej rzeczy, pomyślał.
Otworu na listy w drzwiach.
I dawno stąd
Pewnego razu daleko temu – a może nigdy, może nigdy – żył sobie zabawkarz bez pięknej żony i czarującej córki, sam, zagubiony gdzieś w domku dla lalek wewnątrz warsztatu w domku dla lalek wewnątrz warsztatu w domku dla lalek wewnątrz warsztatu i tak dalej. I tak dalej. Przez tak wiele dni i tygodni, miesięcy i lat żył w domach swojej żałoby, że całkiem zapomniał, jak daleko temu i dawno stąd znajdował się świat zewnętrzny.
Czy to koniec opowieści?
Niech to nie będzie koniec.
Pewnego dnia...