» Recenzje » Za garść czerwońców - Robert Foryś

Za garść czerwońców - Robert Foryś


wersja do druku

Uniżony sługa Ich Królewskich Mości

Redakcja: Michał 'M.S.' Smętek

Za garść czerwońców - Robert Foryś
Joachim Hirsz od lat prowadzi żołnierskie życie. Jako instygator królewski zajmuje się temperowaniem zapału co bardziej charakternych przeciwników majestatu i wrażych szpiegów. Kiedy jednak dochodzi do tajemniczego zabójstwa, które podejrzanie śmierdzi czarną magią, okazuje się, że porucznik Hirsz zna się nie tylko na wojaczce – nieobcy jest mu także świat, którym rządzą demony i zapomniani bogowie.

Przyznaję szczerze, iż Za garść czerwońców zwróciło moją uwagę głównie podobieństwem do cyklu o inkwizytorze Jacka Piekary. Chciałem sprawdzić, czy przypadkiem naszemu uniżonemu słudze nie rośnie przeciwnik. Okazało się, że rzeczywiście tak jest – pierwsza część cyklu W służbie Ich Królewskich Mości aż nazbyt przypomina historie z Mordimerem w roli głównej.

Podobieństwa można odnaleźć już w samej budowie Za garść czerwońców: opowiadania zgromadzone w zbiorze łączą się w zgrabną historię, choć każde tworzy zamkniętą całość – zupełnie jak u Piekary. Można by przymknąć na to oko, gdyby nie to, że Foryś zawiązuje i prowadzi akcje dokładnie tak jak autor Młota na czarownice – w każdym z trzech zgromadzonych w tomie opowiadań schemat jest podobny: zlecenie, krótkie śledztwo, nagły zwrot akcji przy punkcie kulminacyjnym, krótki epilog. Foryś lubi wykorzystywać w kolejnych historiach szczególiki, które ledwie akcentuje w poprzednich – tym także raczył nas Piekara w kolejnych czterech tomach opowiadań.

Może zresztą samo podobieństwo budowy, która jest, swoją drogą, niezbyt skomplikowana, nie wzbudziłoby we mnie zmieszania, gdyby nie to, że Za garść czerwońców przypomina cykl o inkwizytorze także jeśli chodzi o błahe, wydawałoby się, szczegóły. Choćby towarzysze głównego bohatera – Kozacy podejrzanie przypominający Bliźniaków oraz Mroczek, którego trudno nie utożsamiać z Kostuchem. Hirsz, podobnie jak Mordimer, zmierzy się z demonami i dawnymi bogami. I to byłoby mało, gdyby nie to, że – dokładnie tak samo jak inkwizytor – Joachim rozwiązuje niektóre problemy przy użyciu nieokiełznanych wizji, które sprowadza na siebie przez tajemnicze rytuały.

Warto zresztą przyjrzeć się głównemu bohaterowi trochę lepiej, gdyż to jeden z punktów, które udowadniają, że Foryś nie próbuje bezmyślnie kopiować Piekary. Hirsz to twardy, trzydziestoparoletni mężczyzna, którego los srogo doświadczył – w tym podejrzanie przypomina Mordimera. Kiedy przyjrzymy się bliżej, na jaw wychodzą jego nieustanne dylematy, związane między innymi z trudnym dzieciństwem i widzeniem tego, czego inni nie dostrzegają – znowu na myśl przychodzi inkwizytor. Jednak tym, co różni Joachima od Madderdina, jest jego powaga – Piekara lekko "zmiękczał" swojego bohatera niekiedy pojawiającą się jowialnością i nieustannie tryskającym czarnym humorem, Foryś raczej tego unika. Dzięki temu postać wydaje się prawdziwsza, a klimat książki, choć pozbawiona jest ona barwnych opisów tortur, staje się mroczniejszy, cięższy. Warto zaznaczyć również, że w Za garść czerwońców dominuje narracja trzecioosobowa, co zdecydowanie zmienia sposób patrzenia na wykreowany przez autora świat.

W końcu trzeba powiedzieć o czymś, co sprawia, że książki Forysia nie godzi się nazwać plagiatem: o kochanej Rzeczypospolitej oczywiście! Umieszczenie akcji w burzliwym XVII wieku to strzał w dziesiątkę, tym bardziej, że autor jest z wykształcenia historykiem – dzięki temu czytelnik może lepiej wczuć się w realia wykreowanego świata. Nie można zapomnieć, że to legendarna Sarmacja – z wąsiskami, żupanami, kontuszami, miodem i – co najważniejsze – szablami! Podobieństwo towarzystwa głównego bohatera do inkwizytorskiego może denerwować, ale nie sposób odmówić uroku olbrzymim Kozakom i swarliwemu szlachetce. Da się zauważyć także to, że Foryś zręcznie splata "małe" wątki nadnaturalne z "wielką" historią – może w następnych częściach cyklu będziemy świadkami ingerencji sił nieczystych w sarmacką politykę?

SuperNowa wydała książkę świetnie jak nakazuje świecka tradycja. Nie ma tu miejsca na literówki, papier i druk są solidne, cieszą też skrzydełka przy okładce (które, swoją drogą, są znakiem rozpoznawczym wydawnictwa). Klimat powieści doskonale oddaje okładka autorstwa Tomasza Piorunowskiego – jemu także należą się gratulacje.

Gdyby Za garść czerwońców pojawiłoby się na naszym rynku przed Cyklem o Inkwizytorze, mogłoby się okazać prawdziwym hitem. Dzisiaj jest to zbiór, który zyskuje przede wszystkim swoim klimatem, któremu wyraźnie służą kontusz i szabla. Jeśli czytaliście wszystkie książki o Mordimerze, "przegryzając" jednocześnie Charakternikiem, i wciąż Wam mało – będziecie w siódmym niebie.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
7.83
Ocena użytkowników
Średnia z 6 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Za garść czerwońców
Cykl: W służbie Ich Królewskich Mości
Tom: 1
Autor: Robert Foryś
Autor okładki: Tomasz Piorunowski
Wydawca: superNOWA
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 24 kwietnia 2009
Liczba stron: 372
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 125 x 195 mm
ISBN-13: 978-83-7578-018-5
Cena: 29,00 zł



Czytaj również

Za garść czerwońców - Robert Foryś
Nazywam się Hirsz, Joachim Hirsz
- recenzja
Sztejer III: Dajcie mi głowę zdrajcy! - Robert Foryś
Postapokalipsa do pociągu
- recenzja
Z zimną krwią - Robert Foryś
Seks, nuda i przemoc
- recenzja

Komentarze


~rownolatek autora

Użytkownik niezarejestrowany
    Za garsc czerwoncow
Ocena:
0
Troche pojechane z tymi podobienstwami. Takich analogii mozna by szukac i podac na peczki... ale kazdy ma swoje zdanie.

Ze swojej strony napisze, ze Forys podobnie jak Komuda, Wollny (Charakternik Piekary jakos mnie nie zachwycil) zrecznie wypelnia luke we wspolczesnie wydawanych ksiazek spod znaku "plaszcza i szpady" (lub przyrownujac do polskich realiow tamtych czasow, "kontusza i szabli).
Za garsc... czyta sie jednym tchem. Ciekawe scenariusze poszczegolnych opowiadan, sprawiaja, ze lektora jest mila w odbiorze i chcialoby sie jeszcze i jeszcze...
W tresc zgrabnie wkomponowana magia, ktora wcale nie niszczy, a wrecz ubarwnia tresc i wcale nie kluci sie z realiami Polski szlacheckiej. Przeciwnie, jest tak naturalna jak hulanka i swawola, jak zajazd na znienawidzonego sasiada...

Duze brawa dla autora i czekam na wiecej!
14-05-2009 15:14
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
dużo opowieści kryminalnych opiera się na takiej konstrukcji i takim bohaterze...
14-05-2009 22:00
~C

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Po pierwsze nie wiedzialem ze Piekara ma monopol na taka konstrukcje opowiesci. Troche to wyglada, jakby urosl do rangi jakiegos wykladnika dobrej literatury. Tymczasem cykl o Mordimerze jest zwyczajnie taki sobie. W dodatku jezeli przeczytalo sie jedno opowiadanie, to tak jakby ruszylo sie wszystkie pozniejsze. Roznia sie od siebie tylko rekwizytami.
Po drugie...kontusz zawital do nas w XVIII wieku i w XVII wiecznej Polsce nie wystepuje. Zatem byc moze chodzilo o szable i zupa? Albo szable i delie, lub ferezje? Napewno jednak nie kontusz :)
Pozdrawiam
C
18-05-2009 13:23
M.S.
    Ktoś posunął się za daleko
Ocena:
+2
Usunąłem komentarz, który powstał tylko po to, by jego twórca mógł dać wyraz swego pogardliwego stosunku do autora recenzji. Przykro mi. Trzeba wiedzieć, gdzie leży granica między wyrażaniem opinii (a tylko po temu służą komentarze) a zwykłym obrażaniem innych.
18-05-2009 20:40
~POLAK

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
SUPER KSIAZKA.DUZE BRAWA DLA AUTORA.KSIAZKA POCHLONELA MNIE NA MAKSA.ZONA 2 DNI NIE MIALA ZE MNIE POZYTKU.CZEKAM NA DALSZE PRZYGODY JOACHIMA.
23-12-2009 22:59

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.