Wyzwanie z innego świata

Lovecraft świetny i bez Cthulhu!

Autor: Henryk Tur

Wyzwanie z innego świata
Samotnika z Providence nikomu przedstawiać nie trzeba. Debiutujące na rynku Wydawnictwo IX sprawiło fanom jego twórczości potężną niespodziankę i zaprezentowało zbiór niepublikowanych dotąd w Polsce opowiadań. Nie mają one nic wspólnego z Mitologią Cthulhu i pokazują, że Lovecraft świetnie sobie radził również poza obszarem, z którego jest najbardziej znany.

Wyzwanie z innego świata to łącznie siedemnaście tekstów, które zostały podzielone na dwie części – pierwsza, danie główne książki, to "Opowieści niesamowite". Druga to "Utwory humorystyczne" pokazujące, że Lovecraft to nie tylko mroczny, fatalistyczny klimat. Co dość znamienne, w żadnym tekście w obu częściach nie pada nawet wzmianka o Cthulhu ani jakimkolwiek aspekcie narosłej wokół Przedwiecznych mitologii. Ponadto prawie każdy z nich został napisane do spółki z innym autorem – a nad tytułowym pracowało aż pięci osób! Rozpoczynająca "Utwory niesamowite" Ekshumacja  to efekt kooperacji mistrza z Duanem W. Rimelem. Jest historią, która wciąga już od pierwszych zdań, prowadząc do zaskakującego finału kilkanaście stron dalej i sprawiając, że lekturę książki zaczynamy od naprawdę mocnego uderzenia. Mamy tu duszny, właściwy dla wielu dzieł Lovecrafta klimat – olbrzymia, pusta posiadłość, człowiek, z którym dzieją się dziwne rzeczy oraz złowieszcza postać medyka, który chce przeprowadzić pewien eksperyment. Potem przechodzimy do utrzymanej w nieco lżejszym klimacie Pułapki (napisanej z Henrym S. Whiteheadem), która prezentuje ciekawy pomysł i również jest świetną lekturą.

Dalej otrzymujemy znowu dzieło tandemu Lovecraft-Rimel – Drzewo na wzgórzu. Tutaj mocno czuć ducha "klasycznego" Lovecrafta – klimat zetknięcia się z czymś, co nie pochodzi z tego świata, został oddany w bardzo plastyczny sposób.  Po nim następują dwa krótsze teksty: Pradawny lud, rozgrywający się w czasach świetności Imperium Rzymskiego oraz Zielona łąka. Nieco słabsze od reszty – być może ze względu na małą objętość, niepozwalającą odpowiednio zbudować klimatu – jednak napisane bardzo sprawnie. Nie są to jednak opowiadania, do których chciałoby się wrócić. Na szczęście po nich otrzymujemy najjaśniejszy punkt zbioru – utwór tytułowy, powstały w kooperacji Lovecrafta, Roberta E. Howarda,  Catherine L. Moore, Abrahama Merrita oraz Franka B. Longa. Każdy z autorów napisał jedną część, a całość złożyła się na rewelacyjne wręcz opowiadanie, które na długo zapada w pamięć i choćby dla niego samego warto nabyć książkę. Mówi o człowieku, który w kanadyjskich pustkowiach znajduje pewną rzecz nie z tego świata, rozwija się w sposób zaskakujący i choć początek tekstu wydaje się sugerować powolny, przegadany klimat, to złudzenie mija po pierwszych stronach, zmieniając w wartko płynącą historię, będącą – dosłownie i w przenośni – nie z tego świata.

Potem następuje zmiana klimatu i pojawiają dwie opowieści o zabarwieniu humorystycznym – które jednak nie zostały włączone do części książki z utworami humorystycznymi. Dlaczego? Trudno powiedzieć.  Pierwsza, zaledwie dwustronicowe Zabicie potwora, to utwór, który łatwo zapomnieć w kwadrans po przeczytaniu. Drugi, Skarby czarnoksięskiej bestii, to również humoreska, rozgrywająca w innym świecie i z nieludzkim bohaterem w roli głównej. Oba powstały we współpracy z Robertem H. Barlowem, podobnie jak kolejny utwór, Nocny ocean. To najdłuższa pozycja w zbiorze i zarazem najmniej ciekawa. A mówiąc wprost – nudna jak flaki z olejem. Budowanie klimatu przez kilkadziesiąt stron wywołuje po prostu ziewanie u czytelnika, a całość jest sama w sobie nijaka. Dlaczego? Tekst jest po prostu "przegadany", pełen nie wnoszących niczego do akcji opisów i przemyśleń głównego bohatera-narratora. Można zrozumieć, że autorzy chcieli odmalować klimat tajemniczości i zagadki, ale idąc przez kolejne strony ani tego nie czuć, ani też za bardzo nie jest się zainteresowanym, co może się kryć u wybrzeży tytułowego oceanu.

Na szczęście to jedyny tekst tego typu. Następujące po nim Aż wyschną głębie mórz to wizja Ziemi w dalekiej przyszłości, kiedy zmiany klimatyczne spowodowały przekształcenie całego globu w bezwodne pustkowia. Mamy w nim okazję zapoznać się z historią jednego z ostatnich w dziejach przedstawicieli homo sapiens. Lektura nasuwa na myśl klasyki science-fiction z lat 80., kiedy to pisarze lubowali się w prezentowaniu naszego świata po tej czy innej zagładzie. Ponury klimat został wykreowany tak plastycznie, że czytelnik niemal odczuwa na skórze palące promienie morderczego słońca. Ostatnia z opowieści niesamowitych to Popioły – spina ładną klamrą cały zbiór, ponieważ podobnie jak w Ekshumacji, tutaj również główną rolę gra szalony naukowiec. O ile jednak pierwszy utwór utrzymany jest w mrocznym klimacie, o tyle ten ma wydźwięk sensacyjny. I również czyta się go bardzo przyjemnie.

Jeśli chodzi o opowiadania humorystyczne, prezentują one bardzo zróżnicowany poziom. Starcie, które zakończyło stulecie to żart dla wtajemniczonych i chwała tłumaczowi za dodanie obszernego wyjaśnienia, o co właściwie w nim chodzi i kim są bohaterowie. Pozostałe wywołują od czasu do czasu uśmiech na twarzy, zaś na duży plus wyróżniają się dwa ostatnie: Ibid, czyli historia czaszki świątobliwego uczonego, oraz Słodka Ermengarde o pewnej pięknej pannie na wydaniu, a przy lekturze której nie sposób się nie uśmiechnąć – i to wiele razy.

Przekładów dokonywali Radosław Jarosiński i Mateusz Kopacz. Obaj panowie stanęli na wysokości zadania i udało im się oddać wszystkie utwory zgodnie z duchem "właściwego" Lovecrafta, dzięki czemu zachowują one klimat znanych jak dotąd polskim czytelnikom tekstów Mistrza. Jedyny zgrzyt ma miejsce w tytułowym opowiadaniu, kiedy to nieopatrznie przetłumaczono dosłownie angielskie słowo "billion" jako "bilion", a nie "miliard", ale cała reszta stoi na wzorcowym poziomie.

Wyzwanie z innego świata to pozycja dla miłośników Lovecrafta wręcz obowiązkowa, jednak z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu, kto ma ochotę na szereg nieszablonowych, oryginalnych i po prostu ciekawych opowiadań, utrzymanych w spokojnej, wyważonej – aczkolwiek nierzadko złowieszczej – atmosferze. A Wydawnictwo IX należy pochwalić nie tylko za wybór książki na debiut, ale również za jakość wydania oraz jego staranność (na 230 stronach próżno szukać choćby literówki).