Wywiad z Piotrem Cieślińskim

Martwe i zardzewiałe jest piękne

Autor: Agnieszka 'kudłata' Kawula

Wywiad z Piotrem Cieślińskim
Imię: Piotr
Nazwisko: Cieśliński
Zajęcie: grafik projektant / ilustrator
Lubi: różne dziwne rzeczy (w tym militaria), włóczyć się. Piwo i śpiew (cudzy, sam nie śpiewa), jajecznicę na kacu.

Agnieszka Kawula: Okładka jest wizytówką książki. Pewnie ciężko grafikowi sprostać wymaganiom wydawcy, autora i czytelnika?

Piotr Cieśliński: Okładkę książki postrzegam raczej jako opakowanie produktu, mające go sprzedać, a nie jako wizytówkę mającą jedynie przedstawić nam, czego możemy spodziewać się w środku. To drugie (wizytówkę) oczywiście też uwzględniam, ale ważniejsze jest dla mnie raczej to pierwsze. "Dogodzić wszystkim" jest raczej trudno, można się jedynie starać dogodzić większości. Oczywiście priorytetem powinni być czytelnicy, bo książka jest dla nich, to oni wydają na nią pieniądze itd. W praktyce bywa jednak różnie. Oczywiście zdarzało mi się "dogodzić większości", przykładowo okładką do Kłamcy czy Siewcy wiatru, ale to zdarza się raczej sporadycznie, niestety...

W zasadzie autorzy powinni was "wielbić", bo to dzięki oprawie graficznej, ich książki przyciągają czytelników. A ci czasem narzekają...

"Wielbić" to chyba trochę zbyt duże słowo – w końcu okładka to jednak tylko forpoczta całej armii, a to armie wygrywają wojny (i "Zajdle"). Wszystko zależy od tego, czy pisarzowi spodoba się okładka – jeśli się nie spodoba, to nawet gdyby podobała się większości czytelników, on i tak będzie niezadowolony. Kwestia różnic w guście i edukacji wizualnej jednostek.


Zdarzają się jakieś konflikty, albo wyjątkowe zachwyty pisarzy nad Twoimi ilustracjami do ich książek? (Słyszę głosy: "skopano okładkę, ale na to wpływu nie miałem...")

Oczywiście. Czasem zdarzają się zachwyty, a innym razem wypominanie nieudanego obrazka (lub po prostu takiego, który nie przypadł do gustu autorowi). Konfliktów nie pamiętam.
Wszytko zależy od tego jak bardzo gust autora pokrywa się z gustem moim i wydawcy, choć w sumie to wydawca decyduje w większości przypadków. Czasem też zdarza mi się zrobić coś trochę gorszego niż reszta moich obrazków, nikt nie jest perfekcyjny.

A krytyka?

Krytyka bywa, oczywiście. Krytykę można uznać lub nie, w zależności od tego czy jest poważna. Wszystko zależy od sposobu jej wyrażania. "Beznadziejne, nie lubię niebieskiego" jakoś do mnie nie przemawia, a czepianie się ognia na plecach żyrafy "bo żyrafa się tak nie pali" też bywa wesołe. Jestem otwarty na inteligentną krytykę, choć osobiście wyznaję zasadę nie krytykowania pracy zawodowego murarza, jeśli cegłę trzymałem w ręku tylko raz w życiu, i to tylko po to, aby wybić szybę w maluchu sąsiada (Jak mawia stare indiańskie powiedzenie "krytyk i eunuch z jednej są parafii. Obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi"). Trzeba mocno odsiewać słowa krytyki, aby nie popsuć obrazka, bo ktoś akurat lubi "kolor tęczy", a reszta jest dla niego "be". Głosów krytyki jest zawsze tyle, ilu ludzi w zasięgu obrazka. Najlepiej więc robić po swojemu i uczyć się na własnych (i cudzych) błędach.

A swoją drogą, "skopać" projekt/okładkę też trzeba potrafić, gdy ktoś nalega (i płaci) – to już taki zawód...

Skopać okładkę na życzenie? A gdzie wolność obrazka?

Chodzi o zasadę "klient nasz pan". Zlecający płaci i wymaga, więc jeśli będzie chciał złoty obrazek w zielono-różowej ramce mimo moich uprzejmych ostrzeżeń - proszę bardzo. Na całkowitą wolność mogą sobie pozwolić tylko ci najlepsi i najsławniejsi graficy, znani w "szerokim świecie". Oni mają tyle zleceń, że wybierają sobie te, które im najbardziej odpowiadają.

Jest jakaś książka, do której chciałbyś zrobić ilustracje?

Okładki, a w zasadzie całościowe projekty graficzne z typografią i całym kramem do paru klasyków SF, np: Wieczna wojna J. Haldemana czy Kantyk dla Leibowitza W. M. Millera Jr., ale tak z wolnej ręki i bez nadzoru, abym mógł oddać klimat książki tak jak ja ją widzę. Chciałbym też się sprawdzić w okładkach do komiksów "w stylu amerykańskim", co by złamać na dzień dobry parę superbohaterskich archetypów (uśmieszek). No i na koniec parę ostrzejszych kawałków Shakespeare’a, bo to byłoby niezłym wyzwaniem przy tej ilości wydań na świecie.


Skąd zainteresowanie grafiką?

Nie nazwałbym tego zainteresowaniem - to po prostu chęć odwzorowania własnych wyobrażeń, na początku w szkolnych zeszytach, później z pomocą komputera i oprogramowania. Pierwiastek "zainteresowania" jest tu jedynie dopełnieniem całości, a nie jej przyczyną. W moim przypadku ilustrowanie wywodzi się z hobby. Z wykształcenia jestem projektantem, co czasem pomaga w pracy nad obrazkiem.

W zawodzie nie było miejsca?

Jak w trolejbusie - prędzej czy później miejsce zawsze się znajdzie – jedyny problem może być w tym, koło kogo się usiądzie. (śmiech)

Jak pracujesz?

Jak? Ciężko (przebiegły uśmiech). Pracuję codziennie 8 godzin projektując i czasem ilustrując, a wszystko to w szumie pracy biurowej. Szum ten nie pomaga może w "pracy twórczej", ale jakoś daję radę (śmiech).

A gdyby ktoś chciał odrobinę dokładniejszy opis, to zaczynam od szkicu kompozycyjnego, później zbieram materiały, a na końcu sklejam to i bazgrze po wszystkim ile się da (co trwa zdecydowanie najdłużej). Reszta to tajemnica zdradzana tylko po trzecim piwie na koszt rozmówcy...

Od razu korzystasz z dobrodziejstw programów komputerowych, czy może pod ręką zawsze znajduje się jakaś kartka i ołówek?

Kartka i coś do mazania używane są dość często, bo zdarza mi się szkicować jakiś pomysł nawet w pociągu. Ale gdy tylko mam do dyspozycji zestaw PC/photoshop/tablet, siadam raczej do elektroniki.

Jestem leniwy z natury, więc tradycyjne techniki raczej nigdy mnie nie pociągały (no może oprócz suchych pasteli). Zresztą to też kwestie finansowe. Namalowanie Kłamcy olejami trwałoby 3-4 razy dłużej i pochłonęłoby "trochę" środków (które to środki można przeznaczyć np. na piwo (zadziorny uśmieszek).

Wiem jak powstaje powieść, wiersz. A rysunek (co jest najpierw, a co potem)? Taki tylko Twój, nie dla wydawcy.

Obrazek, taki dla siebie, powstaje najpierw w głowie, pod wpływem impulsu. Impulsem może być cokolwiek – widok z okna w pociągu, owad na ścianie, czy też muzyka. U mnie najpierw jest tak, że buduję sobie scenę w wyobraźni, dodaję lub odejmuję elementy, przestawiam to czy tamto, zmieniam kolor itd. Czasem, aby nie zapomnieć, robię sobie jakiś szybki szkic sytuacyjny (i często na tym się kończy z braku czasu). Później oceniam jakich materiałów potrzebuję, czasem robię parę fotek. Na końcu siadam do komputera i zaczynam mazać.

Obrazki tworzone dla siebie i dla wydawcy różnią się?

Różnią się zdecydowanie. Obrazek czy projekt zlecany polega na tym, że zlecający narzuca nam na dzień dobry sam temat i pewne ograniczenia (też czasowe) oraz wytyczne uzależnione od jego gustu, czy nam się to podoba czy nie. W przypadku obrazka dla siebie to sami narzucamy sobie temat, a ograniczenia rodzą się same w sposób naturalny. Poza tym można się w pełni wczuć w obrazek i robić go tak jak nam podpowiada nasz gust i nabyta wiedza.


Twój wizerunek na stronie Fabryki jest trupio-demoniczny. Czyżby taki mroczny świat bardziej cię interesował?

Ten wizerunek to po prostu chwila zabawy. Miałem do wyboru: dać zdjęcie zwykłe, lub przerobione. Jak znajdę ciekawą fotkę, to pewnie się zmieni. Pod względem wizualnym wolę chyba taki świat, gdzie słowo "piękne" nie opisuje koniecznie czegoś gładkiego i białego, ale może też zostać przypisane do czegoś martwego czy zardzewiałego.

Wiesz, na świecie jest dużo martwego i zardzewiałego... Czasem przydaje się trochę piękna...

Piękno jest pojęciem względnym – tak jak to przedstawił kabaret Potem w skeczu "piękno"
- wszystko jest piękne.
- Wszytko? A ten pan, w drugim rzędzie, też?
- ...też...

No i po co sobie ze mnie jaja robisz?

Ja sobie robię jaja ogólnie, a nie z ciebie koleżanko (śmiech).

A propos jaj, to jajko wielkanocne dla Fabryki hmmm... piękne inaczej?

Kluczem jest słowo "inaczej". Nie chciałem robić czegoś standardowego, raczej chodziło o coś dla miłośników wiwisekcji obcych, a nie różowych króliczków i kolorowych pisanek.

Wydawca nie miał nic przeciwko takiemu pisklakowi?

Fabryka Słów nie jest zwykłym, płynącym z prądem wydawnictwem - lubimy tutaj trochę przekrwić, zamieczyć (od miecza) czy popotworzyć, dlatego idealnie pasowało do profilu.


Inspiracje?

Kiedyś - wszystko dookoła. Teraz - książki lub zrobione do nich ilustracje. Nie mam już czasu na wykonywanie obrazków dla siebie, robię tylko te "do pracy", stąd sytuacja determinująca inspirację.

Jak był ten czas, to co rysowałeś dla siebie?

Rzeczy bardziej surrealistyczne, inspirowane muzyką, życiem nocnym, pijackie wyobrażenia...itd. . Przeważnie tematyka oscylowała wokół "pana w drugim rzędzie" (śmiech).


Do jakich książek robiłeś okładki? A może nie tylko do książek?

W sumie zaczynałem od okładek do magazynów Magia i miecz oraz Fenix (zaliczyłem jubileuszowe numery 100 w obydwu). Później było parę okładek do RPG. Teraz robię ilustracje okładkowe i oprawy graficzne książek Fabryki Słów. Na koncie ilustracji okładkowych mam Achaję, obydwa zbiory nagrody Zajdla, Siewcę wiatru, Sierżanta, Zapach szkła, Krzyżacki poker, Kłamcę, Nocarza, Bez litości i parę innych. Było też kilka różnych rzeczy w czasopismach, choćby ostatnie okładki w Science Fiction. Rzeczy projektowych sensu stricte – projektów typograficznych, logotypów i reklam - nawet nie liczę...

A z czego jesteś najbardziej zadowolony?

Zadowolenie z wykonanego obrazka maleje wprost proporcjonalnie do czasu jego istnienia, bo moje wymagania w stosunku do samego siebie rosną. Na początku, zaraz po powstaniu ilustracji, jestem zadowolony z każdej. A później bywa różnie i zależnie od klimatu, jaki mam danego dnia (śmiech).

Pomówmy o okładce "Bez litości". Czy główny bohater właśnie tak jawi Ci się w wyobraźni? Czytałam powieść, ale powiem szczerze, że Bakly budził we mnie raczej przyjazne uczucia...

Bakly – pijak, ofiara ciężkich tortur, gladiator, najemnik, zabójca, materiał na pracę doktorską dla psychiatry? Pozytywne uczucia? Nieeeemożliwe...

Może ja też widzę piękno w "panu w drugim rzędzie"?

No tak, kobiety lecą na "złych chłopców" (przebiegły uśmieszek).

Okładka Bez litości musiała powstać dość szybko, gdyż wcześniej zamówiona ilustracja "nie przeszła", a książka była w zasadzie gotowa. Szybko przeczytałem kawałek tekstu i obejrzałem gotowe już ilustracje wewnętrzne Dominika Brońka, i w sumie to one najbardziej wpłynęły na wygląd okładki.

Zdarza się, że widząc jakąś okładkę myślisz sobie "zrobiłbym to lepiej", albo "naprawdę świetna robota"?

Jeśli chodzi o okładki widziane w księgarniach czy Internecie, to jest to strasznie zróżnicowane. Mówiąc "okładka" myślimy często tylko o samym obrazku. A okładka to rozplanowanie obrazka, zgranie z nim typografii oraz innych elementów graficznych, stworzenie projektu przestrzennego opakowania na tekst w środku. Często bywa tak, że obrazek jest mistrzowski, ale kuleje opracowanie, lub też odwrotnie (czasem wydaje mi się, że zrobiłbym jedno lub drugie lepiej (uśmieszek)). Na szczęście dobrych okładek jest coraz więcej, więc "naprawdę świetna robota" gości tak samo często (o ile nie częściej) co "zrobiłbym to lepiej". Jestem umiarkowanym krytykiem.

A jeśli chodzi o Twoje okładki?

Ostatnio raczej to pierwsze (zrobiłbym to lepiej), gdyż nie ma czasu na "dojrzewanie" pracy przez dłuższy czas, tylko wszytko jest na szybko. Kiedyś zdarzało mi się w miarę często myśleć "naprawdę świetna robota" zaraz po skończeniu obrazka, ale z czasem litery w owym zdaniu zamieniały się miejscami, niektóre zanikały, pojawiały się nowe i w efekcie po tygodniu czy miesiącu wychodziło "zrobiłbym to lepiej" lub "daj sobie spokój, wymień tablet na harmonijkę". Malowanie, rysowanie i projektowanie to takie studnie bez dna pod względem nowych rzeczy, których można się nauczyć, więc cały czas, chcąc nie chcąc, uczę się czegoś nowego. Na szczęście między jedną a drugą lekcją są jakieś przerwy na piwo (śmiech).