Wurt

W tym szaleństwie jest metoda

Autor: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Wurt
Śmiem twierdzić, że czytam sporo, że czytam rzeczy zróżnicowane – jednak, jak każdego użytkownika kultury, dotyka mnie czasem zmęczenie lekturą, zniechęcenie; to ten etap, kiedy książki przestają bawić, bohaterowie intrygować, a rozwój fabuły interesować, kiedy motywacja do czytania, emocje z nim związane, znikają. Wtedy zaczyna się poszukiwanie pozycji niebanalnej, w jakiś sposób oryginalnej, która odbiega od codziennych standardów lub rzeczy powszednich – w takim przypadku Wurt może okazać się tą poszukiwaną lekturą.

Zdarzenia opisane w książce Jeffa Noona mają miejsce w alternatywnym Manchesterze, miejscu, które może przyprawiać o szaleństwo i w którym żyją ze sobą między innymi ludzie, pół-psy, istoty podobne do androidów oraz zjawy/duchy. Jednak tym, co najbardziej odróżnia tę rzeczywistość od naszej, są piórka. To ichni narkotyk, pozwalający przenosić się w światy quasi-wyśnione, quasi-wirtualne, będące odrębnymi rzeczywistościami. Mają one bardzo wiele rodzajów (od niebieskich, przyjemnych, niskopoziomowych, w zasadzie nieszkodliwych, po żółte, najrzadsze, które mogą spowodować gwałtowną i jak najbardziej realną śmierć użytkownika) i stanowią znaczną część codzienności (lub marzeń) większości żyjących istot, będąc ucieczką do (zazwyczaj) lepszego świata.

Fabuła koncentruje się na dwóch wątkach: poszukiwaniu siostry Skryby, głównego bohatera, która zaginęła gdzieś w żółtym piórku, oraz próbach poradzenia sobie z rzeczywistością (lub próbach rozeznania, co nią tak naprawdę jest), które podejmują bohaterowie. Pierwszy niczym raczej nie zaskakuje, Skryba, jak w klasycznej przygodzie, przemierza kolejne miejsca i odwiedza coraz to nowych ludzi, próbując pozbierać wszelkie strzępki informacji na temat możliwego sposobu ratunku jego siostry – zadziwić mogą co najwyżej ich rodzinne relacje, ujawniane powoli w trakcie upływu lektury. Z kolei część druga przywodzi choćby na myśl książki Philipa K. Dicka  – co jest prawdą? co fałszem? istnieję? nie istnieję? kto to wszystko kontroluje? jaki jest w tym cel? czym tak naprawdę jesteśmy?

I tak, jak scenografia może zachwycać lub oburzać, podobać się lub odrzucać – po prostu powodować jakieś emocje związane z zetknięciem się z konkretną, przemyślaną i rozbudowaną estetyką (próg wejścia w książkę nie należy do najniższych, czytelnik od początku jest bombardowany odnośnikami do nieznanych mu praw/zasad przedstawionego świata oraz postaci, o których nic nie wie), tak sama warstwa fabularna wypada raczej blado – tak chaos narracji można złożyć na karb konwencji, ale jej ogólna prostota nie współgra ze scenografią (choć jest kilka scen, które mogą zapaść w pamięć).

Wurt z Uczty Wyobraźni jest także edycją rocznicową, wydaną dwadzieścia lat po pierwszym ukazaniu się tej książki na polskim rynku. Z tego powodu wydawnictwo MAG zdecydowało się dodać trzy dodatkowe opowiadania z uniwersum powieści do tego tomu. Najsłabiej wypada Insekt w głośniku, który jest tekstem o poczuciu straty, o wymianie, jaka następuje w alternatywnym Manchesterze, ale nie wzbudza emocji, a całość brzmi jak opis bycia naćpanym. Rzeka chmur koncentruje się na pogłębieniu wiedzy czytelnika o piórkach i relacjach międzygatunkowych w świecie Wurta. Z kolei ostatnie opowiadanie, Nieśpieszni buntownicy, to jeden z lepszych fragmentów całej opowieści – utwór traktujący o dziwnej relacji pomiędzy gospodarzami a gościem i o tym, jak wygląda postrzegany przez nich świat, emanuje emocjami, szczególnie w dość zaskakującej puencie; odsłania także kolejne oblicze Wurta.

Wurt jest książką nietypową i niezbyt przystępną nawet jak na Ucztę Wyobraźni – wydaje mi się, że może podzielić czytelników podobnie jak utwory Johna M. Harrisona czy Hala Duncana; to nieprzeciętna wyobraźnia i rozmach wizji (które zupełnie nie zestarzały się przez dwadzieścia lat) połączone z uboższą sferą fabularną i uproszczonym przedstawieniem bohaterów.