Wojownicy Nocy

Groteskowe sny

Autor: Aleksandra 'yukiyuki' Cyndler

Wojownicy Nocy
Graham Masterton uważany jest za mistrza horroru. Mimo pewnej schematyczności jego książki już od ponad 30 lat straszą czytelników na całym świecie. Powieść Wojownicy Nocy (otwierająca cykl o tym samym tytule) różni się od reszty dorobku autora. To przedziwna mieszanka horroru, fantasy i psychoanalizy Freuda. Zobaczcie sami, czy to połączenie jest udane...

Trójka nieznajomych, Susan, Gil i Henry, znajduje na plaży zwłoki młodej dziewczyny z brzuchem wygryzionym przez kłębiące się w nim drapieżne węgorze. Szybko okazuje się, iż to nie przypadek, lecz przeznaczenie kierowało ich krokami – są oni bowiem dziedzicami legendarnych Wojowników Nocy przemierzających ludzkie sny w poszukiwaniu zła przenikającego do umysłów śpiących i dążącego do zguby świata. Diabeł zwany Yaomauitlem, władca nocnych koszmarów, uwolnił się z wielowiekowego więzienia i próbuje powołać do życia armię zdolną sterować marzeniami i pragnieniami całych narodów. Tylko połączone siły Wojowników Nocy mogą przeciwstawić się nadciągającej grozie i uratować ludzkość.

Mimo, iż zarys fabuły może wydawać się banalny, to po lekturze początku powieści zapowiada się ona dosyć ciekawie –  zwłoki pięknej dziewczyny, nieznana i budząca wstręt przyczyna zgonu, potęgujący się nastrój tajemnicy, jak również interesująco zarysowane sylwetki trójki protagonistów. Niestety już kilkadziesiąt stron dalej nadzieje okazują się płonne, a historia przekształca się w naiwną opowiastkę o superbohaterach z przypadku paradujących w wymyślnych ubrankach, którzy stanowią ostatnią linię obrony ludzkości przed zagrażającymi jej siłami ciemności.

Jak wspomniano wcześniej, początkowo kreacja głównych bohaterów wypada dość przekonująco. Starzejący się i nadużywający alkoholu wykładowca akademicki, młoda dziewczyna, która próbuje odzyskać równowagę po śmierci rodziców i chłopak marzący o tym, by się sprawdzić i dokonać w życiu wielkich czynów. Trzy całkowicie różne osoby, połączone wspólnym celem, muszą nie tylko zaakceptować swoje dziedzictwo i rolę jaka przypadła im w udziale, lecz także zaufać sobie wzajemnie i stworzyć zgraną drużynę. Wielka szkoda, że w pewnym momencie autor całkowicie zaprzestał pogłębiania portretów psychologicznych postaci, zaczął wkładać w ich usta wyświechtane frazesy o obowiązku, wyższych celach i poświęceniu. Poza sceptycznie nastawionym Henrym, u którego interesujące tło stanowi wewnętrzna walka z nałogiem, Susan i Gil przyjmują wszystko co ich spotyka bez jakiejkolwiek refleksji, z entuzjazmem, rzucając się w wir walki z potężnym przeciwnikiem bez elementarnej wiedzy i jakiegokolwiek przygotowania.

Co jeszcze dziwniejsze Nocni Wojownicy prawie od razu orientują się jak korzystać z posiadanych mocy, raz za razem odnosząc zwycięstwo nad hordami diabelskiego pomiotu. Bez różnicy, czy diabeł rzuci przeciwko nim mrocznych mnichów, czy setki chodzących trupów – sieką, palą i rozrywają na strzępy wszystko co stanie im na drodze. Warto zauważyć, iż po wkroczeniu w krainę snów bohaterowie porzucają swoje ciała i przybierają postać Wojowników: Strażnika Mocy Kasyxa (działającego niczym przenośny i samobieżny akumulator doładowujący energią pozostałych członków zespołu), Opiekuna Maszyny Tebulota (władającego dziwną i dość nieporęczną bronią o setkach zastosowań) oraz Sameny Łukopalcej (jak łatwo się domyślić miotającej różnorakie pociski). Mimo iż jądro ich osobowości pozostaje to samo, wygląd zewnętrzny ulega diametralnej zmianie, zostają również obleczeni w szaty stanowiące przedziwną mieszankę stroju barbarzyńskich wojowników (skórzane rzemienie, nagolenniki i ćwieki u Sameny) z futurystycznymi gadżetami i elementami wyposażenia (na wpół przezroczysta zbroja z przyłączami energetycznymi i kablami Kasyxa, czy broń Tebulota). Biorąc pod uwagę fakt, że kraina snów (a raczej sennych koszmarów) nosi wyraźne znamiona rządzonego przez szalone bóstwo świata fantasy  prawa fizyki są opcjonalne, działa magia, a po okolicy grasują potwory – trzeba przyznać, iż senne formy bohaterów jak najbardziej wpisują się w tą scenerię.

Pozostając w temacie świata snów nie można zapomnieć o wszechobecnych odniesieniach do seksualności, które najbardziej widoczne są w dwóch pierwszych snach odwiedzonych przez bohaterów. Wejście do twierdzy w kształcie warg sromowych kobiety, czy zaplecze orientalnego sklepu gdzie krystalizują się homoseksualne fantazje śniącego jednoznacznie nawiązują do freudowskiej symboliki snów (co w jednym miejscu zostało nawet wyraźnie powiedziane). Dzięki tym odniesieniom wiele elementów świata przedstawionego nabiera głębszego znaczenia, traci na tym jednak klimat powieści – pewne sceny wydają się wręcz groteskowe i przerysowane, a chwilami ma się wrażenie, że więcej w niej teorii i analizy, niż autentycznego przeżywania, które mogłoby wywołać u czytelnika emocje. Doświadczenia bohaterów w wyśnionym świecie w przeważającej części pozbawione są jakiegokolwiek wrażenia grozy. Wojownicy Nocy są potężni, niezwyciężeni i nieodparcie kojarzą się z komiksowymi superbohaterami, co może i jest ciekawe, lecz nie wzbudza autentycznego strachu, tak charakterystycznego dla najlepszych powieści Mastertona. 

Najciekawiej prezentują się fragmenty dziejące się w świecie rzeczywistym, poświęcone kolejnym ofiarom Yaomauitla. Ich rozterki i pragnienia zostają przybliżone czytelnikowi, dlatego też ich los przestaje być mu obojętny. Właśnie w tych częściach wyraźnie można odczuć nastrój narastającego zagrożenia, widoczna staje się też perfidia łowcy bawiącego się ze swoimi ofiarami, co tylko zagęszcza atmosferę.   

Największe rozczarowanie budzi zakończenie powieści wraz z finałowym starciem, w żaden sposób nie przypominającym walki na śmierć i życie z niezwyciężonym potworem, którego uwięzienie setki lat wcześniej kosztowało życie sześćdziesięciu najlepszych Wojowników Nocy. Ostateczna rozgrywka, tak w świecie nocnych mar, jak i w świecie realnym, pozbawiona jest rozmachu i kompletnie nie utrzymuje napięcia.

Czy wobec powyższych informacji, Wojowników Nocy można zaliczyć do horrorów? I owszem, jednakże jest to bardzo dziwny i dosyć nieudany przedstawiciel tego gatunku. Znajdziemy w nim krwawe jatki, żywe trupy i kolejne niewinne ofiary pradawnego zła – wszystkie elementy znane i cenione przez fanów Mastertona. Zabrakło jednak odpowiednio spotęgowanego nastroju grozy, klimatu budzącego u czytelnika dreszcze przerażenia i wywołującego ciarki na plecach. Zmagania superbohaterów z diabłem Yaomauitlem chwilami wydają się przerysowane, rażą naiwnością i irytują z powodu zmarnowanych możliwości.