Wojownicy Nocy

Niestraszny koszmar

Autor: Michał 'von Trupka' Gola

Wojownicy Nocy
Zabierając się za kolejną powieść Mastertona można być pewnym trzech rzeczy: seksu, przemocy i kulawej fabuły. Czasem to wystarcza, by dobrze się bawić przy lekturze, a czasem nie. Tym razem czegoś zabrakło.

Gil, Susan i Henry to trójka obcych sobie ludzi, która spotkała się w makabrycznych okolicznościach – wspólnie odkryli na plaży zwłoki zmasakrowanej dziewczyny z brzuchem wypełnionym krwiożerczymi węgorzami. Szybko odkrywają, że nieprzypadkowo byli świadkami tych okropności. Ich losy zostały splecione, są bowiem spadkobiercami zakonu Wojowników Nocy, mistycznej organizacji zajmującej się zwalczaniem posiadającego zdolność kształtowania ludzkich snów przedwiecznego zła, ponownie zagrażającego światu. Mimo iż brak im wyszkolenia, zmuszeni są penetrować ludzkie koszmary, by stawić czoło grozie – od ich zwycięstwa zależą bowiem losy ludzkości.

W teorii wszystko jest więc na miejscu – mroczny, złowrogi (i może odrobinę inspirowany Koszmarem z ulicy Wiązów) antagonista, nadciągająca zagłada, intrygi, litry krwi i bohaterowie z przypadku, zmuszeni stawić czoła wszystkim powyższym. W praktyce całość jest zupełnie wyprana z emocji, a poszczególne elementy niezbyt trzymają się kupy.

Podstawowym zarzutem wobec powieści jest zupełny brak wyobraźni, z jakim autor podszedł do tematu sennych koszmarów, w których toczy się spora część fabuły. Można by oczekiwać, że dysponując tak doskonałym materiałem i nie musząc się przejmować żadnymi ograniczeniami, pokusi się on o coś naprawdę fantasmagorycznego, ociekającego groteską lub w inny sposób przyciągającego uwagę. Tymczasem wykreowane przez Mastertona złe sny stanowią wariację na jeden temat – choć zmienia się sceneria (przy jej kreowaniu Brytyjczyk choć raz wysilił się na coś oryginalniejszego), ostatecznie i tak całość sprowadza się do zalewania Wojowników Nocy oddziałami mięsa armatniego, masakrowanymi przez bohaterów bez większego wysiłku. Nawet litry krwi i fruwające strzępki ciał, stanowiące przecież jeden z filarów prozy tego autora, nie są w stanie przełamać znudzenia. Trudno powiedzieć, jaka jest tego przyczyna, jednak soczyste opisy masakry kojarzą się raczej z pastiszowymi produkcjami w stylu Piranii 3D czy Happy Tree Friends, niż pełnokrwistym (nomen omen) gore.

Należy za to docenić panujący w powieści klimat fair play. Pomimo faktu, że snute przez przeciwnika intrygi godne są sześciolatka, bohaterowie za każdym razem posłusznie wpadają w jego sidła – i vice versa. Można jeszcze dodać przewidywalne zwroty akcji i totalnie pozbawione napięcia zakończenie. Sam autor zdaje się być tego świadom, gdyż zdarza mu się puszczać do czytelnika oko, opisując dany fabularny zawijas jako godny kiepskiej sztuki lub komentując kuszenie słowami "topornie przeprowadzone". Od czasu do czasu trafiają się jednak fragmenty, zwykle toczące się na jawie, które czyta się z przyjemnością i zainteresowaniem. Stanowią wprawdzie mniejszość, ale w pewnym stopniu ratują wizerunek książki.

Kolejny gwóźdź do trumny to bohaterowie, niemal żywcem wyciągnięci z jakiegoś zbioru stereotypowych postaci. Kiedy osobowość każdego z nich zostanie już zarysowana, w ciemno można obstawiać, jak będą zachowywać się w każdej napotkanej sytuacji. Są również wyjątkowo płascy i nieciekawi – choć początkowo Masterton stara się dodać każdemu z nich jeden czy drugi wyróżnik, to potem w zasadzie o nich zapomina – a opisane na początku dążenia czy traumatyczne wspomnienia zdają się nie mieć wpływu na późniejsze akcje bohaterów. Jedynie alkoholizm Henry’ego przewija się przez większość fabuły, stanowi jednak raczej ozdobnik niż faktyczny wątek. Dialogi, choć nie porywają, stoją na przyzwoitym poziomie, ale co bardziej "młodzieżowe" fragmenty wypadają nieco sztucznie.

Mówiąc o sztuczności, warto również wspomnieć o pewnym drobiazgu świata przedstawionego, mianowicie o uniformach noszonych przez protagonistów w trakcie nocnych wypraw do krainy snów. O ile wariacje na temat futurystycznej rycerskiej zbroi można przełknąć bez mrugnięcia okiem, to fakt, że jedyna osoba płci żeńskiej w zestawie nosi coś, co mogłoby być strojem Robin Hooda uszytym dla striptizerki1, zaś jeden z mężczyzn ubrany jest jedynie w hełm, naramienniki i połączenie przepaski biodrowej ze stringami2 sprawia, że trudno zachować powagę.

Wojowników Nocy trudno traktować jako pełnokrwisty horror, gdyż Mastertonowi nie udało się ani wytworzyć odpowiednio gęstego nastroju, ani stworzyć wciągającej fabuły. Jeżeli podejść do lektury z przymrużeniem oka, uznając tę pozycję za parodię gatunku, sytuacja wygląda odrobinę lepiej, gdyż przy czytaniu zdarzają się pojedyncze momenty, gdy ironiczny uśmiech sam wypełza na usta. Wciąż jednak sztywni bohaterowie oraz przewidywalna, wręcz nudna fabuła sprawiają, że książka raczej męczy niż bawi, zaś pojedyncze, bardziej porywające fragmenty nie ratują sytuacji. Nie polecam nawet fanom autora.

 

1 Miała trójgraniasty kapelusz ozdobiony strusimi, orlimi i pawimi piórami; przylegający, skórzany stanik ozdobiony cekinami, ćwiekami oraz dziwnie ukształtowanymi kawałkami metalu i przepasany między piersiami mocnymi, skórzanymi rzemieniami, a także parę bardzo krótkich skórzanych spodenek [...]. Nogi miała gołe, obute w zgrabne pantofle z miękkiej skóry o wywiniętych czubkach.

2 Xaxxa wyglądał na jeszcze lepiej umięśnionego i rozwiniętego. Głowę chronił mu kopulasty hełm. Biały, lśniący i strzelający iskrami srebrnego światła wyglądał, jakby pokryty był płatkami chromu. Wokół okapu hełmu ciągnęła się łukowata, metalowa osłona, na której skupiły się dziesiątki drobnych, kolorowych światełek. Jego naramienniki również były białe. Przypominały nachodzące na siebie łuski smoczej skóry. Tors miał nagi. Poza tym jego strój ograniczał się do ciasnej opaski na biodrach, wykonanej najwyraźniej z tej samej materii co hełm. Ona także lśniła i strzelała iskrami. Podtrzymywały ją cienkie rzemienie opasujące go w biodrach i skórzany pasek wciśnięty pomiędzy muskularne pośladki. Białe buty na jego nogach zdobione były drobnymi wzorami z wtłoczonymi wen kawałkami srebra i miedzi.