Wietrzne katedry. Tom 1

Poszukiwacz zaginionych artefaktów

Autor: Aleksandra 'yukiyuki' Cyndler

Wietrzne katedry. Tom 1
Alice Rosalie Reystone to pseudonim polskiej pisarki, zawodowo zajmującej się weterynarią, znanej dzięki trylogii Dziewiąty mag. Niedawno nakładem wydawnictwa Nasza Księgarnia ukazały się Wietrzne katedry, pierwszy tom nowej serii o tym samym tytule, a niebawem pojawi się też część druga. Czy nowy cykl A. R. Reystone wzbudzi entuzjazm czytelników?

Dwieście lat przed wydarzeniami przedstawionymi w książce natura obróciła się przeciwko ludziom, doprowadzając ich na skraj zagłady. Wtedy nieoczekiwanie pojawiły się elfy, które zaoferowały swą pomoc w odbudowaniu świata w zamian za możliwość osiedlenia. Ludzie przez wiele lat korzystali z dobrodziejstw magii i nieznanej wcześniej technologii, pojawiły się nowe magiczne stworzenia, a cywilizacja obu ras rozkwitała... do czasu aż nieznana epidemia w przerażającym tempie zaczęła dziesiątkować elfy. Pięćdziesiąt lat później dręczony bólem, halucynacjami i tajemniczymi wizjami Richard otrzymuje zadanie odnalezienia czterech rodowych klepsydr elfów. Po początkowych sukcesach, poszukiwania prowadzą go do miasteczka Sleepy Graves i tajemniczego klasztoru zamieszkałego przez niezbyt przychylnie nastawionych do ludzi z zewnątrz mnichów. Wkrótce staje się jasne, iż działania Richarda oraz plany jego mocodawczyni Evangeline mogą zaważyć na przyszłości całego świata, a to, co bohater w swym życiu i otoczeniu uważał za pewnik, może być sprawnie zrealizowaną mistyfikacją.

Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza ma około pięćdziesiąt stron i opowiada historię młodego Iana, hodowcy i trenera wiwern. Niestety w pewnym momencie Reystone gwałtownie ucina ten wątek pozostawiając czytelnika z całą masą pytań, po czym na scenę wkracza wspomniany wcześniej Richard. To wokół niego koncentruje się akcja i to na nim skupia się uwaga czytelnika, co początkowo nie jest wcale plusem książki. Burkliwy i zamknięty w sobie, działający poza prawem outsider, gotów na wszystko, by uwolnić się od cierpienia, budzi mieszane uczucia, jednakże po pewnym czasie zjednuje sobie przychylność odbiorcy. Duży udział w ociepleniu wizerunku mają nie tylko retrospekcje ukazujące okoliczności przyjęcia przez niego zlecenia odnalezienia artefaktów, ale też dynamiczne i momentami całkiem zabawne interakcje z dwojgiem pomocników (a zarazem strażników) przydzielonych mu przez Evangeline. Sprzyja to ekspozycji bohatera i ukazaniu jego poszatkowanej psychiki, a także determinacji, by osiągnąć cel i rozpocząć nowe życie – pozbawione bólu i problemów z postrzeganiem rzeczywistości.

Poszukiwania prowadzone przez Rocharda są niespieszne, a akcja naprawdę powoli nabiera tempa – za to kiedy się już rozkręci, to nie zwalnia praktycznie do samego końca książki. Druga połowa powieści obfituje w zwroty akcji, a jej finał to jeden gigantyczny cliff hanger pozostawiający czytelnika z jeszcze większą ilością pytań niż po zmianie protagonisty z Iana na Richarda. Z pewnością zaostrza to apetyt na lekturę drugiego tomu, jednakże pozostawia też czytelnika z uczuciem niedosytu, spotęgowanym przez fakt, iż niektóre rozwiązania fabularne są trochę zbyt przewidywalne. Sytuacji nie poprawia chaotyczny przebieg końcowych rozdziałów ani to, że bohaterowie momentami strasznie się miotają nie mogąc dojść do porozumienia i przedsięwziąć żadnych konkretnych działań.

Warto tutaj nadmienić, iż spokojniejsze fragmenty czyta się tu lepiej niż te prezentujące kulminacyjne wydarzenia – są one lepiej dopracowane i przemyślane, a przy tym zdecydowanie bardziej spójne. Nie można też narzekać na nudę podczas ich lektury, ponieważ autorka dużo miejsca poświęciła światotwórstwu tego intrygującego urban fantasy, historii sojuszu z elfami, wyjaśnieniu aktualnego tła społeczno-politycznego, jak również prezentacji istot zamieszkujących świat niegdyś niepodzielnie rządzony przez ludzi. Także opisy odwiedzanych przez Richarda miejsc (mimo iż nie są to tętniące życiem i mnogością wrażeń metropolie) wypadają całkiem interesująco, bowiem Reystone umie tworzyć nastrojowe, przemawiające do wyobraźni opisy oraz świetnie budować klimat opowieści. Wietrzne katedry w bardzo udany sposób łączą elementy znane nam z codziennego życia (samochody, telefony, targi expo, badania genetyczne i wirusologię) z motywami magicznymi tworząc niebanalny świat, nie będący kalką żadnego innego.

Trochę gorzej wypadają za to portrety postaci drugoplanowych, które ukazane zostały przez pryzmat ich działań, przy czym niewiele uwagi poświęcono ich wnętrzu. Autorka co prawda obdarzyła każdą z nich jakąś cechą charakterystyczną (dzięki czemu nie zlewają ze sobą w szary tłum bez twarzy), aczkolwiek jest tego trochę zbyt mało aby dało się określić ich mianem rozbudowanych czy złożonych kreacji. Biorąc pod uwagę, iż omawiana pozycja stanowi pierwszy tom serii planowanej jako trylogia, należy mieć nadzieję iż w kolejnych częściach autorka rozwinie trochę charakterystyki bohaterów.

Tom pierwszy Wietrznych katedr to całkiem interesujące urban fantasy, które czyta się bez większych zgrzytów ale też bez większych uniesień (poza irytacją związaną z tak złośliwym cliff hangerem). Nie jest pozbawiona wad, ale oferuje kilka godzin całkiem przyjemnej rozrywki. Już za kilka dni ma pojawić się na rynku drugi tom serii – kto wie, może przyniesie ona oczekiwane odpowiedzi i rozwinięcie ledwo zarysowanych elementów?