» Recenzje » Widmopis

Widmopis

Widmopis
Dzięki popularności filmu z 2012 roku, proza Davida Mitchella z Atlasem chmur na czele stała się dla polskich wydawców łakomym kąskiem. My, czytelnicy, nie mamy powodów do narzekań – dzięki temu mieliśmy okazję przeczytać świetne Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta, a niedawno na naszym rynku ukazał się równie dobry Widmopis.

Terrorysta przygotowuje się do wielkiego zamachu. Walijski bankier zmaga się z duchem, który postanowił przemienić jego życie rodzinne w piekło. Nieświadoma własnej przeszłości dusza próbuje odnaleźć korzenie pięknej mongolskiej legendy. Herbaciarka na szczycie Świętej Góry rozmawia z magicznym drzewem. Co łączy ich wszystkich? Odpowiedź jest prosta: wspólna opowieść.

Pod względem struktury Widmopis jest bliźniaczo podobny do bodaj najsłynniejszej książki Davida Mitchella – Atlasu chmur. Powieść składa się z dziewięciu rozdziałów – akcja każdego z nich osadzona jest w innym miejscu, a główne role pełnią inni bohaterowie. Jedynym, bardzo wątłym połączeniem między poszczególnymi częściami jest to, że protagoniści z poprzednich opowiadań pojawiają się w kolejnych jako statyści: mogą stać się przechodniami widzianymi zza szyby lub przypadkowymi towarzyszami podróży. Powód przedstawienia czytelnikowi tych wszystkich rozłącznych niemal historii Mitchell zdradza na samym końcu, a podczas pełnego emocji finału (który sam w sobie stanowi jeden z najmocniejszych rozdziałów Widmopisu) okazuje się, że autor dograł najmniejsze szczegóły niczym Susanna Clarke w świetnym Jonathanie Strange'u i Panie Norrellu.

I choć jako całość debiutancka powieść Davida Mitchella prezentuje się bardzo dobrze, to trudno byłoby nie zauważyć, że jedną z jej największych zalet jest moc pojedynczych historii. Pierwszy rozdział wcale tego nie obiecuje – pisarzowi udało się świetnie nakreślić portret zamkniętego w klatce obsesyjnego myślenia terrorysty, ale ciężko byłoby po lekturze tej części wyobrazić sobie, co będzie działo się dalej. A później jest tylko lepiej! Każda kolejna opowieść oczarowuje czym innym: raz jest to prosta historia zakochanego chłopaka, przywołująca na myśl Murakamiego, w której Mitchell wspina się na szczyt swego literackiego talentu pisząc o muzyce (z czym poradził sobie doskonale także w wątku Frobischera z Atlasu chmur) niczym MacLeod w Pieśni czasu; innym razem odbiorca spotyka kobietę z jednej strony wciągniętą w bezlitosne żarna lokalnej historii jak bohaterowie Dotyku Zentnera, z drugiej zaś kompulsywnie poszukującej własnej treści niczym Bartłomiej Chochoł z Fugi Szostaka; kiedy indziej znowu czytelnik będzie miał okazję podglądać egzystencję bankowca, w którego życie magia wkrada się w iście Gaimanowskim stylu – tyle że, inaczej niż u Brytyjczyka, zostaje ona błyskawicznie zdominowana przez szarą rzeczywistość. Jeżeli ktoś jeszcze nie znalazł czegoś dla siebie, to z pewnością poczuje się poruszony wątkiem szajki złodziei i fałszerzy, których relacje definiowane są przez seksualne zależności (co budzi natychmiastowe skojarzenia z Imajicą Barkera), lub duszy poszukującej źródeł prastarej opowieści, a zarazem własnych korzeni, która przypadkiem przemienia anonimowego agenta KGB w podobne sędziemu Holdenowi z Krwawego południka uosobienie zła. Widmopis poraża różnorodnością tematów, mnogością ukrytych w nim historii, bogactwem kolejnych żywotów i zdumiewająco szeroką paletą emocji, jakie potrafi wyzwolić w czytającym – okazja do wielokrotnych przemian w świadka toczonych przez bohaterów walk z ich codziennymi, a jednak unikalnymi problemami to zdecydowanie najważniejsza możliwość, jaką daje ta powieść.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Lektura Widmopisu komplikuje się wraz z przedzieraniem się przez kolejne rozdziały. Najpierw rodzi się naturalna podczas spotkania z powieścią chęć potraktowania tekstu jako całości, która znika gdzieś po przeczytaniu pierwszych kilku części. Potem pojawia się konfuzja – skoro pojedyncze historie są tak dobre, to czemu służy zamykanie ich w jedną powieść? Kiedy doczytuje się książkę, można odnieść wrażenie, że przejrzało się zamysły Mitchella. Po pewnym czasie jednak powraca niepewność i pytanie: czym są te wspaniałe opowiadania? Czy naprawdę tylko przygotowaniem do bardzo dobrego finału? W tej lekturowej sinusoidzie dociekań można dojść do wniosku, że Widmopis jest zapisem kolejnych poszukiwań. Opisani przez autora ludzie rozpaczliwie, choć często nieświadomie, walczą o własną opowieść: czasami próbują zrozumieć samych siebie poprzez miłość, czasami poprzez biologizm i namiętność, czasami poprzez własną inteligencję i naukę, a czasami poprzez poddanie się nurtowi wielkiej lub małej historii. W swojej debiutanckiej książce David Mitchell stawia znak równości między życiem a opowieścią. Ostatnim razem czułem się tak zaskoczony i w ten sposób urzeczony podczas lektury Opowieści sieroty Cathrynne M. Valente – i cieszę się, że miałem okazję poczuć się tak po raz kolejny.

Widmopis to powieść bardzo specyficzna. Bez trudu mogę wyobrazić sobie czytelników, którzy nie powinni po nią sięgać: miłośnicy dynamicznych fabuł pewnie szybko by się nią znudzili, przeciwnicy pokręconych struktur mogliby zarzucić jej niepotrzebne skomplikowanie, a fani intensywnej, skondensowanej, gęstej narracji (do których sam się zaliczam) zbytnie rozluźnienie. To wszystko jednak nawet w najmniejszym stopniu nie zmienia tego, że lektura debiutanckiej powieści Mitchella to odświeżające i wyjątkowe doświadczenie, a tych współczesna literatura wcale wiele nie oferuje.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Widmopis (Ghostwritten)
Autor: David Mitchell
Tłumaczenie: Anna Reszka
Wydawca: MAG
Data wydania: 31 października 2014
Liczba stron: 432
Oprawa: twarda
ISBN-13: 978-83-7480-440-0
Cena: 39 zł



Czytaj również

Widmopis
- fragment
Slade House
Ciemne zaułki duszy
- recenzja
Czasomierze
Piaski czasu
- recenzja
Czasomierze
- fragment
Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta
Jakub de Zoet dziwi się światu
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.