Wbrew wskazówkom zegara

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Wbrew wskazówkom zegara
O tym, co by było, gdyby ludzie przestali umierać, pisało już wielu twórców fantastyki naukowej. Niektórzy poszli dalej i postanowili zapytać, co stałoby się, kiedy zmarli powstaliby z grobów. Jest też jeden pisarz, który chciał wiedzieć jeszcze więcej: jak wyglądałby świat, gdybyśmy zaczęli młodnieć zamiast starzeć się? Autorem tym był Philip K. Dick.

Sebastian Hermes zajmuje się przywracaniem zmarłych do życia. Brzmi mistycznie? Na pewno, ale każdy, kto kiedykolwiek miał okazję podglądać pracowników vitarium wie, że ich zawód nie należy do lekkich. Najpierw trzeba "staronarodzonego" wydobyć z głębokiego dołu, w którym przebywa, potem zadbać o jego wątłe zdrowie, nakarmić i napoić, przygotować do życia w nowym świecie i... sprzedać. O ile w przypadku zwyczajnych ludzi to wszystko jest pracą nużącą, ale prostą i bezpieczną, to kiedy z martwych powstaje ktoś, kogo nazwisko znają wszyscy, rynek zbytu staje się krwiożerczy. Tym, którzy jeszcze nie znają Wbrew wskazówkom zegara, opis powracania do życia może wydać się pokręcony. Ale jeśli założyć, że wektor czasu nagle zwrócił się w drugą stronę, wszystko układa się w logiczny ciąg, prawda? Przynajmniej wedle logiki, do której przyzwyczaił czytelników Dick.

Wbrew wskazówkom zegara to powieść, w omówieniu której należy odnieść się do dwóch skrajnie różnych stanowisk, jakie może zająć czytelnik: analitycznego i syntetycznego. Na początku warto zająć się tym pierwszym.

Rozłożenie tej opowieści na części składowe to proces żmudny i trudny. Już pomysł wyjściowy, choć pozornie prosty, jest zwyczajnie niemożliwy do zrealizowania, a przynajmniej w pełni. Trudno wyobrazić sobie, żeby pisarz – jakkolwiek utalentowany – mógł poradzić sobie ze zrozumiałym przedstawieniem świata, w którym czas płynie do tyłu. Dlatego też Dick zdecydował się na przedstawienie odbiorcy zjawiska fizycznego zwanego Fazą Hobarta, które sprawia, że temporalnej rewolucji podlegają tylko niektóre aktywności. Strawione jedzenie pojawia się na  stołach, niedopałki wypełniają się dymem i jako nienaruszone papierosy znajdują się z powrotem w paczkach, a niegdyś zmarli ludzie powracają do życia i zaczynają młodnieć. Można znaleźć w tym pewną logikę, ale konsekwencji – ani trochę. Zresztą Dick niezbyt przejmuje się tym, że nie daje odbiorcy właściwie żadnych wskazówek, które mogłyby pomóc w zrozumieniu tej pokrętnej rzeczywistości; ochrzcił największą zmianę w dziejach ludzkości Fazą Hobarta i nie chce powiedzieć o niej nic więcej. Po zakończeniu lektury nie wiadomo nawet, czy młodnieli tylko ci, którzy wcześniej umarli, czy wszyscy – w powieści mowa jest o obu tych przypadkach. To powieść, która rodzi wiele pytań, ale jeżeli będziecie szukać prostych odpowiedzi, to raczej Was nie zadowoli.

Jednak ci, którzy z twórczością Dicka są choćby pobieżnie obeznani, z pewnością wiedzą, iż jego książki stają się zdecydowanie ciekawsze, kiedy spojrzeć na nie jako całość. Wtedy mniej ważne stają się drobne problemy z nadmiarem szalonych pomysłów, a na jaw wychodzi cel ich wykorzystywania. Uważny czytelnik szybko zapyta: po co starcy mieliby wracać z zaświatów? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta: żeby opowiadać o tym, co widzieli. Wbrew wskazówkom zegara to wyraz metafizycznej i eschatologicznej ciekawości, okraszony sporą dozą strachu i niepewności. Dick, nieustannie próbujący w tekstach zgłębiać tajemnicę rzeczywistości, tym razem podejmuje kwestię spraw ostatecznych. Jednak znowu: nie odpowiada na żadne pytania, tylko drąży, stara się dotrzeć do sedna. Gdyby jednak kiedykolwiek do niego dotarł, prawdopodobnie nie byłby uznawany za jednego z najlepszych twórców fantastyki naukowej, lecz za proroka. Ta powieść będzie ucztą dla tych, którzy znajdują przyjemność w obserwowaniu filozoficznych zmagań i zdają sobie sprawę z tego, że są one z góry skazane na porażkę.

Nie można nie wspomnieć o jeszcze jednej kwestii: to naprawdę niezły, trzymający w napięciu thriller polityczny. Fabuła kręci się wokół powracającego do życia proroka Gminy Wolnych Murzynów, którego dorwać próbują rzymscy papiści i usuwająca ze świata niepotrzebne informacje Ludowa Biblioteka Miejska. W całą aferę wplątują się Sebastian Hermes i jego współpracownicy. Choć nie można mieć wątpliwości co do tego, że w powieści wszystko podporządkowane jest reperkusjom Fazy Hobarta, to trudno nie docenić  galopującej akcji i wyjątkowo udanego – nawet jak na Dicka – dramatis personae. Relacje między głównym bohaterem i jego żoną oraz ich kochankami nakreślone zostały po mistrzowsku. Jedną ze zdecydowanie najciekawszych postaci jest Ann McGuire, archetypiczna femme fatale.

Wbrew wskazówkom zegara to jedna z tych powieści Philipa K. Dicka, która teoretycznie mogłaby zadowolić każdego czytelnika. Miłośnicy dobrej fabuły odnajdą w niej naprawdę wciągającą historię, intrygujących bohaterów oraz kilka trzymających w napięciu scen. Obawiam się jednak, że kręciliby nosem, kiedy jej szalony klimat stawałby się wyczuwalny (w tym tekście pojawiają się między innymi granaty z LSD). Dlatego też po tę książkę powinni sięgnąć przede wszystkim ci, którzy szukają w literaturze okazji do pobudzenia wyobraźni i rozruszania szarych komórek. Obie te funkcje Wbrew wskazówkom zegara spełnia bardzo dobrze.