W pośpiechu do raju - J.G. Ballard

"Marzenie o ekologicznym raju zamienia się w koszmar"

Autor: Bartłomiej 'wóda' Wódarski

W pośpiechu do raju - J.G. Ballard
Koniec XX-ego wieku. Podobno Francuzi przygotowują się do kolejnych prób z bronią atomową w tropikalnym raju. Po atolu Mururoa przychodzi czas na wyspę Saint-Espirit. Ruchy ekologiczne, z kontrowersyjną doktor Barbarą Rafferty na czele, widzą w rozbudowie baz wojskowych zagrożenie dla przetrwania ginących albatrosów. Rozpoczynają się prostesty, na ulice spadają pierwsze ulotki, jednak media skupiają swoją uwagę na problemie dopiero, gdy kilkuosobowa grupa ekologów płynie na Saint-Espirit i dochodzi do konfrontacji z francuskim wojskiem. Pod naciskiem opinii publicznej żołnierze wycofują się z wyspy, która ma się stać rezerwatem dla zagrożonych gatunków. Tak rozpoczyna się proces tworzenia tytułowego raju. Ekologicznej utopii. Oczywiście nie wszystko układa się tak, jak powinno, a intencje obrońców przyrody nie są tak krystalicznie czyste, jak mogłoby się wydawać.

Ballard, sięgając po modny temat ochrony środowiska, tak naprawdę pisze o tym, co przyniosło mu sławę i uznanie. Tworzy kolejną dystopię. Skromną, kameralną. Dotyczącą małej grupki ludzi odciętej od świata na odległej wyspie, gdzieś na Pacyfiku. Bowiem W pośpiechu do raju nie jest, jak być może planował autor, głosem w sprawie ruchów feministycznych czy ginących gatunków fauny i flory. Jest kolejną historią o tym, że władza deprawuje, a idea raju na ziemi zawsze zamienia życie w piekło.

Problem w tym, że takich książek były już dziesiątki. Sama zaś zmiana dekoracji nie wnosi zbyt wiele. Przywołuje odległe skojarzenia z Władcą much, ale nic więcej. Niestety, to nie jedyny zarzut, jaki można postawić Ballardowi. Postaci są na tyle płaskie i "papierowe", że o niektórych czytelnik nie jest w stanie powiedzieć jednego słowa po zakończeniu lektury. Ich reakcje bywają nielogiczne i nagięte do głównego nurtu fabuły. Styl męczy i krótka przecież powieść rozwleka się do niewyobrażalnych rozmiarów. Rzadkie zwroty akcji zupełnie nie zaskakują. Więcej - naiwność bohaterów zaczyna irytować już po kilkunastu stronach, kiedy bez trudu domyślamy się "co" i "dlaczego".

Można próbować bronić W pośpiechu do raju Jamesa Grahama Ballarda. Wskazywać na wagę tematu, doszukiwać się ukrytych wartości. Tyle, że nie warto. Jest mnóstwo lepszych dystopii, sporo lepszych powieści ekologicznych. Tę, mimo zachęcającej ceny, możecie spokojnie zostawić na półce w księgarni. Na koniec jeszcze jedna uwaga, być może ważna dla niektórych – właściwie nie ma tu fantastyki.

Na okładce dumnie widnieje zdanie mające podsumowywać całą historię:
"Marzenie o ekologicznym raju zamienia się w koszmar". Trudno się nie zgodzić. Marzenie o dobrej książce zamienia się w koszmar. Dla czytelnika.