W pogoni za proroctwem

Pożegnanie z przygodą

Autor: Jakub 'Qbuś' Nowak

W pogoni za proroctwem
Brandon Mull całkiem dobrze poradził sobie z trudnym zadaniem napisania środkowej części trylogii – Zarzewie buntu było solidną książką przygodową. Stworzenie zwieńczenia cyklu to zadanie z pozoru łatwiejsze, wszakże bez większych trudności można podać cechy dobrego finału. W przypadku powieści, która nie przełamuje gatunkowych schematów, kulminacja powinna przede wszystkim być efektowna, powinna zamknąć wszystkie ważne wątki oraz być w pewnym stopniu zaskakującą. Sprawdźmy, jak W pogoni za proroctwem prezentuje się na tle tych pozornie prostych wymagań.

Nieuchronnie zbliża się czas ostatecznej konfrontacji. Dzięki staraniom bohaterów pojawiła się minimalna szansa na pokonanie Maldora. Potężny mag nadal wydaje się niemal niezwyciężony, lecz śmiałkowie nie mają wyboru – albo stawią mu czoła, albo będą uciekinierami do końca swoich dni. Najpierw jednak Jason i Rachel oraz reszta buntowników muszą podzielić się na dwie grupy – przed każdą z nich staną wyzwania, którym nikt dotąd nie sprostał. W dodatku na rozwiązanie czeka kwestia powrotu pary protagonistów do "naszego" świata.

Nikogo raczej nie zdziwi fakt, że w trzeciej części Pozaświatowców Brandon Mull zachowuje formułę, która sprawdziła się w przypadku poprzednich części. Nadal podstawę powieści stanowi wypełniona przygodami akcja. Jest z tym związana największa słabość utworu, a mianowicie zbyt rozbudowana i leniwa ekspozycja. Po W pogoni za proroctwem nie sięgną raczej osoby nieznające cyklu, więc przypominanie zdarzeń z poprzednich tomów wydaje się niepotrzebne. Można też odnieść wrażenie, że autor za dużo miejsca poświęcił na roztrząsanie rozterek trapiących bohaterów. Pogłębia to co prawda ich charakterystykę i pozwala się do nich zbliżyć, lecz można było te elementy wpleść płynniej, bez spowalniania akcji.

Aczkolwiek, gdy bohaterowie zabierają się do właściwego ratowania Lyrianu, znikają wszelkie powody do narzekań. Tempo zdarzeń szybko wzrasta, czytelnik nie ma w zasadzie czasu na wytchnienie, tym bardziej, że śledzi poczynania dwóch grup. Trudności się piętrzą, a ich pokonanie będzie wymagało odwagi, pomysłowości i poświęceń. Motyw bohaterskiej wyprawy to sztampa, lecz w tym przypadku sprawnie napisana. Zakończenie także nie zawodzi. Finał zamyka wszystkie wątki i wyjaśnia kilka tajemnic, a napięcie oraz zwroty akcji są odpowiednio dozowane. Wynik ostatecznego starcia zapewne nikogo nie zaskoczy, lecz i tak daje sporo satysfakcji.

Autora można także pochwalić za konsekwentną kreację postaci oraz inwencję. Mullowi znów udało się wzbogacić stworzony przez siebie świat o kilka ciekawych elementów – od stwora, który może przybrać formę dowolnego dotkniętego materiału, po biblioteczne automatony. Tym razem czytelnikom nie będzie dane napotkać nowych bohaterów, lecz nie tylko nie przeszkadza to w lekturze, ale pozwala skupić się na tych znanych. Z jednym wyjątkiem: mamy nadal do czynienia ze zbiorem jednowymiarowych postaci, choć są to bohaterowie wyraziści i dający się lubić. Wspomniany wyjątek stanowi Ferrin, były pomocnik Maldora, któremu mało kto ufa. Rozsadnik nie ukrywa swych wątpliwości i niezwykle praktycznego podejścia do życia, lecz jednocześnie imponuje mu poświęcenie Jasona i Rachel, którzy walczą za cudzy świat.

Zarówno W pogoni za proroctwem, jako osobna powieść, jak i Pozaświatowcy jako cały cykl, to przygoda, do której śmiało można zaprosić młodszych (choć zdecydowanie nie tych najmłodszych) czytelników oraz tych starszych, niestroniących od lżejszych lektur. Jest to ekscytująca podróż przez ciekawy świat w towarzystwie bohaterów, w których towarzystwie czytelnik stawi czoło wielu wyzwaniom. Bardzo solidna powieść przygodowa w fantastycznym wydaniu.