» Recenzje » W cieniu płonących świec - Tabitha King, Michael McDowell

W cieniu płonących świec - Tabitha King, Michael McDowell


wersja do druku

Realizm magiczny po amerykańsku

Redakcja: Beata 'teaver' Kwiecińska-Sobek

W cieniu płonących świec - Tabitha King, Michael McDowell
Czy po przeczytaniu Hotelu New Hampshire Johna Irwinga nie chcieliście wychowywać się w hotelu jak rodzeństwo Berrych? Przez długi czas sądziłam, że żadnemu z pisarzy nie uda się pokonać Irwinga w moim prywatnym rankingu twórców światów i bohaterów dziecięcych. Żeby było jasne, nie mówię o książkach o dzieciach pisanych dla dzieci, lecz o dzieciństwie i dorastaniu opisanych dla dorosłego odbiorcy. Jest to trudna sztuka, bo trzeba unikać infantylizmu i jednocześnie zauroczyć dziecko, którym kiedyś był czytelnik. A to ostatnie jest trudne, bo owe dziecko jest częścią dorosłego, który przez lata zdążył się uodpornić na sztuczki nie dość wiarygodne.

Ale przejdźmy do książki napisanej przez Tabithę King i Michaela McDowella. Jest to również książka o dorastaniu, z tym, że nie gromadki dzieciaków lecz samotnej dziewczynki. Główna bohaterka, siedmioletnia Calliope Carol Dakin, zwana Calley, jest półsierotą. Historia zaczyna się, gdy jej ojciec zostaje zamordowany. Trudno mówić o rozwoju wypadków, ale raczej o obserwowaniu tego, co się dzieje. Informacje przekazywane są skąpo, fajerwerków tu nie znajdziemy a wydarzenia - zwyczajne jak i nadnaturalne - przekazywane są na takich samych zasadach, dawkowane ostrożnie i w swoim czasie. Bywały chwile, gdy prawie wyłaziłam ze skóry otrzymując tylko część informacji, której dalszy ciąg chował się gdzieś w odległej przyszłości.

Można się zastanawiać, na ile wydarzenia "magiczne" są "prawdziwe" i czy nie są tworami umysłu dziewczynki o dużej wyobraźni, która w ten sposób radzi sobie z światem rzeczywistym. Jest to pytanie, które czytelnik często zadaje sobie podczas lektury i zapewniam, że pojawia się ich więcej. Z jednej strony magia jest właściwością gatunku, a raczej krzyżówki gatunków. Na tylnej okładce przeczytamy, że dzieło autorów jest "połączeniem realizmu magicznego i powieści z gatunku Southern Gothic”, zatem ta magia mogłaby całkiem "legalnie" zaistnieć w tym świecie. Z drugiej jednak strony, wszechświat małej dziewczynki jest sam w sobie pełen magii i niezrozumiałych zjawisk, które powstają na styku dorosłości i dzieciństwa.

Sama zastanawiałam się nad potrzebą szufladkowania tak drobiazgowego jak realizm magiczny i Southern Gothic. Realizm magiczny pozwala na istnienie "naturalnej" magii w świecie rzeczywistym, a książki tego nurtu są pisane przez autorów Ameryki Łacińskiej. Jest to literatura wyrosła na mitach i legendach i choć nie jestem znawcą literatury, to sądzę, że jest takie przyzwolenie na magię w życiu codziennym, jak to w Przepiórkach w płatkach róż Laury Esquivel. Natomiast drugi typ powieści wywodzi się z powieści gotyckiej - z tych podszytych emocjami historii, które zawierają w sobie ruiny zamku, złego człowieka i heroinę czekającą na uwolnienie. Southern Gothic, jak wyczytałam, jest związany z południową częścią Stanów Zjednoczonych i choć w W cieniu płonących świec nie ma wyraźnie zaznaczonych takich elementów jak niewolnictwo (są subtelne uwagi i czytelnik może nie zwrócić uwagi) czy bohaterski książę ratujący uwięzioną piękność, to na pewno jest sama piękność, która musi się sama uwolnić. W tym momencie do dyskusji o rodzajach literatury możemy dorzucić pytanie, na ile powieść ta jest feministyczna, co przywodzi na myśl sytuacja rodzinna dziewczynki.

Książka jest dziełem dwojga autorów: Tabithy King i Michaela McDowella, z tym, że ten drugi zaczął ją pisać, ale nie skończył. Po jego śmierci zakończenia dzieła podjęła się jego przyjaciółka, Tabitha King. Do tej pory zastanawiam się, ile z tej książki jest jej a ile jego. Problem pozostaje nierozwiązany, ponieważ żadne autorów, mimo sporego dorobku, nie było dotąd publikowane w Polsce, więc nie mam porównania.

Powieść, którą otrzymujemy, jest opowieścią o dojrzewaniu dziewczynki. Muszę przyznać, że uderzyło mnie pewnego rodzaju okrucieństwo, którego doświadcza bohaterka. Nie mówię tu o okrucieństwie dosłownym, ale pewnego rodzaju braku litości wobec dziecka, traktowaniu przedmiotowym i bezkompromisowym. W pewnym stopniu jest to znak czasów – historia dzieje się w latach pięćdziesiątych – ale osobiście odebrałam to jako bardzo realistyczne podejście do tematu. W końcu doszłam do wniosku, że jest to traktowanie "męskie", że ten element przedstawić musiał mężczyzna – autor. Kobiety mają zakodowaną pewną opiekuńczość i nie pozwalają na tego rodzaju "krzywdzenie" dzieci. Przyzwolenie na pewnego rodzaju bezkompromisowe traktowanie dziecka bez wyraźnie zaznaczonej winy krzywdzącego, jest pewnego rodzaju zgodą na krzywdzenie dziecka w ogóle. Dlatego mężczyznom "lepiej" to wychodzi. Tak jak w Krainie traw Mitcha Cullina główna bohaterka, mała dziewczynka, staje bez żadnej bariery ochronnej przed światem, w jakim musi żyć.

Na pytanie, kim tak naprawdę jest Calley i na jakich zasadach działa jej świat, dowiadujemy się wraz samą bohaterką na ostatnich kartach książki, gdy jest ona już dorosła. I znów jest to naturalne przedstawienie sytuacji, wszak dopiero o dorosłej, ukształtowanej osobie można powiedzieć kim jest. Ale zanim Calley dorośnie, odkryje przeszłość i pogodzi się z nią, będziemy jej towarzyszyć. A dorastać będzie w dość egzotycznym, jak dla mnie, miejscu - pensjonacie w Pensacola Beach. Oczywiście w tym momencie odżyła moja sympatia do Hotelu New Hampshire oraz Daisy Fay i Cudotwórcy. Jest coś niesamowitego w scenerii nadmorskiej plaży, na której stoi osmagany wiatrami hotel. To idealne według mnie miejsce dla dorastającego dzieciaka. Nasze polskie morze nie zapewnia takich warunków, ale te z amerykańskich książek nadają się doskonale.

Narracja jest prowadzona w pierwszej osobie, przez dorosłą już Calley, która zna kulisy pewnych zdarzeń, nieznanych małej Caliope. W ten sposób także łatwo wytłumaczyć myśli i sformułowania właściwe dorosłej osobie. Perspektywa czasu dużo zmienia i łagodzi ciężar wydarzeń, które w czasie rzeczywistym mogły wydawać się inne. Choć traktowanie dziecka - według mnie - było okrutne, to właśnie czas i wyjaśnienie całej sytuacji złagodziły ton opowieści.

Następną rzeczą, na którą zwróciłam uwagę to silna więź łącząca matkę i córkę. W procesie dorastania zawsze ważna jest chwila odcięcia pępowiny. W powieści Calley jest bardzo związana najpierw z ojcem, a później, po jego śmierci, z matką. Więź ta jest pasożytnicza i przez obie strony widziana jako ciężar. W trakcie rozwoju akcji zmieniają się stosunki między matką i córką; to jeden z elementów dorastania i zyskiwania własnej tożsamości. Towarzyszy mu proces zdobywania oparcia w innych osobach i tu także szukałabym elementów "feministycznych", co mogłoby dziwić w literaturze, której autorem jest mężczyzna. Idzie za tym moje większe uznanie wobec Michaela McDowella i Tabithy King, gdyż ich wspólna powieść jest wielowarstwowa, wieloznaczna i sprawia wielką przyjemność w trakcie czytania. To prawie pięćset stron stopniowego poznawania emocjonującej i tajemniczej historii.

Żeby nie było za słodko, to wymienię także to, co uważam za wadę tej książki. W pewien sposób rozczarowało mnie zakończenie. Przy świetnym klimacie, zarysowaniu bohaterów i stopniowaniu fabuły, zakończenie nie spełniło moich oczekiwań. Czytało się świetnie, to prawda, winę zaś raczej upatruję w sobie. Zbyt jestem przyzwyczajona do krwawych, horrorowych zakończeń opowieści, a to jest na miarę opowieści o dorastaniu – świat w pewnym momencie się normalizuje a tajemnice znajdują swoje rozwiązanie.

Zdaję sobie sprawę, że części czytelników będzie brakowało akcji, zmian i spojrzenia z różnych stron. Ale to jest opowieść z klimatem, często o dniu codziennym, podszyta jedynie tajemnicą i surrealizmem. Autorzy skupiają się na elementach podkreślających magię życia codziennego i szukaniu drogi w sytuacjach, w których bohater tak naprawdę nie ma możliwości swobodnego wyboru. Bo świat dziecka, na pograniczu dzieciństwa taki właśnie jest. Pełen problemów i pytań bez odpowiedzi. Porusza on nasze wewnętrzne dziecko bez infantylnych zagrywek i z całą bezpośredniością. W cieniu płonących świec to książka, która bardzo mi się podobała. Wbrew pozorom to powieść o poważnym wyzwaniu, wobec którego staje każdy człowiek, ale o którym nie każdy potem pamięta - o dorastaniu, które jest czasem znacznie trudniejsze, niż reszta życia.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: W cieniu płonących świec (Candles Burning)
Autor: Tabitha King, Michael McDowell
Tłumaczenie: Tomasz Wilusz
Wydawca: Prószyński i S-ka
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 10 stycznia 2008
Liczba stron: 464
Oprawa: miękka
Format: 142 x 202 mm
ISBN-13: 978-83-7469-646-3
Cena: 34,00 zł



Czytaj również

W cieniu płonących świec - Tabitha King, Michael McDowell
Pani King cieniu Michaela McDowela…
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.