Upadek królów

Czas zagłady

Autor: Camillo

Upadek królów
Upadek królów, trzeci i ostatni tom cyklu Troja Davida Gemmella, zgodnie z tytułem przynosi kres panowania wielu koronowanych głów. Dzieje się jednak znacznie więcej, nie brakuje też niespodzianek odbiegających od tego, co znamy z klasyki.

Achilles zabija Hektora, Parys trafia słynnego herosa w piętę, Grecy prezentują Trojanom drewnianego konia z ukrytymi w środku żołnierzami... Wszyscy mniej więcej znamy tę historię. Jednak w oryginalnej opowieści w zmagania między śmiertelnikami wciąż mieszają się bogowie, rozgrywający własne sprawy. Autorzy Upadku królów (Gemmell zmarł przed ukończeniem ostatniego tomu, pisanie kontynuowała jego żona Stella) zrezygnowali jednak z obecności sił nadprzyrodzonych. Niektóre z wątków znajdują więc inne zakończenie niż w greckiej mitologii.

Z zabiegiem tym wiążą się dwie wiadomości – jedna dobra, druga zła. Dobra jest taka, że dzięki temu niemal do końca nie możemy być pewni, jako daleko sięgnie ingerencja autorów w oryginał. Skoro Achillesowi brak opieki Ateny, to może tym razem zwycięsko z pojedynku wyjdzie Hektor? Albo zabiją się nawzajem? A może do walki w ogóle nie dojdzie? Podobne wątpliwości dotyczą losów Odyseusza, Eneasza, Andromachy, a nawet samej Troi... Pytań jest wiele, co pozwala utrzymać czytelników w większym napięciu, niż gdyby kluczowe rozstrzygnięcia były od razu znane.

Po zakończeniu lektury pozostaje jednak pewien niedosyt. Część wątków potoczyła się klasycznie, część zupełnie inaczej, ale... nic z tego nie wynika. Brakuje w tym myśli przewodniej, spinającej całość klamry, zaskakującej konkluzji – czegokolwiek, co sprawiałoby, że to, co przeczytaliśmy, miało jakiś głębszy sens niż przerobienie greckiej klasyki na powieść low fantasy. Podobnie jak Pan Srebrnego Łuku i Tarcza Gromu, nadal jest to niezła, szybka i pełna akcji opowieść, ale tak jak one wypada z pamięci niedługo po przewróceniu ostatniej strony.

Być może gdyby Gemmell ukończył trylogię samodzielnie, Upadek królów wyglądałby nieco inaczej. Tego nigdy się nie dowiemy. Z kronikarskiego obowiązku warto jeszcze odnotować, że na sam styl powieści pojawienie się drugiego autora nie wpłynęło w żaden sposób – gdybym nie wiedział, że Upadek pisały dwie osoby, nie przyszłoby mi to do głowy. Tak czy inaczej, brak drugiego dna nie oznacza, że Gemmellowa Troja nie jest warta lektury. Jeśli lubimy lekkie powieści osadzone w historycznych realiach z domieszką heroicznej fantasy, przygody Helikaona, Odyseusza i reszty ich mitologicznych kumpli to niezła propozycja na upalne, letnie popołudnia.