Efekt ich pracy okazał się dla mnie zaskakujący. Zdaję sobie sprawę, że do lektury powinienem podchodzić bez uprzedzeń, ale, jak to bywa, nie byłem w stanie. Z prozą Krajewskiego miałem wcześniej do czynienia, dlatego nie bałem się o poziom literacki książki, a jedynie o potencjalne dłużyzny, które mogłyby być efektem medycznych wywodów. Szybko przekonałem się, iż moje obawy nie miały nic wspólnego z rzeczywistością.
W dwunastu zebranych w Umarli mają głos opowiadaniach najciekawsze okazują się właśnie tajemnice ukryte w ludzkich zwłokach. Nie brzmi to może przyjemnie, ale jest po prostu fascynujące. Kawecki świetnie wykonał swoją pracę, bo wybrał takie przypadki, które potrafią zawładnąć wyobraźnią: czasem poprzez szczególne okoliczności towarzyszące zbrodni (samobójstwo rytualne), innym razem wskutek splotu wyjątkowo mało prawdopodobnych zdarzeń (kule trafiające – czy też może nietrafiające – do celu w niewiarygodny sposób). Potencjał tkwiący w tym pomyśle jest tak wielki, że niektóre spośród opowiadań zaczynają się i kończą na trupie, bo stanowi on zagadkę skomplikowaną i niełatwą.
Zdecydowanie słabiej wypada warstwa książki, za którą bezpośrednio odpowiedzialny był Krajewski. O ile nie można mieć do niego pretensji o wplecenie w treść opisów medycznych (to, że przyćmiewają resztę tekstu, jest zrozumiałe i mieści się w założeniach głównej koncepcji) i ich zrozumiałość (sam autor pisze o tym, że wraz z Kaweckim zadbali o to, aby były one maksymalnie treściwe, ale i przyswajalne dla laika), to towarzyszące im historie są bardzo przeciętne. Banał goni banał, bohaterowie pełnią role pretekstowe, a o śledzeniu rozwijających się intryg trudno w ogóle mówić, bo Krajewskiemu zdecydowanie brakuje miejsca na rozwinięcie skrzydeł. W niektórych opowiadaniach próbuje tworzyć tło społeczne czy obyczajowe, ale trudno którekolwiek z nich uznać za szczególną zaletę. Główną rolę w Umarli mają głos odgrywają trupy – główną i właściwie jedyną wartą uwagi. Krajewskiemu należą się natomiast pochwały za to, że we wszystkich tekstach odpowiednio wyeksponował pracę Kaweckiego i zadbał, aby pokazać jej najbardziej fascynujący wymiar.
Wspólna książka Marka Krajewskiego i Jerzego Kaweckiego to doświadczenie dla odważnych czytelników, którzy lubią książki z pogranicza fabuły i literatury faktu. Choć opowiadania zgromadzone w zbiorze nie zachwycają wątkami kryminalnymi, to naprawdę trudno zrezygnować z przewracania kolejnych stron. Umarli mają nie tylko głos, ale i niesamowity mroczny magnetyzm, co fantastycznie udało się, mimo większych i mniejszych błędów, Krajewskiemu pokazać.