Ujarzmienie

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Ujarzmienie
Po dobrym Unicestwieniu Jeff VanderMeer nie spoczął na laurach. Drugi tom jego najnowszej trylogii, Southern Reach, jest jeszcze lepszy: Ujarzmienie to dynamiczna, trzymająca w napięciu lektura, od której ciężko się oderwać.

John Rodriguez, zwany przez współpracowników Kontrolerem, dostaje od Centrali kolejną szansę. Nie będzie to oczywiście praca w terenie, o której marzy każdy szpieg – mężczyzna ma zająć się ogarnięciem sytuacji w pozbawionej szefa Southern Reach, agencji opiekującej się skażonym w katastrofie ekologicznej terenem zwanym Stefą X.

Ujarzmienie diametralnie różni się od poprzedniego tomu Southern Reach, Unicestwienia. Największą zmianą jest to, że VanderMeer wprowadza na scenę znacznie więcej postaci niż w części pierwszej: obok znanej już czytelnikom biolożki (pełniącej teraz rolę bohaterki pobocznej, nie protagonistki) dla rozwoju fabuły kluczowi będą Kontroler, jego matka Jackie Severance, zastępczyni dyrektorki agencji Grace oraz naukowiec Withby. Dzięki temu pisarz ma okazję szerzej opisać panujące między bohaterami relacje, co wprowadza do tekstu wyjątkowo ciekawe wątki obyczajowe. Najlepsze są fragmenty poświęcone dzieciństwu Rodrigueza i jego stosunkowi do rodziców: chłodnej matki borykającej się z problemami z okazywaniem uczuć oraz otwartego, ciepłego ojca. Dzięki wprowadzeniu dosyć bogatego tła psychologicznego czytelnik może w jakiś sposób identyfikować się z Kontrolerem – to znacznie więcej niż w przypadku biolożki z Unicestwienia.

Diametralna zmiana formy narracji pociągnęła za sobą lawinę kolejnych modyfikacji. Po pierwsze: Ujarzmienie dorobiło się fabuły z prawdziwego zdarzenia. Poprzedni tom był tylko wprowadzeniem: VanderMeer przedstawił czytelnikowi zaledwie zręby historii, więcej miejsca poświęcając kreowaniu mrocznego, niepokojącego i momentami surrealistycznego klimatu. W drugim tomie z całym zapałem bierze się za tworzenie wciągającej, wielowątkowej opowieści. Unicestwienie kusiło przede wszystkim tajemnicą – w Ujarzmieniu pojawiają się natomiast pierwsze odpowiedzi, które przykuwają odwagę, choć trudno nazwać je pełnymi. Pierwszy tom Southern Reach przywodził na myśl przede wszystkim twórczość Philipa K. Dicka, natomiast kierunek, w którym rozwija się cykl, przypomina raczej jedno ze sztandarowych dzieł Stephena Kinga, Bastion, lub mroczny serialowy hit zeszłego sezonu, True Detective.

Niestety, Ujarzmienie nie jest pozbawione wad. Zdecydowanie najpoważniejszą jest strasznie rozwleczony finał. To dziwi, szczególnie kiedy wziąć pod uwagę, że VanderMeer przez cały czas doskonale panuje nad tempem: rozwija akcję konsekwentnie, pamięta o tym, żeby co jakiś czas dać czytelnikowi chwilę oddechu (zwykle poprzez wplecenie krótkiej retrospekcji), jednocześnie wystrzegając się dłużyzn, a ponadto zdecydowanie przyspiesza przed kulminacją. Ale po tej ostatniej następuje krach – zamiast zostawić czytelnika z kłębiącymi się myślami, pisarz powraca do bodaj najsłabszego elementu całej powieści (relacja Kontroler-biolożka) i rozwija raczkujący wątek właściwie poza fabułą całego cyklu. Podczas lektury odniosłem wrażenie, że gdyby autor skończył wcześniej, odłożyłbym książkę naprawdę przestraszony (a tego oczekuję po horrorach z najwyższej półki!), natomiast przez finał (czy nawet poakcję) poczułem się co najwyżej zmieszany.

Ujarzmienie to bardzo dobra powieść, która naprawdę zaostrza apetyt na trzeci tom Southern Reach. Jeżeli lubicie mroczne, trzymające w napięciu thrillery z wielką tajemnicą w tle, to powinniście jak najszybciej zaopatrzyć się w wydane niedawno książki Jeffa VanderMeera – są naprawdę świetne.