Trzeci najazd Marsjan - Marek Oramus

Symulacja

Autor: Marcin 'malakh' Zwierzchowski

Trzeci najazd Marsjan - Marek Oramus
Od Marka Oramusa, podobnie jak od jego imiennika Marka S. Huberatha, czytelnicy wymagają wiele. Sięgając po ich kolejne dzieła mogą być pewni, że otrzymają solidne powieści science fiction. Ale czy to wystarcza? Nie bez przyczyny wspominam autora Vatrana Auraio – książka ta, choć zawiera spójną i ciekawą wizję, nie angażuje czytelnika. Oferuje mu dopracowaną historię i fantastycznonaukową scenerię, w której się rozgrywa. Brak w niej jednak emocji. Na dokładnie tą samą przypadłość cierpi Trzeci najazd Marsjan.

Wciąż jednak jest to tekst, który wyszedł spod pióra Oramusa – człowieka instytucji w polskim fantastycznym światku. Nie ma więc mowy o niedociągnięciach, nielogicznościach czy zagrywkach typu deus ex machina (autora nie sposób przyłapać na żadnym potknięciu, unika nawet wyeksploatowanej amerykańskiej scenerii, akcję Trzeciego najazdu… osadzając w Niemczech). Tytułowy najazd jest inny, niż w większości tego typu historii (chyba że ktoś zna serial Goście – tutaj występują pewne punkty wspólne). Marsjanie nie wysyłają przeciw nam trójnogów, nie przylatują też w srebrnych spodkach. Pierwszą oznaką ich bytności na Ziemi są przemierzające nieboskłon przezroczyste i niezniszczalne bańki. Okazuje się, że nasz glob odwiedzają przedstawiciele międzygalaktycznej Ligi Pięciu, którzy obdarowują ludzkość wszelkiej maści dobrami. Za pomocą tajemniczych lampionów mieszkańcy Ziemi mogą składać zamówienia na potrzebne im sprzęty, później nawet pieniądze, a Liga dostarcza im je następnego dnia rano. Lud się raduje, gospodarka plajtuje. Hojność kosmicznych przyjaciół doprowadza do ruiny ziemskich producentów, bo w jaki sposób konkurować z kimś, kto oferuje lepsze dobra, a do tego za darmo? Działalność kosmicznych dobroczyńców rodzi jednak pytanie o ich intencje: rzeczywiście chcą pomóc mniej rozwiniętym technologicznie ludziom, czy może szykują grunt pod inwazję, zaczynając od wywołania ekonomicznego chaosu?

Historia ta stanowi dla Oramusa przyczynek do krytyki współczesnego konsumpcjonizmu. Powieść pełna jest nie tylko nawiązań do popkultury, ale przede wszystkim uwag na temat tego, jak wygląda życie w XXI wieku. Ustami protagonisty, Papadopulosa, autor co rusz komentuje prawie wszystkie aspekty naszego życia. Sporo w tym racji, tyle że w większości przypadków jest to mało odkrywcze narzekanie, wynikające z tęsknoty za przeszłością, tudzież niemożnością przystosowania się do zmian cywilizacyjnych.

W Trzecim najeździe Marsjan nie chodzi jednak tylko o warstwę socjologiczną. Powieść ta jest również niezwykle starannie przeprowadzoną symulacją możliwego scenariusza wydarzeń. Jak w przypadku Radia Darwina Grega Beara, czytelnik jest pewien, że autor odrobił "pracę domową" i w najwyższym stopniu dba o realizm. Symulacje mają jednak to do siebie, że są suche, wyprane z emocji. I taka jest też powieść Oramusa – czytając ją docenia się kunszt wykonania i wyraźne doświadczenie (zarówno pisarskie, jak i czytelnicze), nie sposób jednak przejmować się losami postaci. Trzeci najazd… po prostu nie jest opowieścią o nich; bohaterowie są drugorzędni wobec opisu kontaktu z nieznanym, czyli tego, co powinno stanowić tło. Bez historii o ludziach i ich perypetiach nie ma literatury pięknej. Pozostaje jedynie przydługi tekst publicystyczny. I tym właśnie jest najnowsza książka Marka Oramusa.