» Recenzje » Trylogia husycka

Trylogia husycka


wersja do druku

Ale i tak było wesoło

Redakcja: Jarek 'jareckr' Rusak, Matylda 'Melanto' Zatorska, Karolina 'Isadora' Małkiewicz

Trylogia husycka
Polscy autorzy fantasy przez kilkanaście ostatnich lat szli na łatwiznę – stagnacja, marazm i marna jakość tego gatunku to już niemal standard w publikowanych przez rzekomych tuzów tekstach; co najwyżej debiutanci próbują jeszcze "uszczknąć" dla siebie coś z wydawniczego tortu, ale szybko odbija im się to czkawką. Tymczasem nie trzeba szukać daleko – Trylogia husycka Andrzeja Sapkowskiego to cykl świetny, choć przyćmiony przez sławę, jaką zdobyła seria o wiedźminie za sprawą gier.

Pierwszy tom trylogii, Narrenturm, rozpoczyna się osobliwymi słowami: "koniec świata w Roku Pańskim 1420 nie nastąpił". I faktycznie – jedyne ognie piekielne zostaną wzniecone w finale, podczas wysadzania w powietrze pewnego przybytku. Poza tym opowieść zaczyna się bardzo przyziemnie – główny bohater, Reynevan, stworzony w pewnym stopniu na podobieństwo Jaskra (aczkolwiek trzeba przyznać, że nad wyraz stały w uczuciach), zostaje przyłapany in flagranti z zamężną szlachcianką. Jej szwagrowie nie godzą się na kalanie rodowego nazwiska i ruszają za nim w pościg, co rozpoczyna średniowieczną komedię – na czele z… bójką z porywczymi mnichami. A to tylko bardzo niewielki urywek tego, co oferuje trylogia.

Do Andrzeja Sapkowskiego można mieć różny stosunek – z jednej strony jako prywatna osoba nie wzbudza on zbytniej sympatii, z drugiej zaś zaskakująco dobrze radzi sobie z piórem (o ile pominiemy milczeniem "dzieła" takie jak Żmija). Podobnie dwojako oceniane są dwa jego największe dokonania – cykl opowieści o Geralcie i Ciri oraz właśnie recenzowany trójksiąg o Reynevanie. Zdania co do wyższości jednego nad drugim są bardzo podzielone, jednak czy na pewno zestawianie tych tytułów ma w ogóle sens?

Zaskakująca jest ilość materiału zamieszczonego w całej sadze. Już Narrenturm wystarczyłby do obłożenia fabułą czterech, a nawet pięciu innych powieści, bo właściwie nie sposób doszukać się tam nawet chwili spokoju. Bohaterowie co i rusz pakują się w tarapaty i w spektakularny sposób się z nich wydostają (najczęściej bez ofiar w ludziach, ale bywa różnie). Boży wojownicy i Lux perpetua pod względem fabularnym są trochę gorsze i bardziej monotonne, bo w sporej mierze czytelnik poznał już realia świata (a tym samym element zaskoczenia znika), niemniej nawet mniej dopracowane części trylogii nadal pozostawiają w tyle współczesnych "wyrobników" fantasy.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas lektury Narrenturm a także Bożych wojowników i Lux perpetua, to nad wyraz pieczołowite odwzorowanie czasów, w których rozgrywa się akcja (by przypomnieć – to zmierzch średniowiecza, kilkadziesiąt lat przed upadkiem Konstantynopola). Silna archaizacja języka, głębokie osadzenie bohaterów w ówczesnych zwyczajach i obyczajach oraz prywatne wendetty, ryzyko spalenia na stosie za czary i podobne typowo średniowieczne "atrakcje" to w trzytomowej powieści chleb powszedni. Podobnie jak elementy typowe dla naszego folkloru, jak chociażby wiara w czarownice i ich sabaty.

Myli się jednak ten, kto sądzi, że średniowiecze u Sapkowskiego będzie odmalowane jak najwierniej, łącznie ze skostniałą obyczajowością i religijnością. Autor niezwykle wprawnie wplótł w trylogię smaczki postmodernistyczne, co poskutkowało powstaniem iście wybuchowego koktajlu. Z jednej strony tworzą go więc elementy oddające realia wieków średnich, z drugiej zaś obściskujące się na miotle wiedźmy, wilkołak-sodomita czy nawet wspominki kolegów ze studiów na temat tego, co wyprawiali w Pradze podczas pobierania nauk magicznych (główny bohater para się magią, co już jest ewenementem). Nawet bracia zakonni wymykają się stereotypowym wyobrażeniom (towarzysz Reynevana to niezły zabijaka, a i odprawiane przez niego "egzorcyzmy" są dość… osobliwe).

We wspomnianym wyżej postmodernizmie mieści się także jawna krytyka stanu duchownego. W zasadzie w całej Trylogii husyckiej nie ma kapłana, który wzbudziłby większe zaufanie czytelnika (może poza opiekunem tytułowego Narrenturmu, czyli przybytku dla obłąkanych, jednak i jemu daleko do świętości). Nepotyzm, materializm, obłuda – to cechy niemal każdego duchownego przewijającego się przez karty trylogii. Nawet Szarlej, były mnich i towarzysz głównego bohatera, nie ma zbyt wiele wspólnego z typowym średniowiecznym zakonnikiem – jest niezłym kombinatorem, opojem, a z pewnością skutecznym zabijaką, który byłby zapewne zdolny w pojedynkę położyć niewielki oddział wroga.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

W sumie należałoby zastanowić się, czy cała trylogia dla Andrzeja Sapkowskiego nie była idealnym krzywym zwierciadłem dla ukazania średniowiecza nie poprzez pryzmat suchych, nudnych szkolnych podręczników, lecz tak, jak faktycznie mogły tamte czasy wyglądać (pomijając oczywiste wypaczenie tej wizji poprzez elementy humorystyczne i fantastyczne). Najlepiej obrazują to kobiety – mało jest w świecie powieści białogłów, które mogłyby poszczycić się małżeńską wiernością, większość z nich niezmiernie łatwo zbałamucić. Niewiasty te wcale nie pozostają stroną bierną i nie boją się wykorzystywać kochanków dla własnych korzyści (co czyni zresztą Adela von Stercza, z powodu której dochodzi w Narrenturm do szalonej eskapady). Tego typu humorystyczne aspekty można wymieniać dość długo, tym bardziej, że i bohaterowie nie próżnują i co rusz pakują się w jakąś kabałę. 

Poważną bolączką fabularną wielu powieści, nie tylko fantastycznych, jest wyraźna linia między historią a tłem, na jakim ta się rozgrywa. Na szczęście nie ma to miejsca w recenzowanej trylogii – dzieje Reynevana, a później splecenie jego losu z tytułowymi husytami, idealnie współgrają z niesamowitym, wręcz szalonym średniowieczem; wydają się wręcz nierozerwalną całością. W sporej mierze o kolejnych przygodach decydują zresztą fantastyczne byty, które napotyka młody medyk – już w pierwszym tomie pewien ciąg historii nadaje inny mnich towarzyszący mu w podróży (opętany podczas "egzorcyzmów"). A to idealne połączenie, gdyż tło historyczne w Trylogii husyckiej jest niezwykle istotne.

Warto wspomnieć, że podczas czytania przyda się choćby podstawowa znajomość łaciny lub po prostu… wyszukiwarka internetowa. Decyzją samego autora tylko niewielka część wypowiedzi i cytatów została przetłumaczona (na dodatek w formie bardzo nieporęcznego słowniczka z tyłu każdej z książek), brakującej reszty trzeba poszukać na własną rękę. Jednak nie ma tego też tyle, by przeszkadzało nadmiernie w lekturze.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

O ile Saga o Wiedźminie nadaje się dla młodszych czytelników, tak Trylogia husycka to rzecz wymagająca większego obycia, zarówno kulturalnego, jak i historycznego. Można powiedzieć wprost, że Narrenturm, Boży wojownicy i Lux perpetua razem wzięte to dla polskiego fantasy powieści równie ważne co Ziemiomorze czy Władca Pierścieni dla całego gatunku – ze świecą szukać cyklu równie dopracowanego i tak niesamowicie dynamicznego co ten autorstwa Andrzeja Sapkowskiego. Inteligentny, wyrafinowany i postmodernistyczny humor w połączeniu z niebanalną opowieścią i niezwykłymi bohaterami. Owszem, główny bohater to nie heros z dwoma mieczami przewieszonymi przez plecy, ale wcale nie są mu one potrzebne do bycia jedną z barwniejszych postaci w gatunku.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.5
Ocena recenzenta
8.07
Ocena użytkowników
Średnia z 30 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Trylogia husycka
Autor: Andrzej Sapkowski
Wydawca: superNOWA
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 6 listopada 2007
Liczba stron: 1743
Oprawa: twarda (3 tomy w etui)
ISBN-13: 978-83-7054-199-6
Cena: 150,00 zł

Komentarze


Melanto
   
Ocena:
0

Trylogia husycka w moim rankingu plasuje się wyżej niż perypetie wiedźmina. Sapkowski świetnie wykorzystał ciekawy kawałek historii, zrobił to w bardzo dobrym stylu, z polotem. Finał mnie nie satysfakcjonował, jednakowoż całość jest warta lektury, i to wielokrotnej. 

30-04-2014 20:42
Asthariel
   
Ocena:
+3

Pierwszy tom - bardzo dobry. Drugi - bardzo dobry. Trzeci - przeciętny przez 75 %, zakończenie fatalne. Why, Andrzej, why?

30-04-2014 20:55
Melanto
   
Ocena:
0

W trzecim tomie jest, jak na moje oko, próba rozwikłania tego, co narosło przez dwa poprzednie, a doszło jeszcze kilka innych wątków i skumulowało się zbyt wiele.. Zakończenie... Wiedziałam, że słodko i szczęśliwie nie będzie, ale finał zawiódł i to się zaczęło sporo przed finałem. Mimo wszystko lubię wracać i zawsze czytam całość ( a scenę wiadomych egzorcyzmów po wielokroć, podobnie jak charakterystyki lokatorów Narrenturmu plus fragmenty z udziałem raubritterów, moim zdaniem najlepsze momenty trylogii). 

30-04-2014 21:06
earl
   
Ocena:
0

W zasadzie w całej Trylogii husyckiej nie ma kapłana, który wzbudziłby większe zaufanie czytelnika

Moją sympatię wzbudza ojciec Grzegorz, inkwizytor dominikański, który faktycznie chce walczyć z herezją a nie heretykami i próbuje się sprzeciwiać polityce biskupa Konrada, mającej na celu mordować jak największą ilość innowierców. Szacunek wzbudza ksiądz, któremu Ambroż każe rozłupać głowę cepem, gdyż nieszczęśnik ów nie chce wyrzec się swojej wiary. A także pobity przez husytów kapłan, spotkany przez Reynevana, kiedy mimo swoich krzywd próbuje pomóc duchowo osobie, będącej wszak z tej samej opcji co ci, którzy go pobili.

30-04-2014 21:30
johnybluecaterpillar
   
Ocena:
0

cykl wspominam bardzo dobrze, a zakończenie
o nim trudno mówić starając się uniknać spoilerów, naprawde mi się podobało - z jednej strony dobrze rozplanowane, z drugiej odpowiednio chaotyczne i niespodziewane przez czytelnika - z jednym za to ogromnym minusem - po cholere używać niepotrzebnego(!) anachronizmu i jeszcze się do tego przyznawać w przypisach?

01-05-2014 14:57
Phea
   
Ocena:
+1

Sapkowski jest mistrzem opowiadań. Powieści pisze tak, jakby fabułę wymyślał na bieżąco z rozdziału na rozdział. Jestem pod wrażeniem wysiłku, jaki włożył w przeanalizowanie źródeł historycznych (kilka razy natknęłam się w Narrenturm na wzmianki o tekstach, o których istnieniu - jak sądziłam - wie tylko garstka zakurzonych profesorów), ale fabuła Trylogii Husyckiej jest, delikatnie mówiąc, słaba. I niemożliwie chaotyczna. Każde z opowiadań wiedźmińskich (i nie tylko) mówiło o czymś wielkim, ważnym, albo zabawnym, każde było inne i na swój sposób mądre, wartościowe, wzruszające, czy po prostu zabawne. Każde było INNE. A tutaj... Trzy grube cegły o tym, że Kościół to zło. Plus randomowe perypetie głównego bohatera. A wystarczyłoby krótkie, dobitne opowiadanie w takim stylu, w jakim tylko Sapkowski potrafi napisać.

Może i potrzeba większego obycia, by wyłapać wszystkie smaczki tej serii, ale same kulturowe smaczki nie wystarczą, by uznać Trylogię za pozycję wybitną, a już na pewno za polski odpowiednik Władcy Pierścieni, czy Ziemiomorza.

01-05-2014 17:49
Fenris

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0

earl - te postaci mi się jawiły akurat jako co najwyżej neutralne, jakoś niespecjalnie do nich sympatią zapałałem, stąd też taki a nie inny zwrot.

johnybluecaterpillar, akurat ten anachronizm to dodawał powieści uroku, a nie odejmował.

Phea, mnie się podobało, dobrze się bawiłem i jednocześnie nie miałem wrażenia, że jestem uważany za idiotę. ;)

01-05-2014 18:21

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.