Szklanki i kubki

Autor: Jan 'Johny' Pawlak

Szklanki i kubki

Nie tak dawno temu, za górami stołowymi, niedaleko ognistych wzgórz palnikowych, na zachód od wodospadów zlewowych i wielkiej ściany lodówkowej, w zakamarkach szafki, żyło sobie plemię kubków i szklanek. Byli to najwięksi twardziele i jednocześnie najbardziej kruche stworzenia we wszystkich krainach lampowych słońc. Twardziele, bo zwiedzali cały ich znany świat, podróżując przy pomocy zamieszkujących go olbrzymów. A kruchymi stworzeniami byli dlatego, że łatwo mogli się potłuc na śmierć. Za dnia przeżywali różnego rodzaju przygody, w nocy zaś opowiadali je sobie, siedząc w swojej szafce.

Przyszedł jednak taki dzień, który zakłócił sielankę. W łapy olbrzyma, małego Filipka dostała się królowa szklanek – jedyna szklanka z uchem. Mały Filipek był najbardziej nieokiełznanym ze wszystkich olbrzymów, tłukł najwięcej kubków i szklanek. Wszyscy zaczęli się więc martwić, gdy królowa nie wróciła na noc do szafki. Kiedy nie było jej na drugi dzień, co wrażliwsi zaczęli popłakiwać. W końcu gdy minął tydzień, większość stwierdziła, że trzeba pogodzić się ze stratą. Szklanka z uchem już nigdy nie wróci. I wtedy przemówił szaman, stary kubek z tatuażem "Gratulacje z okazji zdania matury":

– Zbudźcie się, zbudźcie się wszyscy! Miałem sen!

– Super, nam też mógłbyś pozwolić spać! – ktoś krzyknął.

– Miałeś sen, iż pewnego razu ten naród powstanie? – zapytał czarny kubek.

– Ale o co chodzi, która godzina? – zapytał ktoś trzeci.

Coraz więcej zaspanych kubków i szklanek zaczęło się zbierać wokół szamana.

– Słuchajcie! – kontynuował uzdrowiciel. – Widziałem to w snach! Nasza królowa żyje!

– To czemu jeszcze do nas nie wróciła? – zapytał jakiś niedowiarek.

– Jest uwięziona tam, dokąd jeszcze nikt z nas nie dotarł. W ciemnej grocie, gdzie krainy snów i koszmarów stykają się z naszym światem.

Wszyscy zamilkli, słysząc te słowa. Szaman spojrzał po zebranych, po czym kontynuował swoją przemowę:

– Musimy ją jak najszybciej uwolnić. Kto pójdzie ze mną, jeszcze tej nocy, na wyprawę, by pomóc naszej ukochanej królowej?

– Hurra, jest quest do zrobienia! Wchodzę w to! – Naprzód wystąpił duży kubek z tatuażem "You're Simply the Best".

– Bardzo dobrze! – powiedział "Maturzysta". – Kto jeszcze się zgłosi?

Rozległy się szmery i szepty, a potem zaległa cisza. Wszyscy patrzyli na siebie, ale nikt nie kwapił się z dołączeniem do wyprawy.

– Nikt? Dwie osoby to za mało, by przedsięwzięcie się powiodło.

– Nie zrozum nas źle, uzdrowicielu – zaczęła jedna ze szklanek – ale co innego podróżować, gdy niosą cię olbrzymy, a co innego podróżować na własne ucho. Nie mamy gwarancji, czy królowa żyje. Może po prostu olbrzymy wypiły z ciebie za dużo ziółek i przez to masz dziwne zwidy podczas snów? Nikt z nas nie chce się potłuc dla tak niepewnej sprawy.

– Rozumiem. W takim razie nie zostawiacie mi wyboru, wyjście jest tylko jedno.

– Chyba nie chcecie wyruszyć we dwójkę? Zostańcie z nami, szklanka z uchem na pewno się odnajdzie.

– Nie. Urządzimy losowanie.

Na wszystkich padł blady strach. Nikt jednak nie śmiał się sprzeciwić szamanowi. W szafce była paczka paluszków. Wyjęli je i połamali. Zaczęli ciągnąć losy, Trzy osoby, które wyciągnęły najmniejsze paluszki, miały dołączyć do drużyny. Pierwszą z nich była szklanka literatka.

– Nie, proszę, jestem stworzona do badania historii i opowieści kubków i szklanek, a nie do szaleńczych wypraw w nieznane – zaprotestowała.

– Będziesz nam potrzebna – odpowiedział szaman – kto lepiej niż ty opowie po powrocie o naszych czynach?

Drugą osobą był kubek z tatuażem "Mam wszystko w nosie". Gdy okazało się, że wylosował krótkiego paluszka, zebrani zaczęli się śmiać i bić brawo.

– Nie ma szans! Nie pójdę i już! Mam gdzieś tę waszą królową.

– Nikt Cię tu nie chce – krzyknął ktoś z tłumu. – Wynoś się! Na wyprawę z nim!

– Jak widać, nie masz wielkiego wyboru – powiedział Maturzysta. – Albo pójdziesz z nami, albo narazisz się na gniew reszty, zostając.

Właśnie miano wylosować trzeciego członka drużyny, gdy z tłumu wystąpiła piękna szklanka z nadrukiem napoju typu Cola.

– Zgłaszam się na ochotnika. Z całym szacunkiem, ale jak los będzie nam wyznaczał takich ratowników, to będziemy musieli wysłać następną wyprawę, by was ratować. Chcę pomóc.

– To świetnie. Myślę, że możemy uznać rekrutację za zamkniętą.

Po całej szafce zaczął hulać halny wiatr. To niewybrani odetchnęli z ulgą.

Nie mieli czasu, by się spakować. Szaman powiedział, że muszą wyruszać jak najszybciej. Najpierw otwarli wielkie wrota na świat, wspólnie je pchając. Omal przy tym nie wypadli. Oczom ich ukazała się cała kraina oświetlona blaskiem księżyca, który zaglądał przez okno. Panowała cisza i spokój, wodospady zlewowe nie płynęły, ognie na palnikach były wygasłe, poruszały się tylko kubki i szklanki.

– Musimy się dostać na dół. Na wykładzinową pustynię – powiedział "Maturzysta".

– Na co czekamy? Skaczmy! – Krzyknął "Simply the Best".

– Zwariowałeś, to za duża wysokość – warknęła szklanka Cola.

– Powiedzmy to sobie wprost: mamy przeszkodę nie do pokonania, wracajmy – stwierdził "Mam wszystko w nosie".

– Mam pomysł – powiedziała literatka – może zróbmy linę z serwetek, a potem będziemy się na niej opuszczać.

Przez chwilę wszyscy rozważali ten plan.

– Dobrze, zróbmy tak – zgodził się szaman. W szafce rzeczywiście były serwetki, upletli z nich linę. Najpierw przewiązali nią "Maturzystę" i powoli opuścili go na sam dół, całą czwórką asekurując. Potem zjechał "Mam wszystko w nosie" ubezpieczany już tylko przez trzy osoby. Następna była szklanka Cola, której pomagali literatka i "Simply the Best". "Najlepszy" z łatwością opuścił na dół przewiązaną liną literatkę, a potem stwierdził:

– Liny są dla słabych.

I skoczył. Za chwilę z dołu dobiegł brzdęk: to kubek rozpadł się na milion kawałków.

– O NIE, STŁUKŁ SIĘ KUBEK! – krzyknęła drużyna.

– OK, to idziemy dalej – powiedział "Mam wszystko w nosie".

– Tym razem on ma rację – zgodził się szaman

Ruszyli więc w drogę. Na wykładzinowej pustyni nikt ich nie niepokoił, szybko wydostali się z krainy kuchennej do wąwozu korytarzowego. Spotkali tam przedstawicieli plemienia kapci, niektóre z nich były podarte i wyglądały na przestraszone.

– Witajcie – przemówił szaman kubków. – Szukamy naszej królowej, którą zabrał olbrzym mały Filipek. Czy moglibyście nam jakoś pomóc?

– Nie widzieliśmy jej, ale wiemy, gdzie jest siedziba tego olbrzyma – powiedział najbardziej podarty kapeć.

– Czy w takim razie wskażecie nam drogę?

– Musicie iść wzdłuż wąwozu, a potem skręcić na zachód pierwszą dostępną ścieżką. Ale uważajcie, na tym terenie grasuje Pudel-Smok, który uwielbia gryźć kapcie, niszczyć meble i innego rodzaju przedmioty. Teraz powinien spać, lecz jeśli go obudzicie, narazicie się na kłopoty.

– Dziękuję za informację, przyjacielu. Noc jest krótka, pora się spieszyć.

Szli wzdłuż wąwozu, rozglądając się na wszystkie strony. Starali się być jak najciszej, żeby nie zbudzić czającego się gdzieś tam niebezpieczeństwa. Zbliżali się już do pierwszej ścieżki, gdy ich oczom objawił się on – Pudel-Smok. Wstrzymali oddech. Bestia była przerażająca – największy pudel, jakiego widziały kubki, wystrzyżony z nagim tułowiem, łapami (oprócz "butków") i ogonem (oprócz pomponika na końcu). Ale najbardziej przerażające były różowe kokardki na ogonie i przednich łapach.

– Ominiemy go, idąc przy przeciwległej ścianie wąwozu – szepnął szaman, nie wiedząc, że psy słyszą nawet ultradźwięki. Potwór się zbudził! Spojrzał na drużynę swoimi pudlimi oczyma i zaczął warczeć.

– Udawajmy martwych – szepnęła szklanka Cola.

– Z technicznego punktu widzenia ani kubki, ani szklanki nie żyją – zaczęła cicho literatka. – Nie oddychamy, nie krwawimy, nie musimy jeść ani pić…

– Cicho – szepnął szaman. – Pozostać w bezruchu!

Pudel wciąż gapił się na pojemniki na napoje. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że coś jest z nimi nie tak. Niby stały w miejscu, ale kto je tu przyniósł? No i wydawało mu się, że mówią między sobą. Czyżby ta nowa karma dla psów mu zaszkodziła i teraz miał zwidy i omamy? I wtedy stało się coś jeszcze dziwniejszego – jeden z kubków zaczął z całkiem sporą prędkością poruszać się w kierunku kuchni. Gdyby Pudel umiał czytać, zobaczyłby na uciekinierze napis "Mam wszystko w nosie". Instynkt łowiecki dał o sobie znać, pies ruszył w pościg za kubkiem.

– Biegnijcie! – krzyknął uciekinier. – Odciągnę go od was!

– Nie, głupcze! – wrzasnął Szaman, ale było już za późno, to była ich jedyna szansa, musieli dotrzeć do pierwszej ścieżki, nim Pudel wróci.

– Ruszamy – rozkazał "Maturzysta".

 Gdy zbliżali się do wyjścia z wąwozu, usłyszeli jak w kuchni pies szczeka, a potem doszedł do nich dźwięk toczącego się kubka i brzdęk tłukącego się naczynia. Wbiegli do krainy olbrzyma – olbrzyma, którego zbudziło szczekanie psa.

– O nie! Mały Filipek tu idzie! – pisnęła literatka.

– Biegnijcie dalej! Ja go zatrzymam! – zawołał szaman.

Rozespany olbrzym zbliżał się do kubka z napisem "Gratulacje z okazji zdania matury".

– NIE PRZEJDZIESZ! – krzyknął kubek.

Mały Filipek nawet go nie zauważył. Idąc po ciemku, przez przypadek kopnął czarodzieja prosto do wąwozu. Dało się słyszeć brzdęk rozbitego kubka. Olbrzym zorientował się, co zrobił. Poszedł w tamtą stronę.

– O nie, tylko nie szaman! – krzyknęła szklanka Cola.

– Co teraz zrobimy? – zapytała literatka.

– Mamy tylko jedno wyjście. Nie możemy pozwolić, by tyle kubków potłukło się na marne. Trzeba znaleźć królową.

– Maturzysta mówił, że jest uwięziona w ciemnej grocie, gdzie krainy snów i koszmarów stykają się z naszym światem.

– Patrz tam! Widzisz?

– Co?

– Płaska góra, przez olbrzymów zwana łóżkiem. Pod nią znajdziemy szklankę z uchem.

Pobiegły więc w tamtą stronę i nim zdołały się obejrzeć, stały już przed grotą. Spojrzały w jej mroczną czeluść… coś było w niej nie tak. Nocny księżyc rozświetlał całą krainę, ale ta grota w jakiś dziwny sposób pożerała światło. Było w niej tak czarno, że można byłoby sobie przed nosem zapalić zapałkę i jej nie zauważyć. Bohaterskie szklanki zaczęły mieć wątpliwości, czy iść dalej, gdy nagle za sobą usłyszały dudnienie kroków małego Filipka.

– Szybko, do groty! – krzyknęła Cola.

– O nie! Zauważył nas!

Szklanki wbiegły pod łóżko, lecz tuż obok nich zaczęło pełznąć coś wielkiego. To ręka olbrzyma wystrzeliła w pogoni za uciekinierami.

– Złapie nas! – krzyknęła Literatka.

– Zieew, kto mnie budzi? – zapytała królowa szklanek. Nie dokończyła jednak, gdyż została schwytana, razem z pozostałymi dwiema szklankami.

Olbrzym wyciągnął wszystkie trzy ofiary spod łóżka i teraz przyglądał się swojej zdobyczy.

– Miło cię spotkać, szklanko z uchem. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach – powiedziała Cola.

– Czemu do nas nie wracałaś? – zapytała literatka.

– Zasnęłam snem dłuższym. Każdy, kto znajdzie się w grocie, gdzie krainy snów i koszmarów przenikają się z naszym światem, musi im ulec.

– Wy mówicie… – wymamrotał olbrzym. – Mówicie i do tego próbowałyście uciekać.

– Co w tym złego? – spytała Cola.

– Jesteście szklankami. To niemożliwe.

– A słyszałeś, o czym mówimy? – spytała Literatka – O snach. Jutro obudzisz się i wszystko wróci do normy. Połóż się.

– Chyba rzeczywiście będzie lepiej, jak wrócę do łóżka. – To mówiąc, Filipek odłożył szklanki na stolik i poszedł spać.

– Aha – powiedziała Cola – i pamiętaj, by więcej nie tłuc szklanek i kubków, bo następnym razem przyśnimy ci się w koszmarach.

 Cała drużyna zanuciła mu kołysankę i olbrzym niebawem zaczął chrapać.

Szklanki wraz z królową postanowiły się ulotnić. Zeskoczyły na pobliskie miękkie łóżko, a potem zeszły na podłogę po prześcieradle. Wędrowały przez nikogo niepokojone. W końcu weszły do wąwozu, ale tam napadł je Pudel-Smok! Rzucił się na uciekające trzy szklanki, warcząc, przewrócił na ziemię literatkę, już miał napaść na królową, kiedy szklanka Cola zaczęła krzyczeć

– Hej, bestio! Twoja matka była chomikiem ,a twój ojciec śmierdział skisłymi jagodami! Dalej, zmierz się ze mną!

Pudel ruszył na szklankę. Ta nie uciekała, dzielnie stawiła mu czoła.

– Na co czekacie? – krzyknęła do swych towarzyszek. – Biegnijcie do kuchni!

Smok uderzył szklankę, tłukąc ją na drobne kawałki, jednak szkło wbiło mu się w łapę. Zaskomlał i z piskiem pokuśtykał do swojego leża. To go nauczyło już nigdy nie atakować szklanek i kubków.

Tymczasem literatka i królowa były już daleko. W końcu dotarły do rodzinnej krainy. Wspięły się po linie z serwetek do szafki. Wszyscy mieszkańcy bardzo cieszyli się z powrotu królowej. Smutno im było jednak, że tyle dzielnych naczyń poległo w wyprawie.

– No cóż – powiedziała literatka – urzeczywistnianie snów może być ryzykowne, zawsze jednak pozostaje opowieść.