Szczury Wrocławia. Szpital

Zombie w psychiatryku

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Szczury Wrocławia. Szpital
Jeszcze niedawno, bo w styczniu bieżącego roku, mogliśmy gościć we Wrocławiu opanowanym przez nieumarłych, a to za sprawą Krat, drugiego tomu Szczurów Wrocławia. Mimo to, z końcem lipca na księgarniane półki trafiła kolejna książka z cyklu zatytułowana Szpital. Czy wysokie tempo wydawnicze odbiło się na jakości powieści?

Robert J. Szmidt pozwolił sobie na małą odskocznię. Zamiast skupić się na pokazaniu następnych etapów walki z apokalipsą zombie, zafundował czytelnikom poboczną historię. Szpital pozwala raz jeszcze spojrzeć na pierwsze dni epidemii, tym razem jednak z punktu widzenia pacjentów i pracowników kliniki psychiatrycznej. Wszystko rozpoczyna się 9 sierpnia 1963 roku, kiedy do ośrodka trafia pacjent upierający się, że jego zmarła małżonka ożyła. Niedługo potem mężczyzna popełnia samobójstwo, lecz to dopiero pierwszy kamyk, który uruchamia lawinę niecodziennych zdarzeń rozgrywających się na terenie szpitala.

Na początku poczułem zawód, że autor ponownie przedstawia pierwsze godziny epidemii z perspektywy innych bohaterów, zamiast rozwijać linię fabularną z poprzednich tomów. Po pierwszym rozczarowaniu dałem się porwać lekturze i trzeba przyznać, że ta pod niektórymi względami robi lepsze wrażenie niż wcześniejsze odsłony. Przede wszystkim Szpital liczy sobie 240 stron, podczas gdy Chaos i Kraty to tomiszcza mające kolejno 544 i 616 stron. Tak duża redukcja objętości przełożyła się na większą intensywność fabuły skoncentrowanej wokół obrony przed zombie. Dzięki temu Szmidt uniknął dłużyzn, które przydarzały mu się we wcześniejszych książkach. Niestety ma to też negatywny skutek. Zabrakło pobocznych wątków i postaci, jakie poprzednio przydawały atrakcyjności powieściom.

Szpital to dokładnie takie Szczury Wrocławia, do jakich zdążyliśmy przywyknąć. Przypadkowi wrocławianie niezwykle łatwo przeistaczają się w nieumarłych, ale już pozbycie się takich osobników stanowi ogromne wyzwanie. Mnóstwo ludzi panikuje, inni odkrywają w sobie pokłady odwagi lub starają się zapanować nad sytuacją na wszelkie dostępne sposoby. W dalszym ciągu czyta się to nieźle, chociaż wtórność daje się we znaki. Szmidt serwuje też kilka mocnych scen, w tym parę pokazujących, że nie tylko zombie dopuszczają się bestialskich czynów. A bohaterowie? Do tych lepiej się nie przywiązywać, bo giną nadzwyczaj łatwo. Ostatecznie dostajemy więc dokładnie to, czego można było się spodziewać po kolejnym odcinku serii.

Z punktu widzenia czytelnika oczekującego godnego zakończenia historii o epidemii, omawiany spin-off to tylko ciekawostka. Odbiór powieści zależy więc w dużej mierze od tego, czy poprzednie tomy spowodowały przesyt tematyką zombie. Jeśli nie, istnieje duża szansa, że nawet wysoka wtórność nie przeszkodzi w czerpaniu przyjemności z lektury.

Szpital ma też pewną cechę o niebagatelnym znaczeniu dla osób dotychczas stroniących od Szczurów Wrocławia. Dzięki tej powieści czytelnicy mają szansę sprawdzić czy jest to rozrywka dla nich i to bez konieczności sięgania po około sześciusetstronicowe tomiszcza. Szczególnie takim osobom polecam tę powieść. A pozostali? Spokojnie obejdą się bez wizyty w klinice.