Szczęśliwa ziemia

Nieszczęśliwy świat

Autor: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Szczęśliwa ziemia
Kolejna opowieść o współczesnym świecie, kolejna historia o straconych szansach i zaprzepaszczonych życiach. Kraków, Warszawa, Kopenhaga – nieważne gdzie, porażka, ból i strata smakują tak samo gorzko. A każde z nich obnaża słabości i lęki pokolenia dorosłych ludzi, którzy nie do końca potrafią poradzić sobie z własnym życiem.

Historia opowiedziana przez Orbitowskiego rozpoczyna się od przedstawienia Rykusmyku, małego miasteczka jakich wiele, z rynkiem, knajpami, kościołem, wszechwładnym policjantem (relikt komunizmu?) i brakiem perspektyw. Głównymi bohaterami jest kilku nastolatków, którzy chcą się stamtąd wyrwać, wyjechać i coś osiągnąć, żeby nie zmienić się w ludzi, jakich widzą naokoło siebie. Ich losy się rozchodzą, każdy zamieszkuje w innym mieście, a czytelnik ma okazję obserwować, jak (nie) radzą sobie w dorosłym życiu, kiedy ciągnie się za nimi przeszłość i dokonane wcześniej wybory.

Łukasz Orbitowski w Szczęśliwej ziemi po raz kolejny przygląda się współczesności i dzisiejszemu człowiekowi. Po raz kolejny obraz ten jest przygnębiający i wyzuty z naiwnych złudzeń o łatwości życia. Jego bohaterowie walczą sami ze sobą, chcą wyrwać się z małomiasteczkowej wspólnoty, w której się wychowali, uciec od swoich problemów, lęków i błędów. A żeby to osiągnąć, są gotowi powierzyć swój los tajemniczej istocie będącej w stanie spełniać ludzkie życzenia – choć nie wiedzą, czym ona jest ani skąd pochodzi jej moc.

Poprzez to, w jaki sposób spełniają się życzenia protagonistów i jak układa się ich dalsze życie, autor wskazuje, że pokładanie wiary w zewnętrzną moc zdolną odmienić los człowieka jest złudne i zdradzieckie, nie prowadzi do niczego dobrego. To także przedstawienie egoistycznej, samolubnej współczesności, gdzie każdy myśli o sobie i o swojej korzyści, w imię której jest w stanie poświęcić wiele – choć nie potrafi się do tego przyznać i tworzy wyimaginowany obraz samego siebie. Orbitowski pokazuje także ulotność szczęścia, radości, miłości. To kolejna jego książka, z której w wielu miejscach przebija zgorzknienie i zniechęcenie.

Jednak w przeciwieństwie do kilku poprzednich utworów (między innymi Tracę ciepło, Nadchodzi) pisarz nie ucieka się do dziwnej, przekombinowanej metafizyki. Udaje mu się zachować specyficzny, rozpoznawalny styl, ale całość jest spójna, a wydarzenia nadnaturalne znacznie bardziej zrozumiałe i przyswajalne niż chociażby w przypadku drugiej połówki Tracę ciepło. Najlepszym przykładem tego jest szaleństwo – w jakiejś formie (jak choćby taniec czy słyszany skrzek) nieodłącznie towarzyszące bohaterom i w każdym przypadku posiadające symboliczne znaczenie, które przedstawia koszt naszych pragnień spełnianych za wszelką cenę.

Szczęśliwa ziemia to najlepsza książka Łukasza Orbitowskiego, jaką czytałem. Autor odchodzi w niej coraz dalej od horroru i fantastyki, choć zasadniczo nie zmienia problematyki, którą się zajmuje. To w dalszym ciągu świetnie napisane, gorzkie rozważania nad ludzką naturą. Choć tym razem większy realizm powieści czyni wnioski wyciągane z lektury jeszcze bardziej pesymistycznymi.