Świat bez bohaterów – Brandon Mull

Jason na dworze Maldora

Autor: Jakub 'Qbuś' Nowak

Świat bez bohaterów – Brandon Mull
Literatura (nie tylko fantasy) zna motyw przypadkowych przenosin do obcego świata nie od dziś. Już Jankes na dworze króla Artura Marka Twaina korzystał z takiego zabiegu fabularnego. W podobnej sytuacji znalazł się również jeden z pierwszych antybohaterów literatury fantastycznej - Thomas Covenant. Świat bez bohaterów Brandona Mulla wpisuje się w ten schemat - do Lyrian przeniesieni zostają Jason i Rachel, dwójka dzieci z USA. Czy powieść będzie wymieniana wśród wyżej wspomnianych, czy raczej popadnie w odmęty przeciętności?

____________________________


Dość szybko okazuje się, że nowy, niebezpieczny świat to nie jedyne zmartwienie 13-latka z Kolorado i córki bogatego programisty ze stanu Washington. Splot okoliczności, losu oraz umyślnych działań pewnych szalonych muzyków sprawia, że para protagonistów wchodzi w drogę Maldorowi, ostatniemu z czarnoksiężników. Przebiegły władca od lat zwiększa swoje wpływy i bezwzględnie tępi wszelki opór. Nie chcąc pozostać więźniami nowego świata, bohaterowie wybierają ścieżkę wybawców – niekoniecznie zadowolonych z takiego obrotu wydarzeń.

Z tą ostatnią charakterystyką powiązana jest pewna słabość części fabuły. Przez prawie połowę powieści Jason i Rachel są bohaterami niemal bezwolnymi. Mają okazję wykazać się wytrwałością i pomysłowością, lecz ich poczynaniami kieruje wyłącznie konieczność. Z czasem jednak – całe szczęście – sytuacja się zmienia, a decyzje młodych protagonistów są bardziej świadome i mają realny wpływ na fabułę. Nieco szkoda, że dziecięcy duet jest aż nazbyt typowy, jak na tego typu powieści. Na samym początku zdają się nie różnić niczym od swoich amerykańskich rówieśników, lecz z czasem – oczywiście – okazuje się, że są zdolni do iście bohaterskich czynów (czasem aż za bardzo, jak na ich wiek) i odporni na pokusy. Ze schematu wyłamuje się za to antagonista. Jest odpowiednio okrutny i przebiegły, ale z przemocy korzysta w ostateczności – swoich przeciwników woli korumpować, kusić oraz nimi manipulować. Na swoisty sposób docenia tych najgroźniejszych.

Bohaterowie bliscy ideału nie współgrają ponadto ze światem stworzonym przez Mulla. Lyrian jest krainą, w której okrucieństwo i zdrada to chleb powszedni. Mało kto ośmiela się przeciwstawiać Maldorowi, gdyż wymierzona kara może okazać się okrutna i niezwykle skuteczna. Przedstawiony świat jednocześnie obfituje w oryginalne rasy i stworzenia. Są więc wojownicy, którzy po śmierci odradzają się z nasienia, będącego częścią ich ciała. Są kraby i ropuchy wielkości powozu. Są grzyby, których zapach wymazuje chwilowo pamięć. Czuć także aurę przygody – Jason i Rachel nie mogą nigdzie pozostać zbyt długo. W podróży co chwilę poznają kogoś nowego lub dowiadują się czegoś zaskakującego o świecie.

Niesamowitość świata skutecznie równoważy jego ponurą sytuację, dzięki czemu Świat bez bohaterów nie staje się zbyt brutalny dla młodszych odbiorców. Ta "młodzieżowość" w innych miejscach bywa irytująca. Głównym źródłem tej irytacji mogą być dialogi między głównymi bohaterami. Ich przekomarzania niestety rzadko są zabawne – w większości to raczej typowe dla trzynastolatków wymiany zdań. Z jednej strony trudno winić Jasona i Rachel za to, że zachowują się odpowiednio do swojego wieku, lecz czytelników (zwłaszcza nieco starszych) będzie to pewnie drażnić. W podobnym duchu można ocenić sceny dwóch pojedynków – zamiast humoru mamy absurd.

Świat bez bohaterów jest powieścią dobrą. Może i nie wywoła zachwytu u wyrobionych fanów fantasy, ale jestem przekonany, że tym młodszym na pewno przypadnie do gustu. Brandon Mull stworzył ciekawy świat, a wykreowany przez niego czarny charakter intryguje przez całą powieść. Co prawda, bohaterowie mogą momentami irytować – zarówno dialogami, jak i "zwyczajnym heroizmem", lecz nie psuje to ogółu lektury.