Świat Czarownic w pułapce - Andre Norton

Autor: Tomasz 'Asthariel' Lisek

Świat Czarownic w pułapce - Andre Norton
Promienie światła padały na leżący pośrodku stołu przedmiot, przez co wydawało się, że żyje on własnym, pozbawionym świadomości życiem. A przecież była to tylko zwykła, przepocona skórzana rękawica, wzmocniona na wierzchu metalowymi łuskami.
– Wyjechała stąd dwa dni temu, ale nikt nie wie dlaczego… – Koris z  Gormu wypowiedział te słowa zimnym, obojętnym głosem, niewyrażającym żadnych uczuć oprócz pragnienia zemsty. Stał przy końcu stołu, pochylony do przodu, zacisnąwszy ręce aż do bólu na trzonku bojowego topora. – Dowiedziałem się o tym wczoraj wieczorem, dopiero wczoraj! Za pomocą jakich diabelskich
sztuczek ją tam zwabiono?
–  Prawdopodobnie – odparł Simon – to sprawka Karsteńczyków. Możemy tylko domyślać się, dlaczego to uczynili.
Pomyślał, że odpowiedź może być wieloznaczna, a napotkawszy wzrok Jaelithe, zrozumiał, że żona podziela je­go przypuszczenia.Głębokie emocjonalne zaangażowanie Korisa w sprawę porwania Loyse mogło mieć wpływ na bezpieczeństwo Estcarpu. Teraz żadna siła nie powstrzymałaby młodego seneszala przed wyruszeniem na poszukiwanie ukochanej, przynajmniej do chwili, kiedy zdołałby nieco ochłonąć i trzeźwo ocenić sytuację. Ale gdyby na tamtym statku uprowadzonoJaelithe, czy on sam, Simon, zareagowałby inaczej?
– Kars musi paść. – Koris oświadczył to takim tonem, jakby stwierdzał fakt.
– Tak po prostu? – odparował Simon. Nie mógł dopuścić, żeby Koris zrealizował swój bezsensowny zamiar przekroczenia granicy ze zgromadzonym w pośpiechu wojskiem. – Tak, Kars musi paść, ale aby tak się stało, atak musi być przemyślany i dobrze przygotowany, nie możemy sobie pozwolić na działanie pod wpływem emocji – powiedział z naciskiem.
– Korisie! – Jaelithe wyciągnęła dłoń ku światłu, skupionemu wokół rękawicy Yviana. – Może nie doceniasz Loyse.Koris słuchał jej teraz uważnie – poprzez zasłonę bólu i  wzburzenia słowa czarownicy dotarły do jego świadomości.
– Nie doceniam? – powtórzył.– Nie zapominaj, że twoja żona była kiedyś Briantem, Korisie.
„Briant i Loyse. Jaelithe znów ma rację” – pomyślał z uznaniem Simon. Loyse jako Briant, najemnik bez nazwiska i herbu, mieszkała w Karsie razem z czarownicą, pomagała jej, mimo że znajdowały się w samej paszczy lwa, i tak samo odważnie wzięła udział w ataku na Sippar. A wcześniej Loyse nie tylko uciekła z Verlaine, ale także uwolniła stamtąd Jaelithe, choć miała przeciw sobie całą potężną załogę zamku i jego pana. Loyse, która wcieliła się później w postać Brianta, to nie słaba dziewczyna, lecz inteligentna i pełna inwencji kobieta, odznaczająca się silną wolą.
– Zgodnie z ich prawem ona należy do Yviana! – Bojowy topór Korisa zakreślił w powietrzu szeroki łuk i wbił się głęboko w  stół, rozcinając łuskową rękawicę na pół z taką łatwością, jakby została wykonana ze zwykłej gliny.
– Nie, mylisz się, Korisie. Loyse należy wyłącznie do siebie i  nic tego nie zmieni, chyba że sama zechce, aby było inaczej – odparła spokojnie Jaelithe. – Nie wiem, jakiego podstępu użyli Karsteńczycy, by dostać ją w swoje ręce, ale wątpię, żeby zdołali długo ją gdzieś zatrzymać
wbrew jej woli. A teraz, mój dumny kapitanie, zastanów się dobrze nad tym, co ci teraz powiem. Jeśli napadniesz na Kars, tak jak tego pragniesz, Loyse stanie się bronią w ręku Yviana. Czy zapomniałeś już, że na terenie Karstenu pozostały ślady działalności Kolderczyków? Chciałbyś, aby użyto Loyse przeciwko tobie?Koris zwrócił się ku Jaelithe, unosząc głowę, aby spoj­rzeć jej w oczy. Musiał tak czynić z powodu swojego niskiego wzrostu. Jego zbyt szerokie plecy były lekko przygarbione; przypominał drapieżnika szykującego się do skoku.
– Nie zostawię jej tam – powiedział, siląc się na spokój.
– My również nie zamierzamy tego uczynić – zgodził się z nim Simon. – Ale nasi wrogowie liczą właśnie na to, że chwycimy przynętę i damy się zwabić w pułapkę.
Koris zamrugał oczami.
– Ach, tak? Do czego zmierzasz?! Mamy pozostawić ją na pastwę losu, niech sama się uwolni? Moja pani jest bardzo dzielna, ale nie jest czarownicą. Nie może też sama jedna walczyć z całą armią wroga!
Simon był przygotowany na taką reakcję Korisa. Na szczęście miał w zapasie kilka godzin, zanim jeszcze dowódca z  orszakiem dotarł do Południowej Stanicy, aby móc w spokoju przemyśleć dalszy sposób postępowania.Teraz rozwinął na stole pergaminową mapę.
– Nie udamy się bezpośrednio do Karsu. Nie moglibyśmy tam jechać bez całej armii, a i tak musielibyśmy przebijać się siłą. Nasza przednia straż zostanie zaproszona do miasta przez Yviana.
– Wkroczymy tam pod osłoną bojowego rogu? A może posłużymy się czarami i zmienimy wygląd…? – zapytał Koris. Wydawało się, że trochę ochłonął i zaczynał myśleć spokojnie.
– Zobaczymy – odparł Simon. – Udamy się tu… – Wskazał Korisowi miejsce na mapie.
Wszystko to wiązało się z pewnym ryzykiem. Już od kilku tygodni myślał o przeprowadzeniu takiej operacji, ale dotychczas uważał, że szanse, aby zakończyła się powodzeniem, były zbyt małe. Natomiast teraz, w obliczu zaistniałych okoliczności, uznał, że jest to najlepszy plan,
jaki można było wymyślić. Koris uważnie przyjrzał się mapie.
– Verlaine! – Spojrzał pytająco na Simona.
– Yvian chce mieć Verlaine, pragnął tego od bardzo dawna. Dlatego poślubił Loyse. Nęcą go skarby zrabowane przez nadmorskich rozbójników. Pamiętaj, że jego ludzie są najemnikami i muszą być opłacani również wtedy, gdy nie uda im się zdobyć łupów. Poza tym ta twierdza mogłaby stać się doskonałą bazą do prowadzenia działań zaczepnych przeciwko nam. Yvian potrzebuje skarbów Verlaine, ponieważ bogactwa zgromadzone podczas masakry Starej Rasy zostały już roztrwonione. Fulk postępował bardzo mądrze, nie zapuszczając się na ziemie Yviana. Przypuśćmy jednak, że…
–  Mógłby oddać Verlaine za Loyse! Chcesz powiedzieć, że tak właśnie zrobimy?! – Przystojną twarz Korisa wykrzywił gniew.
– Pozwólmy Yvianowi uwierzyć, że zdoła zagarnąć Verlaine bez narażania się na niepotrzebne kłopoty – odparł spokojnie Simon, po czym przedstawił szczegółowo swój plan zdobycia zamku.