Smokobójca - Tomasz Pacyński

Autor: Jacek 'vanderus' Dworzycki

Smokobójca - Tomasz Pacyński
Zwykle siadając do lektury, w czysto hipotetycznej sytuacji, gdy nie znamy autora i nie czytaliśmy żadnej recenzji naszej książki, stajemy w sytuacji całkowitej niewiadomej. Tak jak przed szczelnie zamkniętym pudełkiem. Zupełnie nie wiemy, co z niego wyskoczy. Wiemy co prawda, czy będzie to małe czy duże, a w przypadku książki wiemy, że to fantastyka, a nie dramat obyczajowy. Ale na tym nasza wiedza się kończy. Potem zaczynamy czytać i powoli wyrabiamy sobie zdanie. Problem, gdy mamy do czynienia ze zbiorem opowiadań. Prawdziwy kłopot, jeśli jest to zbiór taki, jak Smokobójca Tomasza Pacyńskiego.

Zbiór opowiadań to o tyle niewdzięczny materiał, że poziom opowiadań tylko teoretycznie jest stały. Co prawda u niektórych autorów, jak na przykład w 2586 kroków Andrzeja Pilipiuka, teoria pokrywa się z praktyką, jednak nie zawsze tak się dzieje. To nie powieść, tutaj możemy trafić na różne niespodzianki. Miłe, jak rewelacyjne opowiadania zaraz po słabych lub też niemiłe, gdy sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Niestety, w Smokobójcy mamy do czynienia z tym drugim.

Całość zbioru podzielona została na dwie części. Pierwsza, to cztery opowiadania, które łączy wątek głównego bohatera, tytułowego smokobójcy, sir Rogera z Mons, dzielnego i szlachetnego pogromcy wszelakich latających i pełzających gadzich plugastw. Wszystkie te opowiadania naprawdę są warte przeczytania. Dobrze napisane, z ciekawym pomysłem i co najważniejsze, z zaskakującym i wielce urokliwym zakończeniem. Szczerze przyznaję, iż już dawno nie czytałem opowiadań, których autor miał tak dobrze przemyślaną historię właśnie pod kątem jej rozwiązania. Salwy śmiechu wręcz murowane, więc nie radzę czytać w autobusie.

W drugiej części, pod tytułem Komu wyje pies zaczynają się problemy. Tytułowe opowiadanie to prawie mini powieść, ponad jedna trzecia całej książki. Zdecydowanie najsłabsza jedna trzecia. W dodatku wyraźnie ciążąca nad resztą. Może, gdyby to opowiadanie przeczytać w innym zestawieniu, w zbiorze z jemu podobnymi, to ów ciężki klimat, owa specyficzna narracja, z którą mamy do czynienia, tak by się nie odznaczała. Jednak po przygodach sir Rogera, Komu wyje pies jest zdecydowanie zbyt przytłaczające. Nuży swym mrocznym klimatem i wolną akcją. Polecić go niestety nie mogę, chyba że osobom, które lubują się w niespiesznie opowiadanych, pełnych średniowiecznego mroku historiach "z klasztoru", przedkładając je nad "karczemne" opowiastki w stylu, na przykład, Eugeniusza Dębskiego.

Oprócz powyższego opowiadania, w drugiej części znajdziemy jeszcze Wspomnienie i Dziedzictwo. Nie są to z pewnością złe opowiadania. Ale jakoś po tych ciężkich zmaganiach z Komu wyje pies nie ciągną poziomu całego zbioru mocno do góry. W gruncie rzeczy są one dość neutralne w ocenie, ale z pewnością podkreślić trzeba zwłaszcza w ostatnim całkiem niezłe zakończenie, choć już nie tak zaskakujące.

Patrząc na cały zbiór i starając się wyrysować krzywą poziomu tekstów, zaczynamy z dobrego, mocnego pięć, by - na zdecydowanie zbyt długi czas - w środku książki spaść na trzy, a w końcówce wspiąć się na przyzwoite cztery. Ocenę więc przedstawiam jako średnią, jednak podkreślam, z pewnością część pierwsza jest godna polecania. Natomiast druga, też pewnie zdobędzie amatorów. Ja jednak nie będę przekonywać ich do przeczytania owej środkowej jednej trzeciej.

Siadając do pisania tej recenzji, co prawda wiedziałem, co chcę napisać. Jednak szczerze muszę przyznać, iż ciężko jest recenzować dorobek pisarski człowieka, który odszedł od nas tak nie dawno. Chwalić jest łatwo, ale krytykując, człowiek odczuwa jakiś taki wewnętrzny zgrzyt, jakąś niestosowność swego zachowania. Jednak wydaje mi się, iż szczerość wobec czytelników nakazuje, aby rzeczy opisywać takimi, jak je postrzegam.

Piszę te słowa na zakończenie, choć zwykle tego typu informacji nie zamieszczam, gdyż nie chciałbym zostać źle zrozumianym. Przedstawione powyżej opinie są szczere i mam nadzieję, że nie będą potraktowane jako jakiś nietakt z mojej strony, czy formę dyskredytowania dorobku pisarskiego autora, który za swoje działania z pewnością złotymi zgłoskami wpisał się do historii polskiej fantastyki.