Sługa honoru

Jak alchemik został mistrzem sztuk walki

Autor: Aleksandra 'yukiyuki' Cyndler

Sługa honoru
Sługa krwi stanowił udany początek cyklu Adama Przechrzty Materia Secunda. Była to interesująca kontynuacja przygód znanych i lubianych bohaterów, prezentująca czytelnikowi udany mix elementów znanych z Materia Prima oraz całkiem nowych, stylizowanych na cesarstwo chińskie, realiów. Czy drugi tom serii, Sługa honoru, wywołuje równie pozytywne wrażenia?

Akcja Sługi honoru rozpoczyna się dokładnie w miejscu, w którym zakończył się Sługa krwi, kiedy to Olaf próbował wyrwać się z oblężenia Strażnicy Mgieł i sprowadzić posiłki. Jednak bardzo szybko sceneria ulega zmianie, a protagonista rozpoczyna niebezpieczną tułaczkę po peryferiach cesarstwa, która trwa praktycznie aż do samego końca powieści. Obawa o los najbliższych oraz palące pragnienie powrotu do domu – chociaż na chwilę – przyświecała wszystkim dotychczasowym poczynaniom Rudnickiego, który pragnął nie tylko przeżyć, ale też zdobyć pozycję umożliwiającą międzywymiarowe podróże. Jednakże spotkanie z rodziną przemytników prędko się komplikuje, co powoduje przewartościowanie priorytetów głównego bohatera. Z kolei Samarin coraz bardziej pogrąża się sieci różnorakich intryg i musi wzbić się na wyżyny dyplomacji aby uratować życie swego podopiecznego – carewicza Aleksandra.

Już w pierwszym tomie nowego cyklu Przechrzty, mimo bardzo dużego nacisku położonego na aspekt światotwórczy, nie można było narzekać na nudę, jednakże w Słudze honoru wydarzenia ruszają z kopyta, zaś dynamiczne tempo akcji utrzymuje się praktycznie do samego końca lektury. Olaf musi stawić czoła kolejnym spiskom i atakom na cesarstwo, zaś Samarin cały czas prowadzi niebezpieczną polityczną rozgrywkę, w której stawką jest nie tylko życie młodego Aleksandra, ale także całej carskiej rodziny, jak również samego Saszy wraz z żoną. Tym razem w książce trup ściele się naprawdę gęsto, bowiem atak na Strażnicę Mgieł z poprzedniego tomu to nie jedyne oblężenie, które będzie musiał przetrzymać Olaf i jego towarzysze, a starcie Samarina w moskiewskiej Enklawie wcale nie zakończyły jego problemów z Przeklętymi oraz Szepczącymi. Czytelnik będzie świadkiem licznych mniej lub bardziej brawurowych pojedynków, nie zabraknie też prawdziwych krwawych jatek z udziałem broni i magii, w których ofiarami będą padać niestety nie tylko wrogowie protagonistów.

Wielką zaletą cyklu Materia Prima byli jego protagoniści. Olaf Rudnicki już wielokrotnie pokazał do czego jest zdolny, zaś działania podjęte przez niego w Słudze Krwi były jedynymi logicznymi działaniami w sytuacji, w której się znalazł. Także poczynania bohatera w Słudze honoru są konsekwencją jego poprzednich wyborów i wewnętrznych przekonań. Warto wspomnieć, iż portret psychologiczny Rudnickiego w tej części nie jest już zbytnio pogłębiany czy rozbudowywany, zaś jedynym aspektem kreacji protagonisty poddawanym ciągłej modyfikacji są jego zdolności bojowe. Olaf dzięki treningom z różnymi mistrzami, uporowi, a także dużej dozie szczęścia (a czasami i blefu) staje się prawdziwym superbohaterem, któremu żaden przeciwnik niegroźny. Wygrywa praktycznie każde starcie, wspina się po szczeblach kariery i zdobywa uznanie w cesarstwie – a nawet jeśli coś nie idzie po jego myśli, zawsze znajdzie się ktoś, kto w ostatniej chwili wybawi go z opresji.

Niestety, w powieści coraz częściej można zauważyć rozwiązania w stylu deus ex machina, dzięki którym główni bohaterowie wychodzą cało z różnych tarapatów nawet wtedy, gdy żadne logiczne przesłanki nie przemawiają za tym, by było to możliwe. Po raz pierwszy tak zauważalna stała się jeszcze jedna cecha tej serii – w każdej części na drodze Olafa staje młoda i piękna kobieta (albo nawet ich kilka), która staje się jego przyjaciółką, powierniczką, lub przewodniczką: po sztukach walki, sztukach tajemnych, czy też meandrach pałacowych intryg. Gdyby nie wsparcie kuzynki Anastazji czy Luny w Materia Prima, losy Olafa, Saszki i wielu bohaterów pobocznych potoczyłyby się w o wiele gorszym kierunku. W Słudze krwi i teraz w Słudze honoru takich kobiet jest o wiele więcej. Niestety, można odnieść wrażenie, iż Olaf Rudnicki stanowi jakiś magnes dla nieprzeciętnych, pięknych, inteligentnych i niezwykle groźnych, a przy tym samotnych kobiet, tylko czekających aby związać z nim swoje losy i służyć mu pomocą w potrzebie.

Warto też nadmienić, iż, podobnie jak w pierwszej części Materia Secunda, drugi protagonista cyklu Materia Prima, Aleksander Borysewicz Samarin, również tym razem obecny jest o wiele rzadziej, niż w pierwszym cyklu. Przechrzta poświęcił jego przygodom kilka rozdziałów, jednak nie stanowi on już postaci tak kluczowej dla fabuły jak Rudnicki, będąc jedynie punktem odniesienia pozwalającym na bieżąco śledzić sytuację w świecie porzuconym przez Olafa, a także – pośrednio – aktualizować swoją wiedzę o najbliższych protagonisty.

Przez karty powieści, podobnie jak we wszystkich tomach Materia Prima oraz w Słudze krwi, przewija się również cała gama bohaterów pobocznych reprezentujących różne grupy społeczne – począwszy od cara Mikołaja Romanowa i jego rodziny oraz żony Saszki na Ziemi, poprzez członkinie Gwardii Feniksa, grupę przemytników, czy szefową tajnych służb w świecie w którym przyszło żyć Olafowi. Po raz kolejny wypada podkreślić, iż nie są oni szarą masą bez twarzy, a autor starał się zindywidualizować ich portrety, a także sprawić, aby zapadały w pamięć. Niestety, z żalem można zauważyć, że o ile nowi bohaterowie mają szansę zabłysnąć, tak postacie poznane w poprzedniej części przygód Olafa w nowym świecie nie odgrywają w recenzowanej tu książce praktycznie żadnej roli, pojawiając się albo wyłącznie w krótkich scenach, albo zostając jedynie wspomnianymi w trakcie jakiejś rozmowy, wyjaśniającej ich obecną sytuację. Śmiało można stwierdzić, że grubo ponad połowa bohaterów kluczowych dla Sługi krwi, w Słudze honoru nie pojawia się wcale, zaś ich rolę przejmują postacie nowe, wprowadzone na scenę w tej części. Jest to o tyle rozczarowujące, że wiele wątków z nimi związanymi aż prosi się o jakieś rozbudowanie lub domknięcie, a ich brak tutaj wywołuje jedynie poczucie niedosytu, a momentami nawet irytacji.

Za to na całkiem wysokim poziomie pozostaje kreacja świata przedstawionego. Przechrzta zgrabnie oddaje orientalny charakter cesarstwa, pogłębiając obraz ukazany w pierwszym tomie: hierarchię społeczną (łącznie z nadużyciami z niej wynikającymi), tajniki etykiety, filozofię różnych szkół walki jak i techniki w nich doskonalone. Co ciekawe, mimo dużej liczby wątków fantastycznych świat Sługi honoru sprawia wrażenie niezwykle autentycznego, a nawet najbardziej magiczne elementy (jak sterowanie zwłokami na odległość czy tworzenie broni z niczego jedynie dzięki energii chi) zostały tak dobrze opisane i uzasadnione, że wydają się wręcz prawdopodobne.

Sługa honoru to nadal lektura łatwa i przyjemna w odbiorze, oferująca czytelnikowi możliwość miłego spędzenia wieczoru czy dwóch. Owszem – recenzowana pozycja jest zauważalnie słabsza od Sługi krwi, głównie dlatego, że to właśnie w niej po raz pierwszy tak widoczne i wyraziste stały się wszystkie braki i niedociągnięcia poprzednich tomów. Tym razem nie da się już zignorować masowego wprowadzania fali szczęśliwych przypadków i rozwiązań typu deus ex machina, kreowania protagonistów na superbohaterów którzy są w stanie rozłożyć na łopatki praktycznie każdego przeciwnika, czy też otaczania Rudnickiego całym wianuszkiem służących mu pomocą kobiet (silniejszych, groźniejszych i o niebo lepiej wyszkolonych w każdej dziedzinie od niego). Pozostaje mieć nadzieje, że Adam Przechrzta nie zawiedzie pokładanych w nim nadziei (w końcu cztery świetne powieści obu serii do czegoś zobowiązują) i mimo słabszego drugiego tomu zamknięcie trylogii Materia Secunda nie rozczaruje.