Uwaga, tekst może zawierać spoilery dotyczące pierwszej części.
Drogę królów większość czytelników przyjęła przychylnie, choć niektórzy poczuli się rozczarowani tym, że książka Brandona Sandersona nie oferowała nic naprawdę przełomowego dla gatunku – ale właściwie czemu miałaby to robić? Czasem nawet z teoretycznie zużytych klisz fabularnych można stworzyć satysfakcjonującą powieść, i tak było też w tym wypadku. Words of Radiance wyczekiwano jeszcze bardziej, również z powodu marketingu (np. na stronie wydawnictwa wieści o książce pojawiały się co kilka dni). Jako że tym razem wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać, książka spełniła wybujałe nadzieje czytelników: w swojej kategorii drugi tom Archiwum Burzowego Światła jest jeszcze lepszy od poprzednika.
Zakończenie Drogi królów przyniosło zmiany w życiu każdego z głównych bohaterów. Kaladin otrzymał stanowisko dowódcy gwardii przybocznej Dalinara Kholina, któremu uratował życie podczas przegranej bitwy. Z nowymi obowiązkami wiążą się jednak nowe problemy: król Alethkaru, a bratanek Dalinara wciąż żyje w strachu przed powrotem Zabójcy w Bieli, władającego nadludzkimi mocami mordercy jego ojca – a co gorsza, obawy Elhokara nie są nieuzasadnione. Dalinar zyskał pewność, że wizje, które otrzymuje od kilku miesięcy, są prawdziwe, i przy pomocy swojego syna Adolina zaczyna wdrażać w życie plan: chce zjednoczyć skłóconych książąt wspólnym celem, jakim jest ostateczne zakończenie toczącej się na Strzaskanych Równinach wojny z Parshendi. Na pole bitwy zmierza również Shallan, młoda uczona pobierająca nauki u cenionej, acz niesławnej Jasnah Kholin. Obie kobiety dążą do przekonania przywódców królestwa, że całemu światu grozi powrót Pustkowców, a tym samym rozpoczęcie kolejnego Spustoszenia, cyklu zniszczeń i kataklizmów, który może doprowadzić do całkowitej zagłady. A sam Zabójca w Bieli, Szeth, poznał wreszcie tożsamość swojego tajemniczego zleceniodawcy i został wysłany z nowym zadaniem – zabiciem Dalinara.
Na początek mała uwaga: większość książek pisanych przez autora (Siewca Wojny, Elantris, cykl Ostatnie Imperium oraz właśnie Archiwum Burzowego Światła) rozgrywa się w tym samym multiwersum, lecz jak dotąd poszczególne opowieści miały z sobą naprawdę niewiele wspólnego. Wraz z Words of Radiance najwyraźniej zaczyna się to zmieniać, bo choć znajomość pozostałych powieści Sandersona w dalszym ciągu absolutnie nie jest wymagana, to jednak wcześniejsze przeczytanie Siewcy Wojny może pomóc w zrozumieniu znaczenia pewnego wątku w książce.
Droga królów należała przede wszystkim do Kaladina – nie dość, że miał najwięcej rozdziałów poświęconych swojej osobie, to dodatkowo jako jedyny z bohaterów otrzymał również serię retrospekcji. Words of Radiance z kolei opowiada w głównej mierze o Shallan, postaci najmniej lubianej przez fanów. Powinno się to zmienić po przeczytaniu powieści, jako że wraz z większą liczbą rozdziałów nadeszło pogłębienie charakteru bohaterki. Wprawdzie dalej potrafi ona irytować czytelnika swoimi wymuszonymi żartami, ale też staje się jaśniejsze, że taka była intencja autora, i Shallan drażni również inne postaci w książce. Ważniejszy jest jednak fakt, że zarówno dzięki retrospekcjom, jak i silniej zaznaczonej obecności dziewczyna wyrosła na znacznie bardziej interesującą i niejednoznaczną młodą kobietę. Pozwala to z nadzieją patrzeć na kolejne tomy, skoro każdy ma koncentrować się na innym protagoniście. Mamy również okazję obserwować dalszy rozwój Kaladina, w którego przypadku szczęśliwa odmiana losu bynajmniej nie sprawiła, że wszystkie pozostałe problemy i neurozy magicznie zniknęły. Jest to dość realistyczne, jako że raczej rzadko się zdarza, by człowiek po doznaniu w życiu tylu traum, co Kaladin, z dnia na dzień zmienił sposób patrzenia na rzeczywistość. Ważniejszą rolę fabularną niż w poprzedniej części odgrywa Adolin, który na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie nieskomplikowanego – i taki też jest, niemniej lektura pokazuje, że i jego Sanderson potrafił uczynić interesującą postacią. Szkoda trochę, że w związku z tym na nieco dalszy plan zeszła postać Dalinara, ale i on ma sporo do zrobienia, nawet jeśli rzadziej czytamy rozdziały napisane z jego perspektywy.
W pierwszym tomie Archiwum Burzowego Światła tak naprawdę mieliśmy do czynienia z niemal tysiącstronicowym prologiem do fabuły właściwej, który – chociaż bardzo interesujący – nie posiadał zbyt żywej akcji (pomijając elektryzującą końcówkę). Words of Radiance pod tym względem zostało napisane znacznie sprawniej: książkę można podzielić na cztery części, a każda kończy się emocjonującą kulminacją, nie wspominając już nawet o świetnym, liczącym sobie sto stron zakończeniu. Chociaż jednak fabuła generalnia wygląda bardzo dobrze, niestety nie ustrzegła się pewnych słabości, a pierwszą z nich jest przewidywalność. Droga królów zawierała w ostatnich rozdziałach serię szokujących zwrotów akcji, dzięki czemu finał książki naprawdę wbijał się w pamięć. Tom drugi z kolei jest interesujący, czyta się go świetnie... ale naprawdę nieliczne są momenty, po których czytelnik byłby autentycznie zaskoczony. Co gorsza, miejscami można odgadnąć, co autor ma w zanadrzu. Myślimy: "e tam, Sanderson przecież nie byłby tak przewidywalny”... po czym obserwujemy dokładnie to, o co chodziło. Nie powinno to przeszkadzać czytelnikom skoncentrowanym na postaciach i świecie przedstawionym, za to ci oczekujący czegoś wcześniej w fantasy niewidzianego mogą poczuć rozczarowanie. Irytować może również niewielka liczba zgonów pośród postaci, które stają w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Jedynym usprawiedliwieniem przychodzącym mi do głowy jest to, że jedna piąta serii to zbyt wcześnie na rozstawanie się z głównymi bohaterami, i wciąż jesteśmy na etapie rozwijania ich wątków.
Na szczęście cała reszta elementów składających się na Words of Radiance nie zawodzi. Świat przedstawiony wciąż intryguje, jednocześnie będąc teoretycznie kliszowym i całkowicie odmiennym od tych znanych z pozostałych serii fantasy. Fabuła powoli, ale nieubłaganie nabiera rozmachu, kolejne kawałki układanki wskakują na swoje miejsce, i choć wielu z nich wciąż nie znamy, to przyszłość cyklu zapowiada się interesująco. Wśród wielu nowych postaci znajdziemy zarówno potencjalnie istotnych w kolejnych tomach graczy, jak i bohaterów mniejszego znaczenia, za to bez większego wysiłku zdobywających sympatię czytelników. Nawet dialogi, pięta achillesowa Sandersona, prezentują się znacznie lepiej niż w poprzednich jego książkach. Wciąż nie jest to poziom Martina lub Abercrombiego, ale można wyróżnić kilka zapadających w pamięć scen i konwersacji.
Sprawa jest prosta – jeśli spodobała wam się Droga królów, to Words of Radiance powinno wzbudzić jeszcze cieplejsze uczucia. Z książki na książkę Sanderson dorasta jako pisarz, i o ile tendencja ta zostanie utrzymana, kiedyś nazwisko autora będzie wymieniane pośród innych kultowych twórców gatunku. Słowa światłości, bo taki tytuł będzie nosiło polskie wydanie, mają trafić do sprzedaży w styczniu przyszłego roku – warto czekać.