Skrzydlate opowieści

Pusta poezja

Autor: Daga 'Tiszka' Brzozowska

Skrzydlate opowieści
Po lekturze Skrzydlatych opowieści zadajemy sobie jedno pytanie: o czym w ogóle jest ta książka? O wojnie, polityce, miłości, kobietach? W teorii porusza wszystkie te wątki, w praktyce nie tak łatwo jednak znaleźć odpowiedź.

Ta książka to przede wszystkim stylistyczne i fabularne puzzle. Sofia Samatar wróciła po latach do Olondrii (o której pisała w Cudzoziemcu w Olondrii) i przedstawiła nam opowieści czterech kobiet – powiązanych ze sobą skomplikowanymi więzami towarzyskimi i rodzinnymi – przeplecione kronikarskimi podsumowaniami wydarzeń, które kolejne bohaterki przedstawiają ze swojej perspektywy. Każda część jest napisana zupełnie inaczej.

Zgodnie z blurbem najpierw czytamy historię wojowniczki – dziewczyny z podupadającego szlacheckiego rodu, która postawiła się rodzinie, wyszła poza ramy norm społecznych i dołączyła do armii, marząc o wyzwoleniu ojczyzny spod rządów Olondryjczyków. Jej opowieść jest prosta, bez ozdobników – od momentu wstąpienia do wojska, przez wędrówki z koczowniczym ludem pustyni, po plany rewolucji. To dość liniowa, łatwa w odbiorze fabuła, ale istotna, bo daje nam bazę do poznania inicjatorki przyszłej wojny domowej oraz sytuacji regionu, w którym dzieje się akcja.

Później pałeczkę przejmuje córka kapłana. Również opowiada nam o swoim życiu od dzieciństwa, dając wgląd w to, jak powstała religia jej ojca – bardzo młoda, ukształtowana zaledwie pokolenie wcześniej – i jakim człowiekiem był jej rodziciel. We fragmentach dotyczących aktualnych wydarzeń możemy zobaczyć, jak rozwijało się powstanie i jak odbyło się osadzenie na tronie nowego władcy, zapoczątkowane w poprzedniej części. To pofragmentowana historia, którą trzeba poskładać sobie z pewnym wysiłkiem i wyciągnąć z niej to, co istotne – dostrzegamy w tym momencie już, że główną osią fabularną jest powstanie przeciw Olondrii, ale nie mniej ważne są poboczne wątki: religia w kraju i sytuacja arystokracji. Jako czytelnicy musimy sami wydobyć każdy element na wierzch. 

Po tej części snuje swoją opowieść poetka – członkini plemienia pustynnych koczowników i partnerka wojowniczki z pierwszego fragmentu. Tu dostajemy nieomal poemat – pisany prozą, ale skonstruowany jak przekaz ustny przeznaczony do zapamiętywania i podawania dalej. Wracają postaci z poprzednich części i dostrzegamy pokłosie wojny domowej: zmarłych i zaginionych, spustoszenie i tęsknotę za ukochanymi. To najtrudniejszy w odbiorze fragment –  ze względu właśnie na styl – z którego najtrudniej wydłubać konkretne informacje; jednocześnie pięknie napisany i pełen emocji.

Całość wieńczy opowieść w pewien sposób wracająca do początku – bo teraz historię poznajemy z perspektywy siostry pierwszej z bohaterek. Znowu mamy dzieciństwo, młodość i w końcu wojnę, w której dziewczyna też brała czynny udział – i znowu miłość, tym razem do osadzonego przez rewolucjonistów na tronie księcia. Zakończenie będzie jednak co najmniej przewrotne.

Ten patchwork przeplatany jest pisanymi bardziej sucho i konkretnie fragmentami kroniki wojny w Olondrii – łączącymi fabułę w spójną całość. Cztery kobiece perspektywy i biografie dają nam tutaj co innego: ładunek emocjonalny, wgląd w motywacje uczestników i uczestniczek, ale też inicjatorów powstania. 

Skrzydlate opowieści są przepięknie, poetyckie i zachwycają językiem (spora tu też zasługa tłumacza, Michała Jakuszewskiego). Nie da się też nie zauważyć, jak zgrabnie skomponowana jest narracja, sprytnie poprzeplatane wątki i połączone wydarzenia. Bohaterki, których perspektywę śledzimy, są ciekawe jako postacie i na ich losy trudno pozostać obojętnym. Jednocześnie trudno uniknąć stwierdzenia, że ta książka bywa zwyczajnie nudna. Są fragmenty, które trudno przebrnąć – zwłaszcza w ostatniej części – albo takie, których sens nie jest jasny nawet po lekturze całości. Czasami trafiają się dłużyzny, czasem narracja za bardzo się zapętla… Można się od tego odbić.

Z poprzednią książką Samatar był podobny problem: zbyt wiele działo się w tle, a za mało akcji dostawaliśmy bezpośrednio, bez doszukiwania się elementów fabularnej układanki między akapitami. Tu w sumie jest to jeszcze wyraźniejsze, gdyż różnorodność narracji dodatkowo utrudnia dobrnięcie do sedna. I ostatecznie po zamknięciu powieści zadajemy sobie pytanie: o czym to było? Każda z kobiet mówiła o miłości, ale to nie był żaden z wątków przewodnich. Każda z bohaterek mówiła też o sobie, ale żadna nie odgrywała głównej roli w tej historii, wręcz przeciwnie. W teorii w centrum stoi wojna domowa, ale o niej z kolei mówiły niewiele. To wrażenie rozdrobnienia, pustki oplecionej słowami jest zwyczajnie denerwujące – nawet jeśli autorka podała wszystkie wątki i wąteczki w piękny sposób, to czytelnik chciałby jednak czegoś konkretnego, bardziej namacalnego. 

Ostatecznie więc można powiedzieć, że to przepięknie napisana książka, której sens trudno uchwycić. Sam proces czytania jest bardzo przyjemny i daje sporo radości, ale jeśli szukamy fabularnego “mięsa”, to zdecydowanie nie ten adres. Skrzydlate opowieści są raczej dla fanów języka i poezji, a nie akcji.