Skok w szaleństwo - Stephen R. Donaldson

W tym szaleństwie jest metoda

Autor: Jakub 'Qbuś' Nowak

Skok w szaleństwo - Stephen R. Donaldson
Im dalej w cykl, tym trudniejsze zadania przed recenzentem oraz pisarzem. Recenzent musi zwalczyć chęć napisania tego samego, co w poprzednich wstępach. Nieporównanie trudniejsza misja czeka zaś autora. Zwłaszcza jeśli wcześniejsze części sagi wysoko postawiły poprzeczkę, a tak właśnie jest tym razem. Donaldsonowi udała się sztuka niebywała – każda kolejna część była lepsza od poprzedniej. Biorąc pod uwagę fakt, że już Skok w konflikt stał na bardzo wysokim poziomie, trudno nie zastanawiać się, czy taką tendencję wzrostową da się utrzymać.

____________________________


Po wybuchowym zakończeniu Skoku w potęgę bohaterowie nie będą mieli ani chwili wytchnienia. Załoga Fanfary oraz wiedza przez nią posiadana sprawiają, że od ich losu zależy nie tylko rezultat walki o władzę nad ludzkością toczonej przez Holta Fasnera i Wardena Diosa, lecz także dalsze losy zawieszenia broni w konflikcie z Amnionem. Nie dość, że jedni chcą ich złapać, a inni zniszczyć, to w dodatku relacje pomiędzy bohaterami naznaczone są nienawiścią, strachem i obłędem. Konfrontacje są nieuniknione.

W poprzedniej części mieliśmy do czynienia z poszerzeniem puli bohaterów oraz skali akcji. W Skoku w szaleństwo nie ma wielkich zmian w tym zakresie – dodano jedynie dwóch dodatkowych bohaterów narracyjnych. Ważniejsze jest jednak przesunięcie punktu ciężkości w fabule. Wewnętrzne dylematy i dramaty nadal mają kluczowe znaczenie, lecz zdecydowanie mniejszy wpływ na fabułę mają relacje pomiędzy protagonistami. Tym razem dużo większą rolę odgrywają decyzje innych, a także konsekwencje wcześniejszych wydarzeń. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy jest to zmiana na lepsze, czy na gorsze, lecz warto pochwalić autora za to, że nie powiela schematów.

Nie oznacza to jednak, że kreacja postaci została zaniedbana. Wręcz przeciwnie – bohaterom coraz bliżej do krawędzi. Konieczność ciągłego radzenia sobie z ekstremalnymi sytuacjami, bliskość śmierci oraz emocjonalne karuzele czynią z nich wraki. Pozbawienie wolnej woli, kryzys (przeszczepionej) tożsamości, powiązany z uzależnieniem od adrenaliny, konieczność oddania życia w ręce niedawnego prześladowcy – to tylko niektóre z perypetii zgotowanych przez Donaldsona. Prezentowanie poszczególnych rozdziałów z pierwszoosobowej perspektywy sprawia dodatkowo, że czytelnik ma niemalże intymny dostęp do ich przemyśleń.

Przesunięcie fabularne wiążę się także z tym, że Skok w szaleństwo zapewnia czytelnikom znacznie większa dawkę typowej akcji niż poprzednie części. Pomimo tego, że powieść ma niemal osiemset stron, nie ma w niej przestojów. Po części jest to możliwe dzięki dużej ilości postaci, lecz nie byłoby to osiągalne bez umiejętnego prowadzenia akcji przez Donaldsona. Na szczególną pochwałę zasługuje zaś niezwykle efektowne zakończenie. Końcowa bitwa (a właściwie seria starć) obfituje w wiele dramatycznych zwrotów, a jednocześnie stanowi satysfakcjonujące rozwiązanie części wątków. Jedyna, choć subiektywna, wada wynika zaś… z innej zalety. Możliwość obserwowania tych samych wydarzeń z różnych perspektyw sprawdza się świetnie w reszcie powieści, lecz w przypadku finału można odnieść wrażenie, że w pewnym stopniu zaburza dynamikę.

Ta drobna wątpliwość nie zmienia jednak w najmniejszym stopniu faktu, że Donaldsonowi znów udało się stworzyć świetne dzieło. Wracając do zapytania ze wstępu, Skok w szaleństwo nie jest lepszą książką niż Skok w potęgę, lecz zdecydowanie nie jest też gorszą. Tym razem Donaldson położył większy nacisk na akcję, nie poświęcając jednak pozostałych silnych stron swojej prozy. Finał robi duże wrażenie dynamizmem i dramatyzmem, a jednocześnie zapowiada niesamowite zakończenie serii. Wielka szkoda, że MAG nie podał jeszcze daty premiery ostatniego tomu – oznacza to, że czytelnikom przyjdzie jeszcze trochę poczekać (a niektórzy czekają już kilkanaście lat).