Simon Beckett – Wołanie grobu

Martwi nigdy nie milczą

Autor: Artur 'Vermin' Tojza

Simon Beckett – Wołanie grobu
Simon Beckett zasłynął wydaną w 2006 roku powieścią Chemia śmierci, gdzie powołał do życia swą główną postać literacką – doktora Davida Huntera, słynnego antropologa sądowego, z którym w przeszłości los obszedł się wyjątkowo paskudnie. To co wyróżniało jego przygody, to szczegółowe opisy zarówno miejsca zbrodni jak i kolejnych etapów gnicia zwłok. Właśnie w tym specjalizuje się nasz główny bohater – badaniu szczątków ofiar, próbując w ten sposób dociec jak zginęły, kim były oraz kiedy dokonały żywota.

Wołanie grobu to już czwarta, kryminalna przygoda Huntera, tym razem mocno związana tak z nim samym, jak i z jego przeszłością. Na samym początku autor cofa akcję o osiem lat, na chwilę przed tym jak w tragicznym wypadku samochodowym giną żona oraz córeczka Davida. W tym czasie doktor Hunter zostaje wezwany do Dartmoor w sprawie odnalezionego niedawno grobu jednej z ofiar seryjnego gwałciciela i mordercy, Jeromego Monka. Na miejscu okazuje się, że sprawę prowadzi, Terry Connors, dawny przyjaciel z policji, który zapoznaje antropologa z Sophie Keller (specjalistką od behawiorystyki) oraz aroganckim archeologiem Wainwright'em. Cały zespół ma za zadanie odnaleźć pozostałe groby, które znajdują się gdzieś na rozległych wrzosowiskach Dartmoor. Już od początku sprawa wydaje się być z góry skazana na porażkę, jednak ku zaskoczeniu wszystkich Monk oferuje pomoc w odnalezieniu miejsc pochówku swych ofiar. Mimo obiekcji Terry przystaje na propozycję mordercy, czego później szybko żałuje, kiedy dochodzi do incydentu na mokradłach, gdzie Monk stara się uciec. Na jego nieszczęście, plan bierze w łeb i mężczyzna ponownie trafia do więzienia, zaś skłócony zespół ponosi porażkę, ostatecznie nie odnajdując pozostałych ciał i sprawa zostaje zamknięta.
Mija osiem lat i do drzwi mieszkania, samotnie mieszkającego doktora Huntera, puka Terry Connors. Okazuje się że Monk zbiegł z więzienia, pałając wręcz żądzą mordu do osób, które udaremniły mu ucieczkę na moczarach. Niedługo potem do Davida dzwoni Sophie Keller i prosi o pomoc, jednak nie zdradza szczegółów. W ten oto sposób nasz poczciwy antropolog uwikła się w sprawę, której sekret jest mroczniejszy i bardziej cuchnący niż stare groby na mokradłach Dartmoor, zaś kluczem do niego jest Jerome Monk.

Wręcz perfekcyjnym zagraniem autora jest opisanie wydarzeń sprzed ośmiu lat, kiedy to trwają pierwsze poszukiwania mogił ofiar Monka. Już wtedy Beckett zdradza kilka kluczowych wskazówek, tak umiejętnie zamaskowanych dialogami oraz bieżącymi wydarzeniami, że niemal nie zwraca się na nie uwagi. Słowem świetna zmyłka. Dopiero z czasem, kiedy czytelnik odkrywa kolejne elementy układanki, zaczyna sobie przypominać co się wydarzyło wcześniej i z początku nieistotne fakty łączą się w całość. Mimo wszystko, rozwiązanie zagadki jest dwojakie. Z jednej strony dość szybko można się domyślić prawdy w sprawie morderstw sprzed ośmiu lat, jednocześnie niemal do końca nie sposób odkryć prawdziwego motywu tych zbrodni. Co ciekawsze, klucz do rozwiązania całej zagadki (a właściwie dwa klucze), leży tuż przed oczami czytelnika.

Autor po raz kolejny zaskoczył mnie jeśli idzie o sam finał. Pełne wyjaśnienie sprawy wręcz mnie zgniotło i nie mogłem uwierzyć, że byłem aż tak ślepy, nie zauważając oczywistego rozwiązania w sprawie lokalizacji grobów ofiar oraz powodu ich śmierci. Dałem się zwieść tak samo łatwo jak literaccy policjanci, co tylko zaliczam na plus Beckettowi. Inną dużą zaletą jest żywe opisanie wszystkich postaci, występujących w tej powieści. To jest raczej normą u tego autora i mnie specjalnie nie zaskoczyło, gdyż na bieżąco czytam wszystkie jego książki. W tym momencie warto też zaznaczyć, że lepiej jest czytać je po kolei a nie w sposób losowy. Niby każda powieść to zupełnie osobna sprawa kryminalna, jednak autor pod postacią doktora Huntera, często wspomina co się wydarzyło w poprzednich częściach, zdradzając tym samym ich finał. I tutaj w Wołaniu grobu pojawia się pierwszy zgrzyt. Mianowicie postać Jenny, z którą mieliśmy styczność w pierwszym tomie. Dotąd odgrywała ona w życiu Huntera dużą rolę i mimo że w trzeciej części była wymieniana niemal jako wspomnienie, to uczestniczyła nadal jako osoba. W czwartym tomie przygód antropologa nie uświadczymy nawet jednej wzmianki, że ktoś taki w ogóle istniał. Wygląda to tak jakby po prostu Jenny zapadła się pod ziemię i nigdy nie pojawiła się w życiu Huntera.

Innym minusem jest spowolnienie tempa akcji w stosunku do poprzednich dwóch części. Nie mam tutaj jednak na myśli, że akcja wlecze się niemiłosiernie i z kartek książki wieje nudą. Boże uchowaj mnie przed takimi pomówieniami, jednak sama akcja jest o wiele wolniejsza i nie posiada tak mrocznej atmosfery niepewności, jak to miało miejsce w tomie Zapisane w kościach czy wręcz genialnych Szeptach zmarłych. Być może fakt, że trzeci tom przygód Huntera był zarówno dynamiczny, brutalny jak i bardzo mroczny, spowodował u mnie wrażenie niedosytu podczas lektury Wołania grobu. Niemniej jednak w połowie książki można zaobserwować wyraźny zastój akcji i czytelnikowi aż ciśnie się na usta rozwiązanie kilku kwestii, zaś postacie literackie jakby nie zdawały sobie sprawy z oczywistych odpowiedzi.

Ostatni minus, na szczęście mały, leży po stronie polskiej korekty. Po raz pierwszy w książkach Becketta trafiłem na błędy literowe. Raz czy dwa może się zdarzyło ze zabrakło ogonka przy "a" czy kropki nad "z", ale to na co natrafiłem w czwartej części prosi się wręcz o solidnego kopniaka w tyłek. Miałem odczucie jakby nad tekstem pracowało na raz dwóch korektorów, z czego pierwszy był pedantem, a drugi niechlujem. Co kilka rozdziałów trafiałem na fragmenty usiane literówkami, brakami ogonków czy kropek w polskich znakach, a czasem nawet brakami liter, czy przejęzyczenia. Potrafiło to znacząco zepsuć lekturę, na szczęście tylko na krótki czas.

Ostatecznie oceniam Wołanie grobu jako pozycję bardzo dobrą, lecz nie rewelacyjną. W porównaniu z Szeptami zmarłych książka mocno odstaje pod kątem dynamiki akcji oraz klimatu, jednak dalej jest świetnym thrillerem z mocnym podłożem kryminalnym. Fabuła jest interesująca, sprawa seryjnego mordercy mimo że z początku wydaje się oklepana, szybko okazuje się bardziej złożona co tylko podsyca ogień ciekawości i wsysa czytelnika w mroczny świat zbrodni oraz mokradeł Darkmoor. Książkę śmiało polecam wszystkim fanom Becketta, a tym którzy dotąd nie mieli okazji zaznajomić się z pracami tego autora, polecam zacząć czytać wszystko od początku. Bo przecież śmierć to czysta chemia, tyle że skrywa więcej sekretów.