Sierżant

Pieśń o Lancelocie

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Sierżant
Minęło już ponad 10 lat od polskiej premiery Sierżanta Miroslawa Žambocha. Od tego czasu nad Wisłą wydano wiele innych powieści czeskiego pisarza, a sam autor stał się postacią powszechnie znaną wśród rodzimych fanów fantastyki. Czy warto pochylić się nad wznowieniem pierwszego tytułu Žambocha, jaki trafił na polski rynek?

Czas akcji? Bliżej nieokreślony. Miejsce? Kraniec cywilizowanego świata, gdzie niewielki oddział stara się utrzymać kontrolę granicy przed agresorami. A wśród tych zuchów oczywiście główny bohater, tytułowy sierżant Lancelot.

Powyższy opis, choć bardzo skrótowy, dobrze oddaje prostotę zamysłu fabularnego Sierżanta. Žamboch wrzucił świetnie radzącego sobie w bojach Lancelota w wir walki, a ten odwdzięcza się dziesiątkami pełnych wartkiej akcji scen, gdzie trup ściele się gęsto, a przeciwnicy, choć groźni, padają jak tyczki pod kolejnymi ciosami niestrudzonego herosa. Sam sierżant wprawdzie też nie jest niezniszczalny, ale chwilowe przerwy w pojedynkach skrzętnie wykorzystuje na rozwijanie relacji z pewną damą.

Lancelota w żaden sposób nie można nazwać personą skomplikowaną pod względem charakteru, czy też bohaterem o dogłębnie zarysowanej psychice. Absolutnie nie, ale też pisarz w żadnym momencie nie sugeruje, że jest inaczej. Śladowe ilości błahych przemyśleń, skupianie się na przeżyciu bieżącego dnia, niemal całkowity brak bliskich i heroiczne pojedynki – oto obraz straceńca, który nie szczędzi wrogom ostrego żelastwa. To pobieżnie zarysowana postać, z samego założenia bardzo prosta, ale i sympatyczna dla czytelnika, który z przyjemnością śledzi krwawe poczynania i mniej liczne miłosne wojaże sierżanta. Wątek miłosny, choć istotny dla opowieści, również nie należy do rozbudowanych, aczkolwiek został przedstawiony w sposób na tyle nienachalny, że wzbudza on nawet lekki niedosyt.

Poza Lancelotem nie spotkamy wielu innych figur – trafi się Dominika, luba naszego wojaka oraz Królowa stojąca na czele czterech zjednoczonych państw. Podobnie jak w przypadku protagonisty, mamy do czynienia z niezbyt wyszukanymi typami postaci, ale tych w przeciwieństwie do niego trudno polubić. Szczególnie Królowa poprzez podejmowane działania wprowadza spory i zbędny zamęt. Za jej sprawą czytelnik błyskawicznie przekonuje się, że czeski autor nie radzi sobie z sensownym konstruowaniem intryg dworskich i rozgrywek politycznych, a niestety po świetnym i energicznym początku, tempo akcji spada właśnie przez wzgląd na odejście od kadrów wojennych na rzecz knowań wyższych sfer. Zajmują one pokaźną część książki, ale na szczęście przeplatają się z bardziej efektownymi scenami, z których zaprezentowaniem Žamboch uporał się bardzo dobrze, nie szczędząc swym postaciom brutalnych ciosów, rozpaczliwych ataków i ran, a nawet magii. Tak jest, w bojach wykorzystywana jest nie tylko zimna stal i pistolety, ale też czary znajdujące zresztą zastosowania również poza ogniem wojny. Autorowi udało się wcale nieźle zbalansować nutkę czarodziejstwa i pozostałych składników, dzięki czemu magia, choć w przekroju całej powieści używana wielokrotnie, sprawia wrażenie naturalnej dla świata. Obecnie taka mieszanka nikogo nie dziwi, lecz ponad dekadę temu występowała zdecydowanie rzadziej i mogła budzić większe emocje.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Žamboch to dobry rzemieślnik, lecz niewiele ponad to. Wprawdzie umiejętnie łączy średniowieczną otoczkę z odrobiną techniki i magii, racząc odbiorcę zajmującymi scenami, ale potyka się na podstawowych elementach, jak chociażby tworzenie postaci czy budowanie intrygi. Zwroty akcji nie zaskakują, dalszy rozwój historii bardzo trudno nazwać nieprzewidywalnym, szczęśliwie jednak pisarz nie rozwlekł przesadnie powieści, dzięki czemu nie zdążymy odczuć przesytu przygodami Lancelota, które sprowadzają się najczęściej do jednego – otwartej walki.

Žamboch nie próbuje wymyślić prochu i efekt jest całkiem niezły. Lekka opowieść wypełniona żywą akcją potrafi zainteresować, a gdy już damy jej szansę kolejne strony mijają błyskawicznie. Szkoda jedynie, że autor powziął decyzję o dodaniu intryg i spisków, z których kreacją wyraźnie sobie nie radzi. Mimo to, możemy mówić o lekturze niezbyt wymagającej, ale i przyjemnej.