» Recenzje » Siedem czarnych mieczy

Siedem czarnych mieczy


wersja do druku

Zemsta na nijako

Redakcja: Tomasz 'Asthariel' Lisek

Siedem czarnych mieczy
Siedem czarnych mieczy to dowód na to, że można wcisnąć do fabuły mnóstwo akcji, kilka pożarów i dość trupów, by wypełnić spory cmentarz, a i tak uzyskać powieść, którą czyta się bez większych emocji.

Sal Kakofonia to kobieta, z którą lepiej nie zadzierać. Gdziekolwiek pójdzie, kłopoty podążają za nią krok w krok. Przemierza zrujnowaną walkami krainę zwaną Blizną, polując na Włóczęgów – czarodziejów, którzy zdradzili Cesarstwo i postanowili zacząć działać na własny rachunek. Nie robi tego jednak kierowana żadnym wzniosłym ideałem. W trakcie swojej podróży szuka tylko jednego – tropu, który doprowadziłby ją do siedmiu osób, odpowiedzialnych za blizny znaczące jej ciało i umysł. Osób, które planuje zabić.

Fabuła powieści Sama Sykesa nie odstaje od standardu. Protagonistka raz po raz mierzy się z przeciwnościami losu i toczy walki nie do wygrania, by oczywiście każdorazowo wyjść z opresji obronną ręką. Dzieje się tu naprawdę sporo, bo Sal źle znosi bezczynność – wystarczy chwila spokoju, by już aktywnie zaczęła próbować wpakować się w nową kabałę. Akcja jest więc wartka, wypełniona strzelaninami, pościgami i pokazami magicznych mocy. Dzięki lekkiej, płynnej narracji kolejne akapity czyta się szybko i bez szczególnych zgrzytów.

Niestety, nie znaczy to, że pozycja ta wzbudza emocje. Dzieje się tak głównie za sprawą głównej bohaterki. Wykazuje ona powierzchowne podobieństwo do postaci takich jak Harry Dresden czy kingowski Roland, jednak brak jej podobnie silnej osobowości, jak u nich – Sal to wyszczekana pieniaczka, poza tym jednak trudno o niej powiedzieć coś konkretnego. Jej dowcipy, z nielicznymi wyjątkami, sprowadzają się do wulgarnych komentarzy, a pojawiające się tu i ówdzie fragmenty mające pogłębić jej charakterystykę, opisujące demony z przeszłości heroiny i jej niemal patologiczny związek z pewną alchemiczką wypadają płasko, sprowadzają się one bowiem głównie do użalania się nad sobą i wyświechtanych fraz.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

To wszystko byłoby jednak do wybaczenia, gdyby nie fakt, że Sal jest zwyczajnie nudna. Autor co i rusz pokazuje nam, jak inne osoby reagują na jej nazwisko strachem, jednak gdy przychodzi co do czego, Kakofonia nie potrafi pokazać pazurów. Zwycięża kolejnych niezwyciężonych wrogów nie dzięki swojej nieludzkiej celności, refleksowi czy sprytowi. Wygrywa dzięki szczęściu, pomocy przyjaciół i swojej niezwykle potężnej broni. Lub – najczęściej – dlatego, że autor robi z jej, teoretycznie wzbudzających postrach, przeciwników, nieudaczników, by jego bohaterka miała szansę ujść z życiem. Sprawia to, że kolejne konfrontacje, stanowiące całkiem sporą część fabuły, czyta się zupełnie na chłodno, z pełną świadomością, że protagonistce ani przez moment nic nie zagraża. Nie pomaga też z pewnością fakt, że zwroty akcji, po które sięga Sykes nie powalają oryginalnością.

Nie można tego jednak powiedzieć o kreacji świata, jako że ten jeden element wyszedł autorowi całkiem nieźle. Choć znajdzie się tu kilka elementów odtwórczych, to jest też wiele świeżych i oryginalnych, z których najciekawszym jest chyba system magii opierający się na Wymianie: aby czarować, każdy z magów musi oddać Lady Handel coś z siebie – wspomnienia, emocje oddech, czy coś jeszcze innego, zależnie od rodzaju czarów, którym włada. Również kreacja ścierających się na terenie Blizny frakcji może się podobać, a zróżnicowane, plastyczne opisy miast mają swój urok. Momentami, szczególnie na początku, ma się wrażenie lekkiego przesytu, autor raz po raz rzuca bowiem w czytelnika kolejnymi kuriozami, ogólnie jednak pod względem śwatotwórstwa jest to powieść co najmniej dobra.

Niestety, nie powala językowo – choć to akurat nie wina samego pisarza, a polskiego przekładu i redakcji. Tekst jest upstrzony drobnymi niezręcznościami w stylu słowa „shitton” przetłumaczonego dosłownie jako „gównotona”, czy zdań takich jak „wszystko co dobre, nie trwa długo”, „ciało rosło, ale nie skóra”. Nie są to może rażące błędy, ale zdecydowanie nie poprawiają komfortu czytania.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Siedem czarnych mieczy to przeciętna powieść. Fabuła, choć niezbyt oryginalna, jest sprawnie napisana, jednak nijaka, nudna bohaterka sprawia, że opowieść tę poznaje się bez emocji. Nieźle pomyślany, intrygujący świat sprawia jednak, że czasu poświęconego na lekturę nie mogę uznać za stracony. Przekonamy się, być może kolejny tom cyklu da temu uniwersum oprawę, która pozwoli bardziej je docenić.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
6
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Siedem czarnych mieczy (Seven blades in black)
Cykl: Śmierć imperiów
Tom: 1
Autor: Sam Sykes
Tłumaczenie: Mirosław P. Jabłoński
Wydawca: Rebis
Data wydania: 1 września 2020
Liczba stron: 656
Oprawa: miękka
ISBN-10: 978-83-8188-011-4
Cena: 44.90



Czytaj również

Dziesięć żelaznych strzał
Kakofonia nabiera rozmachu
- recenzja
Shy Knives
Pathfinder w krzywym zwierciadle
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.