Senfiliada – Robert Zamorski
Dużą część polskiej fantastyki stanowią proste opowiadania i powieści przygodowe. Fabuła oparta o stare schematy, papierowi bohaterowie, banalny komizm – wiele z nich współdzieli te ciężkie grzechy. Trudno się więc dziwić, iż wielu czytelników z niecierpliwością wygląda każdego przejawu oryginalności. Senfiliadę bez wątpienia można za taki uznać. Szkoda tylko, że po lekturze pozostaje nieprzyjemne odczucie, które najłatwiej nazwać cytując Postmodernizm Jacka Kaczmarskiego: bo to o to w końcu chodzi, by niczego nie dowodzić. Konia z rzędem temu, kto debiutancką powieść Roberta Zamorskiego zrozumie.
Senfilid jest jednym ze zmodyfikowanych genetycznie kotów. Ludzie nie potrafią zaakceptować jego odmienności – rasizm doprowadza do kolejnych skrajnych sytuacji, w końcu do banicji. Wygnany kot wyrusza w podróż przez zdegenerowany świat. Spotykają go najróżniejsze przygody: staje do walki z potężnym najemnikiem, zostaje więźniem księcia i uczestnikiem kociej rebelii. Wszystko to sprawia, że w końcu zadaje sobie pytanie o sens własnej wędrówki. Próba znalezienia na nie odpowiedzi okaże się największym ze stojących przed nim wyzwań.
Senfiliada to powieść dziwna. Na początku jawi się jako postapokaliptyczna dystopia – Zamorski w krzywym zwierciadle przestawia rasistowskie, zdegenerowane społeczeństwo, a fakt, iż głównym bohaterem jest myślący kot nadaje całości groteskowego szlifu. Czytelnik towarzyszy Senfilidowi w długiej podróży, która chwilami jest całkiem ciekawa, ale ogólnie budzi raczej obrzydzenie. W pewnym momencie bohater podejmuje wędrówkę poprzez światy z pogranicza snu i jawy, która wywołuje bardzo ambiwalentne odczucia. Z jednej strony mamy całkiem ciekawy pomysł na poszukiwanie przyczyn tragicznej dewolucji w przeszłości. Niestety, jego realizacja pozostawia wiele do życzenia. Wizje, które Zamorski rozsnuwa przed czytelnikiem są po prostu niesmaczne. Ciężko zrozumieć jaką wartość pisarz starał się tej brzydocie nadać – suchym faktem pozostaje to, że odbiorca będzie zmuszony oglądać niedokończone porno z rodzinnym obiadem w tle. Cały ten ambaras przeradza się w końcu w schizofreniczny dialog między narratorem, pisarzem (w powieści jest obecne rozdzielenie między tymi dwoma osobami) i czytelnikami, z którego znowu nic nie wynika. Senfiliada to powieść, która najprawdopodobniej miała mieć bardzo głębokie drugie dno – niestety, wyżej podpisany nie potrafił go odnaleźć, odrzucony pokrywającymi je metrami mułu.
Sytuacji nie poprawia to, że w tej postmodernistycznej sieczce rozpływają się walory czysto literackie. Senfiliada zaczyna się jak klasyczna baśń i przez jakiś czas nią pozostaje, potem przekształca się w kalejdoskop słabo powiązanych ze sobą scen. W tok narracji wkrada się sporo chaosu, aż w końcu Zamorski odrzuca zorganizowaną fabułę na rzecz zupełnie szalonych dysput osób (czy raczej tworów) z przygodami Senfila powiązanych w minimalnym stopniu. Bohaterowie ustępują miejsca pisarzowi i narratorowi, obiecująca podróż w przeszłość okazuje się kilkoma miernymi obrazkami, a cały tekst zwyczajnie odrzuca. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Zamorski popełnił ten sam błąd, który w Sennych Pałacach przydarzył się Uznańskiemu – przecenił czytelniczą wytrzymałość, licząc na to, iż odbiorca będzie z radością przyglądał się próbującemu wróżyć z flaków szamanowi. Niektórych może to bawić, większość odwróci się zniesmaczona.
Senfiliada, mimo że niezbyt obszerna, jest kwintesencją przesady. Robert Zamorski swoją szaloną wyobraźnię ubrał w szaty banalnej opowieści, co, niestety, dało kuriozalne efekty. Jeżeli pisarz narzuciłby swej fantazji jakiekolwiek granice i spróbował uczynić powieść bardziej przystępną, można by uznać ją za interesujący eksperyment. Niestety, nie zrobił tego, a wynik jego pracy jest bardzo słaby.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
________________________
Senfilid jest jednym ze zmodyfikowanych genetycznie kotów. Ludzie nie potrafią zaakceptować jego odmienności – rasizm doprowadza do kolejnych skrajnych sytuacji, w końcu do banicji. Wygnany kot wyrusza w podróż przez zdegenerowany świat. Spotykają go najróżniejsze przygody: staje do walki z potężnym najemnikiem, zostaje więźniem księcia i uczestnikiem kociej rebelii. Wszystko to sprawia, że w końcu zadaje sobie pytanie o sens własnej wędrówki. Próba znalezienia na nie odpowiedzi okaże się największym ze stojących przed nim wyzwań.
Senfiliada to powieść dziwna. Na początku jawi się jako postapokaliptyczna dystopia – Zamorski w krzywym zwierciadle przestawia rasistowskie, zdegenerowane społeczeństwo, a fakt, iż głównym bohaterem jest myślący kot nadaje całości groteskowego szlifu. Czytelnik towarzyszy Senfilidowi w długiej podróży, która chwilami jest całkiem ciekawa, ale ogólnie budzi raczej obrzydzenie. W pewnym momencie bohater podejmuje wędrówkę poprzez światy z pogranicza snu i jawy, która wywołuje bardzo ambiwalentne odczucia. Z jednej strony mamy całkiem ciekawy pomysł na poszukiwanie przyczyn tragicznej dewolucji w przeszłości. Niestety, jego realizacja pozostawia wiele do życzenia. Wizje, które Zamorski rozsnuwa przed czytelnikiem są po prostu niesmaczne. Ciężko zrozumieć jaką wartość pisarz starał się tej brzydocie nadać – suchym faktem pozostaje to, że odbiorca będzie zmuszony oglądać niedokończone porno z rodzinnym obiadem w tle. Cały ten ambaras przeradza się w końcu w schizofreniczny dialog między narratorem, pisarzem (w powieści jest obecne rozdzielenie między tymi dwoma osobami) i czytelnikami, z którego znowu nic nie wynika. Senfiliada to powieść, która najprawdopodobniej miała mieć bardzo głębokie drugie dno – niestety, wyżej podpisany nie potrafił go odnaleźć, odrzucony pokrywającymi je metrami mułu.
Sytuacji nie poprawia to, że w tej postmodernistycznej sieczce rozpływają się walory czysto literackie. Senfiliada zaczyna się jak klasyczna baśń i przez jakiś czas nią pozostaje, potem przekształca się w kalejdoskop słabo powiązanych ze sobą scen. W tok narracji wkrada się sporo chaosu, aż w końcu Zamorski odrzuca zorganizowaną fabułę na rzecz zupełnie szalonych dysput osób (czy raczej tworów) z przygodami Senfila powiązanych w minimalnym stopniu. Bohaterowie ustępują miejsca pisarzowi i narratorowi, obiecująca podróż w przeszłość okazuje się kilkoma miernymi obrazkami, a cały tekst zwyczajnie odrzuca. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Zamorski popełnił ten sam błąd, który w Sennych Pałacach przydarzył się Uznańskiemu – przecenił czytelniczą wytrzymałość, licząc na to, iż odbiorca będzie z radością przyglądał się próbującemu wróżyć z flaków szamanowi. Niektórych może to bawić, większość odwróci się zniesmaczona.
Senfiliada, mimo że niezbyt obszerna, jest kwintesencją przesady. Robert Zamorski swoją szaloną wyobraźnię ubrał w szaty banalnej opowieści, co, niestety, dało kuriozalne efekty. Jeżeli pisarz narzuciłby swej fantazji jakiekolwiek granice i spróbował uczynić powieść bardziej przystępną, można by uznać ją za interesujący eksperyment. Niestety, nie zrobił tego, a wynik jego pracy jest bardzo słaby.
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Tytuł: Senfiliada
Autor: Robert Zamorski
Wydawca: Warszawska Firma Wydawnicza
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 2 kwietnia 2013
Liczba stron: 309
Oprawa: miękka
Format: 144x206 mm
ISBN-13: 978-83-7805-269-2
Cena: 32 zł
Autor: Robert Zamorski
Wydawca: Warszawska Firma Wydawnicza
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 2 kwietnia 2013
Liczba stron: 309
Oprawa: miękka
Format: 144x206 mm
ISBN-13: 978-83-7805-269-2
Cena: 32 zł
Tagi:
Senfiliada | Robert Zamorski