» Recenzje » Sasha

Sasha


wersja do druku

Niewykorzystany potencjał

Redakcja: Matylda 'Melanto' Zatorska, Staszek 'Scobin' Krawczyk

Sasha
Nużący początek, nieciekawa intryga, irytująca główna bohaterka i czterysta stron potrzebnych do tego, by coś w końcu zaczęło się dziać – z całą pewnością nie wróży to najlepiej. Podczas lektury pierwszego tomu cyklu Próba krwi i stali po raz pierwszy na własnej skórze odczułem, czym jest tzw. recenzencki obowiązek. Jednakże sytuacja nieoczekiwanie odwróciła się o 180 stopni i ostatnie trzysta stron przeczytałem w dwa dni. I jak ocenić taką książkę?

Tytułowa Sasha to Sashandra Lenayin, córka króla, lecz już od dawna nie księżniczka. Po budzącej wiele pytań śmierci ukochanego brata zrzekła się bowiem swojego dziedzictwa i pozycji, by wieść życie na prowincji, z dala od dworskich intryg. Została przygarnięta przez legendarnego dowódcę i wojownika, który podjął się wyszkolenia jej w pradawnej, śmiertelnej sztuce walki mieczem, zwanej svaalverdem, przy okazji przekazując uczennicy wiedzę o filozofii i nauki Nasi-Khetu. Akcja powieści zawiązuje się wówczas, gdy verentyjska arystokracja przypomina sobie o córce władcy, w której pogański lud goeren-yai powoli dostrzega coś więcej niż tylko dziewczynę o wybuchowym temperamencie i z mieczem na plecach.

"Zawiązanie akcji" to stwierdzenie mocno na wyrost, gdyż na początku powieści nie dzieje się zbyt wiele. Shepherd, zamiast wciągnąć czytelnika od pierwszych zdań, ślimaczym tempem wprowadza go do wykreowanego świata, zasypując masą pojęć, które w tym momencie niewiele znaczą. Dlatego pisarzowi nie udaje się zaciekawić, raczej zanudza. Kogo bowiem obchodzą nazwy krain geograficznych albo gór rysujących się gdzieś hen na horyzoncie, skoro jeszcze nawet dobrze nie poznaliśmy głównej bohaterki? Takie rozwiązanie budzi wątpliwości, ponieważ autor zdecydował się na narrację personalną, wypadającą szczególnie nieprzekonująco, kiedy protagonistka bezustannie rozwodzi się nad rzeczami i sprawami, które w myśl logiki powinny być dla niej oczywiste, więc niewarte dłuższych dywagacji. Kompozycja tekstu także nie zachwyca: przejściom między akapitami poświęconymi wydarzeniom teraźniejszym a retrospekcjom brakuje płynności – powinny być niezauważalne, a są równie subtelne jak cios kafarem między oczy.

W ogóle poziom umiejętności pisarskich Shepherda pozostawia sporo do życzenia (a może to tłumacz sknocił sprawę?). W długich, wielokrotnie złożonych zdaniach często nie tylko gdzieś gubi się sens, ale i mieszają podmioty; dziwi także nadużywanie inwersji, przez co czasownik zostaje nienaturalnie przesunięty w głąb zdania. To wszystko zmusza czytelnika do kilkukrotnej lektury tego samego fragmentu, aby w końcu mógł pojąć, co też autor chciał przekazać. Na te niedociągnięcia można by przymknąć oko, gdyby Shepherd operował zapierającą dech w piersiach prozą, ale jego styl w najlepszym wypadku można ocenić jako poprawny, choć bardziej pasują określenia "bezbarwny" i "męczący". Bodajże największą bolączką całej powieści są długie, nużące i niepotrzebne opisy. Jeśli tylko zaczyna się jakaś bitwa, podróż bądź gonitwa na koniach, spokojnie można przerzucić od pięciu do dziesięciu stron, gdyż absolutnie nic ważnego nas nie ominie. Z podobnym natężeniem opisów wędrówek ostatni raz miałem do czynienia podczas lektury Władcy Pierścieni, ale od czasów Tolkiena w literaturze fantastycznej standardy uległy zmianie, czytelnik zaś stał się znacznie bardziej niecierpliwy. Gdyby fabuła nie została tak okrutnie rozwodniona przez zbędne fragmenty nazbyt dokładnie przedstawiające trasę przejazdu – po ich wycięciu z 680 zostałoby zapewne około 500 stron – powieść zyskałaby na atrakcyjności.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Joel Shepherd poruszył w Sashy kilka niełatwych tematów, jak na przykład emancypacja kobiet, wierność składanym przysięgom czy relatywizm moralny. Lecz na pierwszy plan wysuwa się konflikt religijny: otóż przytłaczająca większość arystokratów to wyznawcy verentynizmu (wariacja na temat chrześcijaństwa z bardzo podobnymi do niego założeniami), podczas gdy prosty lud przywiązany jest do dawnych tradycji i wierzeń, przez co w oczach wielmożów uchodzi za pogański. Sytuacja dodatkowo komplikuje się przez ustrój polityczny: Lenayin to stosunkowo młoda monarchia feudalna, gdzie najważniejsze decyzje dotyczące kraju zapadają w wąskim kręgu arystokracji, co nie podoba się goeren-yai, którzy jeszcze nie tak dawno temu decydowali sami o sobie. Jak nietrudno się domyślić, możni nie liczą się ze zdaniem swoich poddanych, chociaż to właśnie ich powinni otaczać opieką – jak tu nie pomyśleć o naszych politykach? – goeren-yai zaś pragną swoich reprezentantów wśród wielkich lordów, aby ci zadbali o ich interesy. W takiej sytuacji wystarczy tylko iskra, by wzniecić pożar.

Ową iskrą ma być właśnie główna bohaterka. A to dlatego, że żyje na granicy dwóch światów: urodziła się w verentyjskiej rodzinie, ale dorastała jako goeren-yai. Próba znalezienia odpowiedzi na pytania: "kim właściwie jestem?" oraz "do którego ze światów przynależę?" również stanowi ważną treść powieści. Co do samej Sashy – moje pierwsze skojarzenie związane z tą postacią to dwudziestoletnia Arya Stark. Jednakże szybko okazuje się, że pozory mylą. O ile młoda Starkówna otrzymała od Martina intrygującą osobowość, kreacja Sashy przez większość czasu nie przekonuje. Shepherd próbował ukazać ją jako mądrą, silną i wyemancypowaną kobietę o burzliwym temperamencie, ale nie sprostał temu zadaniu. Przypomina ona raczej rozwydrzoną, chimeryczną oślicę, która z czystej przekory nie uznaje racji innych. Na szczęście na ostatnich trzystu stronach zauważalny jest wyraźny rozwój zarówno Sashy – która musi szybko dorosnąć, by stanąć na wysokości zadania – jak i kilku postaci drugoplanowych, na co istotny wpływ ma doświadczenie wojny.

Właśnie postacie drugoplanowe ratują książkę przed kompletną klapą. Należy jednak wyraźnie zaznaczyć, że chodzi w tym przypadku o pojedynczych bohaterów z całej armii statystów, których Shepherd przedstawia czytelnikowi podczas lektury. Szybki rzut oka na dramatis personaæ na początku powieści może doprowadzić do konsternacji, gdyż z wymienionych tam ponad pięćdziesięciu postaci zaledwie kilka okaże się naprawdę istotnych dla fabuły. Wśród nich prym wiedzie rodzeństwo Sashy: jej młodszy brat Damon, najbardziej rozsądny i opanowany z królewskiego potomstwa, nieustannie analizujący wydarzenia i mimo kryzysów zachowujący chłodny umysł; a także Sophy, młodsza siostra Sashy, która budzi skojarzenia z Sansą Stark, i tak jak ona przechodzi znaczną przemianę, kiedy uświadamia sobie, że brutalny świat w niczym nie przypomina pieśni o dzielnych rycerzach. Na szczególną uwagę zasługuje także Jaryd Nyvar – młodego, narwanego kapitana Sokolej Straży z początku interesuje tylko machanie mieczem i zaciąganie panienek do łóżka, ale i on przechodzi metamorfozę, kiedy nie chcąc postąpić wbrew własnym przekonaniom, naraża się bardzo niebezpiecznym ludziom. Szkopuł tkwi w tym, że wszyscy wymienieni bohaterowie otrzymują niewiele miejsca, przez co ich potencjał pozostaje niewykorzystany.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Właśnie taki podtytuł powinna mieć ta powieść – niewykorzystany potencjał. A dowodem na to, że Sasha mogła wypaść znacznie lepiej, jest ostatnie trzysta stron. Wygląda to tak, jakby autor nagle uznał, że wystarczy już rozgrzewki i pora zabrać się za pisanie na poważnie. Akcja rusza z kopyta, każdy kolejny rozdział niesie ze sobą dotąd niespotykaną dawkę emocji, a postacie nabierają rumieńców. W końcu pojawiają się także okryci woalem tajemnicy Serrini, którzy ze względu na wygląd i filozofię budzą skojarzenia z elfami w wydaniu Sapkowskiego, z tą różnicą, że Serrini nie chcą wytrzebić ludzkości, a są jej raczej ciekawi (z pewnością odegrają większą rolę w kolejnym tomie cyklu). Rodzi się więc pytanie: czy nie można było tak od początku?

Tworząc Sashę, Shepherd pomylił się w doborze proporcji: przesadził z opisami krajobrazów i podróży, wprowadził na scenę zbyt wielu aktorów, z których stanowcza większość to milczący statyści, i co najgorsze, zapomniał o akcji. Pierwszego tomu cyklu Próba krwi i stali nie można nawet z czystym sumieniem nazwać porządną rzemieślniczą robotą, gdyż zarówno styl autora, jak i niedoróbki redakcyjno-edytorskie świadczą na niekorzyść tej pozycji. Na szczęście przechodzący solidny rozwój bohaterowie, kilka ciekawych tematów oraz rozważań, które znajdują się tu i ówdzie, oraz naprawdę mocna końcówka w dużym stopniu ratują Sashę. Nawet mimo wszystkich krytycznych uwag nie jest to powieść zupełnie nieudana i z pewnością znajdzie swoją niszę – szczególnie wśród młodzieży. Jeśli tylko kolejnemu tomowi uda się uniknąć błędów pierwszej części, może bardzo pozytywnie zaskoczyć.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Sasha
Cykl: Próba krwi i stali
Tom: 1
Autor: Joel Shepherd
Tłumaczenie: Jakub Steczko
Wydawca: Jaguar
Data wydania: 8 maja 2013
Liczba stron: 700
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7686-175-3
Cena: 43,90 zł



Czytaj również

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.