Rzeźnia numer pięć
Młody Billy Pilgrim został wyrwany ze szkoły przez wojnę. Nie był wybitnym żołnierzem, bo ani jego fizyczność, ani tym bardziej charakter temu nie sprzyjały. W żadnym wypadku nie chroniło go to jednak przed niedogodnościami frontowego życia. W końcu chłopak wrócił do Stanów, ale nie znaczy to, że jego życie wślizgnęło się na tory zwyczajności klasy średniej – dorosłego Pilgrima porywają bowiem kosmici.
O Rzeźni numer pięć zwykło się mówić przede wszystkim jako manifeście antywojennym. Nie ma w tym nic dziwnego, bo Kurt Vonnegut odnosi się do swoich frontowych przeżyć bez przerwy, zarówno w otaczających właściwą fabułę wstępie oraz posłowiu, jak i opowieści o losach nieszczęsnego Billy’ego Pilgrima. Czytelnicy znajdą w powieści wszystkie niemal elementy klasycznego sztafażu literatury wojennej: od pejzaży ruin i walczących dzieci, przez bydlęce wagony i obozy jenieckie, aż do kluczowego dla książki bombardowania Drezna. Wszystko to zaprzecza popularnemu wizerunkowi amerykańskiego pisarza jako przesiąkniętego żartobliwością, niefrasobliwego i rzadko uderzającego w poważne tony. Z pewnością Vonnegut nie ucieka od komizmu (chociażby opis angielskich oficerów w niewoli potrafi rozbawić do łez), ale też nie eksponuje go nadmiernie, a gdy po niego sięga, to z pełną świadomością, pytając czytelnika: czyż koniec świata nie potrafi być nieco śmieszny?
Kosmici, którzy porywają Pilgrima nie są narzędziem eskapizmu w ujęciu tradycyjnym dla fantastyki, choć z całą pewnością symbolizują ucieczkę – ucieczkę przed nieskończonym okrucieństwem wielkich konfliktów XX wieku. Bohater nie potrafi wyrzucić z głowy wyrytych przez nie obrazów, a obcy postrzegający czas nielinearnie stają się prostym – czy też może jedynym dopuszczalnym w całej swej irracjonalności – wyjaśnieniem tej tragicznej sytuacji. Filozoficzna refleksja nad przemijaniem i (nie)mijaniem zostaje w Rzeźni numer pięć wtłoczona w wojenny kontekst, dzięki czemu zostaje pozbawiona najdrobniejszych nawet namiastek abstrakcji i nabiera rzeczywistego ciężaru.
Nie sposób mówić o tej wielkiej powieści bez odniesienia się do jeszcze jednego jej elementu, kto wie, czy nie najsłynniejszego zdania, jakie kiedykolwiek napisał Vonnegut: "Zdarza się". W ten sposób kwitowane są najróżniejsze sytuacje, od drobnostek w stylu zagubionych kluczy aż po rozstrzelanie przez pluton egzekucyjny. W Rzeźni numer pięć następuje więc totalne zrównanie znaczeń, a nieuznający wyjątków fatalizm zdaje się być ostatecznym dopełnieniem wizji postrzegających jednocześnie ogół czasu mieszkańców Tralfamadorii. W roli wyrównywacza występuje oczywiście wojna z jej kulminacyjnym (w ujęciu Vonneguta) bombardowaniem Drezna, które sprawia, że wydobywanie trupów staje się poczciwą, powszednią pracą. Wojna, warto dodać, w każdej postaci, bo choć Pilgrima z objęć czasu wyrwały doświadczenia z Europy lat 40. XX wieku, to pokolenie jego dzieci walczy – i cierpi – w Wietnamie.
Rzeźnia numer pięć, mimo wszystkich tych lat, wciąż trzyma się doskonale. Pacyfistyczne manifesty niezmiennie pozostają potrzebne, a Vonnegutowi udało się stworzyć metaforę prostą, a jednocześnie pełną znaczeń. Kto nie czytał, ma świetną okazję, żeby nadrobić zaległości, kto czytał – żeby przypomnieć sobie tę doskonałą pozycję.
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Autor: Kurt Vonnegut
Tłumaczenie: Lech Jęczmyk
Wydawca: Zysk i S-ka
Data wydania: 12 listopada 2018
Liczba stron: 240
Oprawa: twarda
ISBN-13: 978-83-8116-492-4
Cena: 39,90 zł