» Recenzje » Rytm wojny. Tomy 1 i 2

Rytm wojny. Tomy 1 i 2

Rytm wojny. Tomy 1 i 2
Będąc fanem tak rozbudowanych serii jak Archiwum Burzowego Światła trzeba uzbroić się w cierpliwość. Tym razem na powrót do Rosharu i wydanie w Polsce Rytmu wojny musieliśmy czekać ponad trzy lata. Czy było warto – zobaczcie sami.

Wojna koalicji ludzi i nowych Świetlistych z przemienionymi parshmenami i Stopionymi trwa już rok, nie przynosząc znaczącej przewagi dla żadnej ze stron. Navani Kholin widzi szansę na przełom w nauce, inspirując, ukierunkowując i koordynując wysiłki uczonych, mających pomóc w wyścigu zbrojeń. Kiedy ich nowe osiągnięcia mogą przechylić szalę zwycięstwa, Dalinar rozpoczyna przygotowania do kontrofensywy i zbrojnej akcji na terenach jednego z zajętych lub najbardziej zagrożonych królestw. W tym samym czasie wrogie siły, planują śmiały, podstępny atak tam, gdzie ludzie się tego najmniej spodziewają. To czy uda im się osiągnąć zamierzony cel może zaważyć o przyszłości Świetlistych Rycerzy oraz przesądzić o losie całego Rosharu.

Jak łatwo przewidzieć, zaprezentowane powyżej streszczenie to jedynie pobieżny zarys fabuły Rytmu wojny, którego obie części zapewniają aż 1300 stron lektury. Biorąc też pod uwagę dużą liczbę kluczowych dla akcji postaci, trudno jest ująć taką liczbę wątków w kilku zdaniach. Faktem jest, iż już od pierwszych stron książki czytelnik zostaje wrzucony w sam środek nowej dla niego rzeczywistości Rosharu i szybko musi zorientować się w układzie sił, bowiem sceny otwierające Rytm wojny zostały osadzone rok po wydarzeniach kończących Dawcę przysięgi. Nadrabianie zaległości Sanderson przeprowadził w przyspieszonym tempie, tym razem nie poświęcając zbyt dużo miejsca powolnemu wprowadzania odbiorcy w wykreowany przez siebie świat, czyniąc to w bardzo przemyślany sposób i niejako mimochodem, np. przy okazji opisywania spotkania władców koalicji.

Niestety, po dość dynamicznym początku, następuje wyraźny spadek tempa akcji, zaś dynamika różnych fragmentów obu części powieści staje się bardzo nierówna. Pełne dramatyzmu sceny przeplatane są długimi fragmentami pozbawionymi jakiejkolwiek akcji, prezentującymi rozbudowane doświadczenia naukowe, niewiele wnoszące do obrazu świata przedstawionego retrospekcje, czy też melancholijne rozważania Kaladina, ponownie balansującego na granicy załamania psychicznego. Jeśli dołączymy do tego problemy z tożsamością (znowu!) niestabilnej emocjonalnie Shallan, przemyślenia Taravangiana analizującego słuszność podjętych przez siebie decyzji czy też rozbudowane opisy krainy sprenów, do której wysłana została misja dyplomatyczna, uświadomimy sobie, że w Rytmie wojny dzieje się naprawdę niewiele. Po przeczytaniu kilkudziesięciu (czy nawet więcej) stron, patrząc wstecz można zdać sobie z zaskoczeniem sprawę z faktu, iż bohaterowie znajdują się cały czas w tym samym miejscu, a w ich sytuacji nie zmieniło się absolutnie nic. Paradoks, a zarazem fenomen, twórczości Sandersona polega na tym, że to NIC zaprezentowane jest w tak interesujący sposób, iż kolejne kartki pochłania się z zapartym tchem nie narzekając na dłuższą metę na nudę.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Nie można też zapomnieć o finale powieści, rozbudowanym, porywającym i wynagradzającym wszystkie wcześniejsze braki. Sceny kulminacyjne Rytmu... są tak zaskakujące, że wręcz wbijają w fotel, przynoszą ze sobą odpowiedzi na wiele pytań i generują masę nowych, dając nadzieję na naprawdę fascynujący tom piąty.

Autor pozostał wierny pewnemu zauważalnemu już schematowi – tak jak w Drodze królów postacią dominującą był Kaladin, w Słowach Światłości Shallan, a w Dawcy przysięgi Dalinar, tak tutaj w centrum wydarzeń umieszczona została Navani. Nie jest to niestety najszczęśliwszy wybór, gdyż żona Czarnego Ciernia nie jest wcale tak fascynującą postacią, jak przedstawieni nam wcześniej Świetliści. Pełniła ona w swym życiu wiele ról – była żoną, matką, królową i wytrawnym politykiem, ale w głębi duszy od zawsze pragnęła być naukowcem. I w Rytmie wojny właśnie ta jej strona postawiona zostaje w centrum wydarzeń i to ona zadecyduje o być albo nie być Urithiru oraz koalicji. Sama Navani wydaje się sympatyczna, solidna i godna zaufania, a kiedy staje w obliczu problemu z pasją oddaje się poszukiwaniu jego rozwiązania, ale siłą rzeczy naukowe teorie i skomplikowane doświadczenia nie wywołują na twarzy czytelnika wypieków z emocji. Z przykrością trzeba zauważyć, iż w kreacji tej bohaterki najciekawszym elementem są retrospekcje ukazujące jej relacje z pierwszym mężem Galivarem, stawiające w zupełnie innym świetle zamordowanego króla oraz pełne żaru rozmowy z mającą w sobie podobny głód wiedzy Stopioną Raboniel.

O wiele ciekawszą postacią od Navani jest wspomniana powyżej Stopiona, zwana też Panią Bólu. To jeden z najbardziej złożonych, pełnych sprzeczności i wzbudzających najbardziej niejednoznaczne emocje bohaterów, a zarazem antagonistów całego cyklu, a ponadto jedna z kluczowych postaci tego tomu. Z jednej strony podstępna i bezlitosna, z determinacją i po trupach dążąca do zakończenia wojny na Rosharze, ale potrafiąca wykazać się zaskakującą łagodnością i miłosierdziem… jest zagadką, której wyjaśnienie zmienia całkowicie sposób postrzegania jej przez czytelnika. Stanowi ona w wielu aspektach totalne przeciwieństwo Navani, lecz królowa właśnie w relacjach z nią najbardziej rozkwita, nabiera barw i pokazuje swą najlepszą stronę.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Bardzo dobrze wypada też kreacja Venli, próbującej rozliczyć się ze swoją przeszłością i powoli dorastającej do roli Świetlistej, oraz wypowiedzenia ideałów. Kolejne retrospekcje pokazujące jej relacje z siostrą Eshonai, z matką i innymi Parshendimi, a także jej powodowane nieokiełznaną ambicją działania, które doprowadziły do nadejścia Spustoszenia, czynią z niej postać niezwykle realistyczną i ludzką, pełną sprzecznych emocji i pragnień, błądzącą, grzeszącą i pragnącą odkupienia.

Pozostali, znani z poprzednich tomów bohaterowie, także wypadają całkiem dobrze, ale w ich przypadku – poza nielicznymi wyjątkami – trudno mówić o jakiś rewelacjach. Żaden z nich nie popadł w stagnację i każdy z nich ewoluuje, czy to walcząc z demonami przeszłości oraz ze swoimi słabościami, czy to stawiając czoła cudzym oczekiwaniom i własnym lękom, a także ucząc się akceptować siebie takimi, jacy są. W przypadku Kaladina czy Shallan niektóre fragmenty przypominają błędne koło i powtórkę z rozrywki, ale na dłuższą metę są one potrzebne i właśnie konfrontacja z rzeczami, które wydawałoby się mieli już wcześniej przepracowane, pozwala im poczynić następny krok na drodze do wyzwolenia i rozwoju osobistego. Trochę szkoda, że tak niewielką rolę w Rytmie wojny mieli do odegrania natomiast Renarin oraz Jasnah, którzy wydają się postaciami kluczowymi dla całej fabuły, ale paradoksalnie – jak dotąd – scharakteryzowanymi najbardziej pobieżnie i mającymi najmniejszy udział w prezentowanych wydarzeniach.

Podobnie jak w przypadku bohaterów, także obraz świata przedstawionego z tomu na tom zostaje wzbogacony o kolejne świetnie dopasowane do reszty elementy. W Rytmie wojny przed czytelnikiem odkryte zostaną kolejne tajemnice Urithiru, zaś ponowna, tym razem zaplanowana wyprawa do Cieniomorza przyniesie ze sobą liczne niespodzianki i nowe odkrycia. Autor pozwoli nam też bliżej przyjrzeć się Stopionym, odsłoni nowe wyjątkowe moce Świetlistych i ujawni kilka sekretów pradawnych Heroldów, po raz kolejny czarując czytelnika słowem i wciągając go w wykreowaną przez siebie rzeczywistość.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Chociaż w powyższej recenzji pojawiło się niemało słów krytyki, to trzeba przyznać, iż Rytm... wciąż pozostaje całkiem niezłą powieścią, aczkolwiek znacznie słabszą od poprzednich tomów Archiwum Burzowego Światła. Jest to pozycja bardzo nierówna, ma momenty mniej emocjonujące, a chwilami wręcz dość nudne, zaś niektóre sceny akcji niepotrzebnie rozciągnięte są w nieskończoność, jednakże Sanderson ma tak dobrze opanowany warsztat pisarski i taką wyobraźnię, że nawet te słabsze fragmenty przeskakuje się bez większego dyskomfortu, wybaczając mu chwilowy spadek formy i czekając na to co wymyśli dalej. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejna część Archiwum… wynagrodzi nam oczekiwanie i zaprezentuje o wiele wyższy poziom od dwóch wcześniejszych.

Tytuł: Rytm Wojny. Tom 1
Cykl: Archiwum Burzowego Światła
Tom: 4.1
Autor: Brandon Sanderson
Tłumaczenie: Anna Studniarek
Wydawca: Mag
Data wydania: 24 marca 2021
Liczba stron: 656
Oprawa: twarda
ISBN-13: 978-83-66712-19-5
Cena: 45 zł

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
6
Ocena użytkowników
Średnia z 3 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Rytm Wojny. Tom 2
Cykl: Archiwum burzowego światła
Tom: 4.2
Autor: Brandon Sanderson
Tłumaczenie: Anna Studniarek
Wydawca: Mag
Data wydania: 30 czerwca 2021
Liczba stron: 720
Oprawa: twarda
ISBN-13: 978-83-66712-46-1
Cena: 45 zł



Czytaj również

Rytm wojny. Tom I
Pierwszy tom czwartej części otwierającego cykl pięcioksięgu, czyli kolejne sześćset stron Sandersona
- recenzja
Odprysk świtu
Ahoj morska przygodo
- recenzja
Tancerka Krawędzi
Zwinka na pierwszym planie
- recenzja
Dawca Przysięgi. Tom 1 i 2
Nieoczekiwane aspekty Spustoszenia
- recenzja
Dawca Przysięgi. Tom 2
Alethkar się pali!
- recenzja

Komentarze


Exar
   
Ocena:
0
"Po przeczytaniu kilkudziesięciu (czy nawet więcej) stron, patrząc wstecz można zdać sobie z zaskoczeniem sprawę z faktu, iż bohaterowie znajdują się cały czas w tym samym miejscu, a w ich sytuacji nie zmieniło się absolutnie nic. Paradoks, a zarazem fenomen, twórczości Sandersona polega na tym, że to NIC zaprezentowane jest w tak interesujący sposób, iż kolejne kartki pochłania się z zapartym tchem nie narzekając na dłuższą metę na nudę"

Oj, ja się niestety nie zgadzam - ta książka jest meeeeega nudna. Lanie wody, nic nie wnoszące wniki. Spokojnie można by ją zamknąć na może 300 stronach.
22-04-2022 06:50
Asthariel
   
Ocena:
0

Nie jest to kiepska powieść, ale jest to najsłabszy do tej pory tom serii.

22-04-2022 11:37
Exar
   
Ocena:
0
Nie no, historia jest spoko, tylko o jakieś 1000 stron za długa.
22-04-2022 11:58
yukiyuki
   
Ocena:
0

Ja niestety mam problem z obiektywizmem, bo na każdy tom czekam z niecierpliwością i jestem w stanie wybaczyć Sandersonowi wiele. Dlatego zazwyczaj z recenzjami czekam jakiś czas po przeczytaniu - aby nabrać dystansu. Tym razem robiłam sobie maraton wszystkich tomów po kolei i nie mam wrażenia, żeby to był słaby tom - jest najsłabszy z całego cyklu, ale nie jest zły, a na pewno dużo lepszy niż wiele książek które trafiają na rynek i przy których lekturze zastanawiam się dla kogo to jest pisane... Sanderson przynajmniej nie uważa odbiorców za debili. Ja naprawdę dobrze się bawiłam :) Zgadzam się jednak ze stwierdzeniem, że dałoby się go mocno skrócić bez straty dla fabuły - a z pewnością z korzyścią dla odbiorcy.

23-04-2022 10:59
Tiszka
   
Ocena:
0

@Yukiyuki - jak ja cię rozumiem! Nie umiem obiektywnie patrzeć np. na książki Ilony Andrews, bo przy każdej piszczę z ekscytacji :D Ba, miałam tak z Dragon Ballem nawet i musiałam się nauczyć, jak go czytać bez fangirlowania. Trudne! 

23-04-2022 14:43
82284

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0

Nie ma czegoś takiego jak obiektywna recenzja, bo każda jest subiektywną oceną osoby która ją pisze. Ewentualnie można mówić o stronniczych recenzjach (np. recenzent lubi nie lubi dany gatunek - np. recenzja War of Mine napisana przez 9kier w CDA). Poza tym to co dla jednych jest plusem dla innych może być minusem (rozbudowana mechanika gry, długie i szczegółowe opisy).

24-04-2022 09:58
Kaworu92
   
Ocena:
+1
No, recenzja powinna być szczera, ale nie może być "obiektywna", bo każdy ma inną estetykę i ceni sobie inne rzeczy w dobrze kultury :P :)
24-04-2022 14:25
Tiszka
   
Ocena:
+1

Aest, myślę, że chodzi raczej o obiektywne spojrzenie na kwestie techniczne: warsztat, błędy, dziury fabularne, korektę. Bo jak się fangirluje, to tych błędów można nawet nie zauważyć :D 

24-04-2022 16:47
82284

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0

@Tiszka

Donośnie tego co napisałaś to tak mi się skojarzyło z tym co dziś wygrzebałem na Wykopie: https://www.youtube.com/watch?v=F7zIR4Ko_Eo

Poniekąd wiąże się to z "generatorem pozytywnych recenzji", o którym pisał Enc.

24-04-2022 19:26
Kaworu92
   
Ocena:
0

Chciałbym obejrzeć ten film, ale... dat title xD Halp xD

25-04-2022 09:28
82284

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0

A co z nim nie tak?

25-04-2022 15:55
Kaworu92
   
Ocena:
0

Jest śmieszny, ale i dziwny...? ;-)

25-04-2022 17:59

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.