Rozmowa z Robertem M. Wegnerem

Na meekhańskim półmetku

Autor: Tomasz 'Asthariel' Lisek

Rozmowa z Robertem M. Wegnerem
Fot. Mikołaj Starzyński
3 lata po premierze Pamięci wszystkich słów fani Opowieści z meekhańskiego pogranicza mogą znów zanurzyć się w świecie wykreowanym przez Roberta M. Wegnera, pięciokrotnego laureata nagrody im. Janusza A. Zajdla, za sprawą wydanego w tym miesiącu przez Powergraph Każdego martwego marzenia, trzeciej powieści, a piątej książce z cyklu. Z tej też okazji zachęcamy do lektury rozmowy z pisarzem, który opowiada między innymi o tym, czego spodziewać się po przyszłości serii.

Tomasz Lisek: W przyszłym roku minie 10 lat od premiery Północy-Południa, twojego debiutanckiego zbioru opowiadań. Czy już pracując nad tą książką spodziewałeś się, że dekadę później wciąż będziesz opowiadał o świecie meekhańskiego pogranicza?

Robert M. Wegner: Nigdy w życiu. Oczywiście jako początkujący autor snułem marzenia o stworzeniu wielkiego i docenianego cyklu fantasy, lecz zimny rozsądek podpowiadał, żeby im głupio nie ulegać. Jednak dzięki uporowi oraz wsparciu kilku bliskich mi osób mogę dziś stwierdzić, że chyba jestem na dobrej drodze.

Co zainspirowało cię do zostania pisarzem? Czy był jakiś konkretny moment w twojej młodości, w którym uświadomiłeś sobie, że masz w głowie historię, którą chciałbyś opowiedzieć innym?

Jeśli chodzi o mnie, nie było jakiegoś olśnienia, błysku czy jasności, która nagle na mnie spłynęła. To raczej cały proces, rozciągnięty na lata. A zaczęło się oczywiście od czytania wszystkiego, co wpadło mi w rękę. Potem okazało się, że jestem jedną z tych skorupek, które nasiąkając za młodu, zaczynają później "trącić". Ja nasiąknąłem literaturą. Pierwsze próby tworzenia historii przytrafiły mi się już w szkole podstawowej. I dzięki Opatrzności, przepadły w mroku dziejów.

Jak wcześnie zacząłeś planować swoje pierwsze książki pod względem fabularnym? Zacząłeś od stworzenia szczegółowej listy elementów, które na pewno chciałeś w nich zawrzeć, czy też po prostu siadłeś do pisania, a później już poszło z górki?

Siadałem i pisałem. W moim przypadku szczegółowe listy zabijają jakąkolwiek radość z pracy. Muszę jednak konkretnie wiedzieć, jaki jest główny wątek opowieści, o czym ma być dana książka, ile z tajemnic świata Meekhanu ma zostać w niej odkryte, a jakie nowe sekrety powinny się pojawić. Reszta – poszczególne sceny, bohaterowie drugo- i trzecioplanowi, smaczki dotyczące lokalnych kultur, tradycji, wierzeń – powstaje w trakcie pisania.

Czy twoje plany dotyczące przyszłości cyklu i tego, w którą stronę pójdzie fabuła, bardzo zmieniły się od czasu premiery pierwszych dwóch zbiorów opowiadań?

Sam jestem zaskoczony, ale nie. Wiem, jaką historię mam zamiar napisać i nadal się jej trzymam. Ale główny wątek, filar moich Opowieści... jest niczym Rzym. Prowadzą do niego tak liczne drogi – żeby nie powiedzieć: wszystkie – że pozwala mi to zachować swobodę twórczą.

Kusi cię czasem, aby zrobić sobie przerwę od cyklu i napisać pełnoprawną powieść w zupełnie innych realiach?

Trafiasz w moje najskrytsze marzenie. Lecz na razie, ze względu na pracę nad cyklem meekhańskim oraz ograniczoną ilość czasu, który mogę poświęcić na pisanie, marzenia pozostaną marzeniami. Jedyny płodozmian, na jaki mogę sobie pozwolić, to jakieś jedno lub dwa niemeekhańskie opowiadania.

Czy masz zamiar jeszcze kiedyś wrócić do pisania krótszych tekstów osadzonych w świecie meekhańskiego pogranicza, nawet po tym, gdy skończyć już prace nad głównym cyklem powieściowym?

Nie wiem. Kiedy skończę cykl będę zapewne chciał odpocząć od Meekhanu. Jeśli jednak wpadnie mi do głowy historia idealnie nadająca się na opowiadanie, grzechem byłoby jej nie napisać.

Chociaż jesteśmy już przy piątej meekhańskiej książce, to nie boisz się wprowadzać zupełnie nowych, istotnych dla intrygi postaci – czy jest jakaś, której dodania nie mogłeś się doczekać, ale musiała poczekać, aż nadejdzie właściwy moment?

Postaci przychodzą we właściwym czasie niejako same. Przeżywam czasem spore zaskoczenia, gdy pojawiają się wtedy, kiedy trzeba. Natomiast głównym wątkiem, który od jakiegoś czasu mnie męczył, była opowieść o pochodzeniu świata Imperium. Bogowie! Ileż razy musiałem się gryźć w język na spotkaniach autorskich, żeby czegoś nie palnąć oraz gryźć w palce w trakcie pracy, by nie napisać za wiele. Zamknąłem ten wątek i otworzyłem kilka nowych, wywodzących się bezpośrednio z niego. Ale takich kluczowych momentów, węzłów spinających całą opowieść jest jeszcze sporo przed nami.

O ile do tej pory każda z książek koncentrowała się na góra trójce protagonistów lub grup postaci (jak w przypadku Czerwonych Szóstek), tak w Każdym Martwym Marzeniu swoje rozdziały otrzymują niemal wszyscy najważniejsi bohaterowie. Czy stanowi to zapowiedź tego, czego możemy spodziewać się w kolejnych częściach pod względem natężenia wątków?

Będę to wiedział, jak napiszę następną książkę. Dla mnie najważniejsza jest opowiadana historia, więc jeśli jakiś bohater nie odgrywa w niej żadnej znaczącej roli, pozwalam mu odpocząć. Lepiej dla książki, jeśli ktoś, kogo losy w danej chwili nie są zbyt zajmujące, siedzi na tyłku i nic nie robi.

Balansowanie pomiędzy tyloma postaciami tak, aby wszyscy otrzymali satysfakcjonującą ilość "czasu antenowego" zapewne stanowi dla każdego pisarza pewne wyzwanie – jak ty sobie z tym radzisz? Zdarza ci się czasem, że pojawia się potrzeba zrezygnowania z pewnych już napisanych fragmentów, aby nie przesadzić z objętością powieści?

Z Każdego martwego marzenia wyrzuciłem między 250 a 300 tysięcy znaków. Niektóre sceny streściłem później na przykład w krótkiej wzmiance w liście, który odbiera jedna z bohaterek. Rzadko mi się to zdarza, ale taka jest cena spontanicznego pisania, które lubię – czasem po napisaniu X stron orientujesz się, że za bardzo "odpłynąłeś" w historie, smaczki i opowiastki, bez których książka mogłaby się obejść. I trzeba ciąć, co czasem boli, ale mówi się trudno.

Jednym z elementów, które wpływają na popularność cyklu wśród czytelników jest bogactwo opisywanych przez ciebie kultur – czy masz wśród nich swoją ulubioną, a jeśli tak, to którą i czemu akurat ją?

Nie mam. Różne kultury są częścią świata, który opisuję, bo staram się, by był to świat żywy, zamieszkany przez żywych ludzi. I są też częścią historii moich bohaterów, pierwszo-, drugo- i trzecioplanowych. Zazwyczaj jest tak, że najpierw pojawia się u mnie jakaś postać, a dopiero potem "odkrywam" z jakiej kultury i z jakim bagażem doświadczeń, przesądów i tradycji przychodzi. Kenneth miał meekhańskiego przodka wżenionego w wessyrską rodzinę, Kailean została wychowana przez Wozaków Verdanno, Yatech uważa się ze mieszańca półkrwi i szarpie między plemienną tradycją a poczuciem obcości, Altsina zaś ukształtowała praca dla złodziejskiej gildii w wielokulturowej metropolii. To wszystko wpływa na ich psychikę, sposób interakcji ze światem i na podejmowane decyzje.

Od jakiegoś czasu twoje książki są wydawane również za granicą – czy możesz nam opowiedzieć o tym, gdzie cieszą się największą popularnością?

W Rosji. Okazało się, że mój sposób snucia historii trafił w serca i gusty rosyjskojęzycznej populacji naszej planety. I bardzo się z tego cieszę. Przy okazji okazało się też, że zyskałem w ten sposób sporo czytelników w krajach, gdzie język rosyjski jest znany – na Białorusi, Ukrainie, Łotwie, a nawet w Gruzji.

Z niemal każdym dniem media informują o zakupie praw i planowanych adaptacjach książek fanatycznych – jak twoim zdaniem wyglądałaby najwierniejsza duchem adaptacja twojej twórczości? Film pełnometrażowy oparty na opowiadaniu Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami? Serial ukazujący przygody Czerwonych Szóstek lub czaardanu generała Laskolnyka?

O rany, nie wiem. Niektóre z opowiadań z pewnością dałyby się przenieść na ekran w postaci godzinnego czy półtoragodzinnego filmu. Ale wyrwanie z całej historii jednego wątku i zrobienie z niego serialu mogłoby go potężnie okaleczyć. Przecież i przygody Górskiej Straży, i perypetie jeźdźców z Wielkich Stepów, i kłopoty Altsina czy rozterki Yatecha to tylko pojedyncze nici w gobelinie, jakim są Opowieści z meekhańskiego pogranicza.

Każde martwe marzenie stanowi istotny moment dla cyklu, jako że otrzymujemy odpowiedzi na wiele ważnych fabularnie pytań nurtujących do tej pory czytelników – czyżbyśmy już powoli zbliżali się do finału? Możesz nam zdradzić, ilu tomów powinniśmy się jeszcze spodziewać, czy wolisz trzymać fanów w niepewności jeszcze przez jakiś czas?

Zgodnie z umową, jaką zawarłem z czytelnikami, potwierdzam, że czekają nas jeszcze co najmniej trzy książki.

Co czeka cię teraz, już po premierze Każdego martwego marzenia? Zasłużony odpoczynek od pisania czy powrót do klawiatury?

Odpoczynek już trwa, nadrabianie zaległości w kontaktach z rodziną i znajomymi też. Ale klawiatura woła, więc powoli zbieram się do małego skoku w bok i napisania jakiegoś opowiadania SF, bo kilka pomysłów już dawno dojrzało i dopomina się o zaistnienie.