Roland

W pogoni za człowiekiem w czerni

Autor: Aleksandra 'yukiyuki' Cyndler

Roland
Stephen King kojarzony jest głównie z powieściami grozy, chociaż sam uważa, iż jego ukoronowaniem kariery pisarskiej, swoistym opus magnum, jest cykl Mroczna Wieża. Co ciekawe, we wstępie do Rolanda King wspomina, że na spotkaniach autorskich ponad 70% jego fanów przyznaje się, że serii o Rolandzie z Gilead nigdy nie czytało. Przy okazji wznowienia cyklu przyjrzyjmy się jego pierwszemu tomowi. Czy starzy wyjadacze prozy mistrza horrorów znajdą w nim coś dla siebie?

Ostatni z klanu rewolwerowców, Roland Deschain, z determinacją przemierza pustynię w pogoni za tajemniczym człowiekiem w czerni. Niestraszne mu żar i niebezpieczeństwa pustyni. Nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć swój cel, który – ma takie przeczucie – z każdym dniem znajduje się coraz bliżej.

Powieść Kinga jest specyficzna i początkowo dość trudna w odbiorze. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, iż powyższy akapit z grubsza streszcza całą akcję pierwszego tomu cyklu Mroczna Wieża. Roland idzie przed siebie, a na swej drodze spotyka różne osoby (lub istoty), jednak cały czas dla niego liczy się tylko człowiek w czerni. W portrecie psychologicznym głównego bohatera można zauważyć wyraźny rys obsesji, momentami zbliżającej się do granicy z szaleństwem, co powoduje, iż wiele spraw na jego drodze potraktowano marginalnie, a nawet trochę chaotycznie – co wcale nie ułatwia lektury. Ponadto w główny ciąg narracyjny wplecionych zostało wiele fragmentów będących "opowieściami w opowieści" (są to klasyczne przykłady kompozycji szkatułkowej) – migawki i urwane wspomnienia z młodych lat rewolwerowca (w żaden sposób niepomagające w określeniu przyczyn jego pościgu ani powodów, dla których cały jego klan został zmieciony z powierzchni ziemi) oraz z wcześniejszych etapów jego wędrówki, jak również historie innych osób w jakiś sposób wiążące się z obecnością człowieka w czerni.

W powieści dominuje nastrój niedookreślenia. Dotyczy to nie tylko wspomnianej wyżej przeszłości Rolanda oraz początków jego szaleńczej odysei przez pustynię, ale także samego czasu i miejsca akcji, bowiem autor w tekście rozrzuca jedynie poszlaki – ślady dawno wymarłej cywilizacji przypominającej naszą (z pozostałościami torów, stacji benzynowych i autostrad) oraz wzmianki o światach równoległych, które bohater mógł przemierzać i z których mogły przybyć niektóre z postaci. Co ciekawe, rodzinne strony rewolwerowca przypominają scenerię rodem z klasycznych serii fantasy, zaś finał pogoni za człowiekiem w czerni odbywa się w otoczeniu iście postapokaliptycznym. Cóż zdarzyło się pomiędzy tymi miejscami, zanim – zgodnie z tym, co mawia Roland – "świat poszedł naprzód"? Może dowiemy się tego w kolejnych powieściach, bowiem tutaj nie otrzymamy na to pytanie żadnej odpowiedzi.

Warto zauważyć, iż sam obraz świata przedstawionego jest z pewnością największą zaletą Rolanda. Jak napisał King we wstępie do książki, inspiracją dla scenerii powieści był dla niego film Dobry, zły i brzydki, western Sergia Leone z Clintem Eastwoodem grającym jedną z głównych ról. Nieprzebyta, jałowa pustynia, podupadłe miasteczka, brudne saloony i pozbawieni nadziei ludzie – to wszystko King przeniósł na karty swojej książki i to z bardzo dobrym skutkiem. Podobny zabieg można zauważyć w kreacji postaci, które są (w najlepszym razie) dość ambiwalentne. U Sergia Leone nawet tytułowy "Dobry" ma krew na rękach i wcale nie jest nieskazitelnym wzorem do naśladowania, chociaż – w tamtym miejscu i czasie – mógłby za taki uchodzić. Podobnie jest w przypadku Rolanda, który, nim jego wędrówka dobiegnie końca, kilkakrotnie zastanawia się, jak daleko może się posunąć, jak dużo poświęcić i jak nisko upaść w pogardzie do samego siebie.

O faktycznym celu pogoni Rolanda, czyli o odkryciu tajemnic Mrocznej Wieży, dowiadujemy się stosunkowo późno, a zakończenie powieści pozostawia czytelnika z większą liczbą pytań niż odpowiedzi. Może lepiej byłoby napisać, że są to prawie same pytania i jedynie kilka, niewiele wnoszących do zrozumienia całości, odpowiedzi. Taki zabieg wymusza wręcz sięgnięcie po kolejny tom.

Warto jeszcze wspomnieć, iż w nowym wydaniu Rolanda znalazł się tekst Siostrzyczki z Elurii, opisujący jedną z przygód Rolanda z czasów, gdy jeszcze poszukiwał śladów człowieka w czerni. To kilkudziesięciostronicowe opowiadanie ma wszystkie cechy najlepszej prozy Kinga: umiejętnie budowany nastrój, liczne niedopowiedzenia i powoli, acz konsekwentnie, potęgujące się poczucie zagrożenia. Już od początku wiadomo, kto jest przeciwnikiem Rolanda – zdradził to sam autor w przedmowie do tekstu – jednak mimo wszystko finał może naprawdę zaskoczyć czytelnika, zaś kreacja tytułowych siostrzyczek jest po prostu mistrzowska i na długo pozostaje w pamięci.

Pierwszy tom Mrocznej Wieży jest tak różny od sztandarowych powieści mistrza grozy, iż jego lektura słusznie może budzić pewne wątpliwości miłośników Kinga. Warto jednak zapoznać się z tą pozycją, gdyż uważny czytelnik znajdzie jednak wiele elementów znanych z jego innych utworów – przede wszystkim perfekcyjne operowanie słowem (mowa tutaj o ostatnim, poprawionym i trochę przeredagowanym wydaniu Rolanda, z którego zostały usunięte liczne niedoróbki charakterystyczne dla początkującego pisarza). Cokolwiek by nie mówić o warstwie fabularnej powieści czy ambiwalencji protagonisty, to Stephen King powoli, aczkolwiek bardzo sukcesywnie, wciąga odbiorcę  w wykreowaną przez siebie rzeczywistość i historię pogoni za Mroczną Wieżą. Czyni to po mistrzowsku i z wyczuciem, konsekwentnie potęgując napięcie i zwiększając zaangażowanie czytelnika, tak iż nie pozostaje mu nic innego, jak tylko z niecierpliwością oczekiwać na kolejną część cyklu.