Rok wilkołaka - Stephen King

Dawka mroku

Autor: Agnieszka 'kudłata' Kawula

Rok wilkołaka - Stephen King
Od zawsze lubiłam wszystko, co wychodziło spod ręki Stephena Kinga. Oczywiście zdarzało mu się popełnić powieść zupełnie nijaką, ale to nie zniszczyło mego szacunku do autora. Ostatnio przeczytałam coś mrocznego i niezwykle zajmującego, mówię tu o Roku wilkołaka. Ta mała książeczka liczy sobie 140 stron tekstu wzbogaconego pięknymi ilustracjami. Tę mini-powieść powinno się zatem dawkować i czytać powoli, ze smakiem.

Jak wyczytałam na stronie internetowej poświęconej Kingowi, książka w pierwotnym zamyśle miała wyglądać trochę inaczej. Stephen King został poproszony o napisanie historyjki, która byłaby częścią kalendarza. Miało to być 12 rozdziałów po około 500 słów na każdy miesiąc. King wymyślił więc historyjkę o wilkołaku, który co miesiąc w czasie pełni atakował kolejnych ludzi w małym miasteczku. Jednak w trakcie pisania pomysł rozrastał się, rozdziały stawały się coraz dłuższe i przestały spełniać warunki pomysłodawcy kalendarza. King jednak nie chciał rezygnować z wymyślonej historii, zapytał więc, czy może zamiast kalendarza napisać małą książeczkę. Pomysł został zaakceptowany i tak narodził się Rok wilkołaka.

Struktura pozostała ta sama. Każdy rozdział jest kolejnym miesiącem roku, z tym, że późniejsze części są trochę dłuższe od poprzednich. Jednak należy nadmienić, że książka znacznie różni się od pozostałych utworów Kinga. Mamy tu krótkie opisy, postacie przedstawione są bardzo powierzchownie; w Roku wilkołaka praktycznie nie uraczymy dialogów, dostajemy całkowite przeciwieństwo długich powieści. Nie przeszkadza to jednak w przyjemnej lekturze.

Pierwsze sześć rozdziałów jest w zasadzie niczym innym, jak zwięzłym przedstawieniem przyszłych ofiar i okoliczności, w jakich umierają rozszarpane przez bestię. Dalsze zaczynają się układać w logiczną całość, a w rezultacie wszystko zmierza do wyjaśnienia zagadki, czyli tego, kto przemienia się w wilkołaka. Na arenę walki o życie własne i innych mieszkańców miasteczka wkracza niepełnosprawny chłopiec, który ostatecznie stanie oko w oko z poczwarą.

Warto wspomnieć, że King często głównym bohaterem swoich powieści czyni właśnie dzieci. Idealnie wczuwa się w ich psychikę, przez co śmiało może kreować takie postaci. Z upośledzonym chłopcem spotykamy się chociażby na kartach Łowcy snów. Dziecko odgrywa też ważną rolę w Podpalaczce czy Lśnieniu. Autor powiela własny schemat, jednak robi to za każdym razem inaczej, dzięki czemu przyciąga uwagę, nie nudzi czytelnika, czym budzi jego podziw.

King świetnie buduje napięcie, o czym wie każdy, kto czyta jego prozę. Autor snuje opowieść, w którą nas wciąga, a my poddajemy się jego woli bez protestów. To, co serwuje nam pisarz, jest niezwykle wiarygodne. Doskonale potrafi posługiwać się słowem i wie, jak poruszyć ospałą wyobraźnią czytelnika. Ostatnio doszłam do wniosku, że Kingowi najlepiej wychodzą krótkie formy epickie. Na kilku stronach buduje fabułę, która wstrząsa czytelnikiem, a w efekcie końcowym zapiera dech w piersiach i sprawia, że musi się on na chwilę zatrzymać i zastanowić nad sensem całości.

Ten mistrz grozy, jak się go zwykło nazywać, jednym zdaniem tworzy cały obraz i niepowtarzalny klimat. Żeby nie być gołosłowną, podam przykłady: "Burza zaczyna cichnąć, zupełnie jakby zaspokoiła już swój apetyt na zniszczenie. I jeszcze drugie zdanie: Tej nocy śpi głębokim, pozbawionym marzeń snem małych dzieci, a na dworze rzeka wiatru przepływa przez Tarker’s Mills, zmywając październik i przynosząc ze sobą zimny, rozgwieżdżony listopad, żelazny miesiąc jesieni."
Na szczególną uwagę zasługują ilustracje Berniego Wrightsona, które są klimatycznym dodatkiem do całości i bez nich książka wiele by straciła. Warto też wspomnieć o samym tłumaczeniu. Dzięki Paulinie Braiter cały urok powieści Stephena Kinga został wiernie oddany.

Niestety Rok wilkołaka kończy się za szybko. Na ostatniej stronie aż chciałoby się powiedzieć: "Szkoda, że rok nie ma kilkunastu miesięcy więcej". Ta mini-powieść zapewnia rozrywkę na góra dwie godziny, może na trzy, jeśli zatrzymamy wzrok na dłużej i zechcemy przyjrzeć się dokładniej ilustracjom. Jednak mimo krótkiego czasu "spożywania" książki, warto poświęcić jej swój czas i pieniądze.