Restart
Restart można podsumować jednym zdaniem: ostateczne zużycie formuły dystopijnego romansu. Podgatunek, którego popularność zapoczątkował ogromny sukces Igrzysk śmierci, właśnie połknął własny ogon. Najbardziej w tym przypadku smuci fakt, że sam koncept leżący u podstaw tej powieści, wydawał się dość oryginalny i intrygujący, aczkolwiek został całkowicie zmarnowany. Tak naprawdę mamy tu do czynienia z mieszanką specyficznego podejścia do tematyki zombie, co staje się przyczyną do zadania kilku ciekawych pytań – o wolną wolę, prawo do życia i decydowania o sobie, o to, na czym polega inność restartów (więcej o tym nieco później) i kto ma prawo decydować o ich losie. Z tymi pytaniami można by się zmierzyć, gdyby omawiana książka w jakiś sposób do tego zachęcała. Niestety, poruszane kwestie są natychmiast porzucane na rzecz miałkiego romansu.
Mamy więc główną bohaterkę – Wren "byłam martwa przez sto siedemdziesiąt osiem minut" Connolly – mającą duże problemy z gospodarką emocjonalną. To właśnie cecha charakterystyczna restartów – nie odczuwają emocji, a tym mniej w nich ludzkich uczuć, im dłużej byli martwi; tak chociaż wyglądają założenia. Ponadto czas spędzony po drugiej stronie ma wpływ też na inne cechy restartów; ci po powrocie do życia posiadają lepszy refleks, znacznie przewyższają normalnych ludzi siłą fizyczną i potrafią się regenerować w zawrotnym tempie. Kiedy poznajemy Wren, żyje one już od kilku lat pogodzona ze swym losem, w świecie rządzonym przez uciskający społeczność ustrój (w tym przypadku ciemiężycielem jest KORP – Korporacja Odnowy i Rozwoju Populacji), aż pewnego dnia spotyka niepasującego do jej świata chłopaka, który otwiera jej oczy, tym samym wskrzeszając w niej iskrę buntu. Też macie déjà vu?
Czym ta historia mogła być? Powieścią napisaną z perspektywy bezemocjonalnej, wręcz mechanicznie działającej zabójczyni, która radzi sobie z otaczającym ją światem tylko na podstawie rozumu i wrażeń, dostarczanych przez aparat zmysłowy. Autorka mogła zastosować tu reporterski, suchy język, by oddać ubogie, czy raczej zdegradowane życie wewnętrzne restartów – szczególnie o tak wysokim numerze jak Wren. Zamiast tego otrzymaliśmy standardowe i do bólu schematyczne love story z bezpłciową protagonistką, gdzie bezpłciowość wynika raczej ze słabego warsztatu autorki, niż z przestrzegania pierwotnych założeń. Wren wielokrotnie na głos artykułuje, że "nic nie czuje", ale w pierwszoosobowej narracji bezustannie przewijają się opisy jej odczuć. Czasami autorka jakby przypominała sobie, że tego być nie powinno i zastępuje je opisami reakcji organizmu, które mają reprezentować budzące się do życia uczucia (rumieniec na twarzy, motyle w brzuchu, uśmiech, dreszcze strachu). Jedno nie do końca współgra z drugim. A jeśli odjąć sztafaż, wynikający z bycia restartem, Wren to po prostu kolejna zakochana nastolatka, która uczy się miłości.
Najważniejsza postacią oprócz głównej bohaterski jest Callum "nie żyłem tylko 22 minuty, więc jestem prawie normalnym człowiekiem i taaakim miłym gościem", którego zachowanie prowokuje pytania i wątpliwości, jakich wcześniej Wren nie znała. W tle zaś króluje zła korporacja przeprowadzająca testy na restartach. A skoro mamy ciemiężycieli, nie może zabraknąć także ruchu oporu – na razie w powijakach, ale zapoczątkowana tym tomem trylogia musi mieć przecież jakieś pole manewru. Do wad książki należy zaliczyć praktycznie brak światotwórstwa. Nasza wiedza o świecie ogranicza się do faktu, że akcja powieści rozgrywa się w Teksasie przyszłości, gdzie wirus zdziesiątkował populację, w wyniku czego ograniczono swobodę i ludzie nie mogą opuszczać miejsca zamieszkania. To KORPowi udało się zapanować nad wirusem; żeby ten się nie rozprzestrzeniał, wprowadzono zakaz opuszczania miast. Jedną z konsekwencji takiego stanu rzeczy jest podział na klasy – mamy więc bogatych, którzy żyją w normalnych warunkach, i biedaków zamieszkujących slumsy, które kreowane są na piekło na Ziemi: bród, smród i śmierć na każdym kroku powtarzają się w opisach tych lokacji tak często, że kompletnie tracą wydźwięk. Sam KORP wyspecjalizował się w łapaniu i szkoleniu młodych restartów, by następnie uczynić z nich broń przeciwko starszym restartom, którzy po powrocie do życia mogą stanowić zagrożenie dla cywili. Oczywiście, nawet lojalnych restartów trzyma się pod kluczem, obserwując ich i instrumentalizując – a gdy przestają być użyteczni, posyła się ich do piachu.
Restart charakteryzuje się bardzo krótkimi rozdziałami, spisanymi całkowicie przezroczystym, nijakim językiem – to proza bez charakteru, kompletnie bezpłciowa jak jej bohaterowie. Praktycznie brak tu jakichkolwiek dłuższych, bardziej rozbudowanych opisów, więc trudno wyobrazić sobie świat, w którym rozgrywa się akcja. Słabo wypada również sama scenografia – większość fabuły rozgrywa się albo w tych samych pomieszczeniach KORP-u, które są identycznie nijakie albo na ulicach niemal identycznych miast. Na kolejnych stronach dominują dialogi wypowiadane w pustkę przez papierowych bohaterów. Powieść momentami czyta się wręcz jak dramatyczną rozprawkę licealistki marzącej o wielkiej miłości i tym jedynym, który dostrzeże w niej to coś, czego nie potrafiło dostrzec odrzucające ją społeczeństwo.
To nie restarci są wyprani z emocji, to raczej czytelnik nie odczuwa niczego podczas lektury – pozostaje całkowicie obojętny na wszystkie wydarzenia. Fabuła jest przewidywalna do bólu, postacie tak bardzo papierowe, że chyba origami ma więcej głębi niż Wren i Callum, a sytuacji w żaden sposób nie ratuje pomysł (a raczej jego brak) na świat przedstawiony. Trudno mi komukolwiek polecić tę książkę, bo nie ma w niej nic wartego uwagi. Toteż nawet nastoletnie miłośniczki rodzących się w bólach miłości, powinny omijać tę pozycję szerokim łukiem i sięgnąć po którąś z innych powieści reprezentujących gatunek dystopijnego romansu.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Autor: Amy Tintera
Tłumaczenie: Maria Gębicka-Frąc
Wydawca: MAG
Data wydania: 23 września 2015
Liczba stron: 480
Oprawa: miękka
Cena: 39 zł