Reamde - Neal Stephenson

Czytaj to.txt na tysiąc stron

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Reamde - Neal Stephenson
Zdarzają się pisarze, którzy pełnię swego talentu realizują w krótkich tekstach: opowiadaniach czy nowelach. Są też tacy, którym na odpowiednie rozkręcenie się potrzeba setek stron. Wśród tych drugich wyjątkowe miejsce zajmuje Neal Stephenson – autor, który regularnie tworzy powieści przekraczające wszelkie objętościowe granice. Reamde – kolejny tysiącstronicowy kolos – potwierdza tylko tę reputację.

________________________


Richard Forthrast jest czarną owcą w swojej licznej rodzinie. Niejasna przeszłość, w której zdarzało mu się przemycać narkotyki, rzuca wyraźny cień na teraźniejszość. Gdyby nie to, Dogde’a można by uznać za prawdziwego szczęściarza: stał się przeraźliwie bogatym producentem najpopularniejszej gry komputerowej. Niestety, jak to zwykle bywa, hakerzy nie potrafią zostawić potężnego MMO w spokoju i cały czas atakują je przy pomocy złośliwego oprogramowania. Jeden z wirusów sprowadzi prawdziwe kłopoty na cały ród Forthrastów.

Reamde to thriller. Trudno kłócić się z faktem, iż koniecznym elementem tego typu powieści jest napięcie, które powinno towarzyszyć czytelnikowi w trakcie lektury – bez niego cała konwencja praktycznie traci sens. Czy Stephensonowi udaje się trzymać odbiorcę w niepewności i pobudzać jego ciekawość? I tak, i nie. Książka, szczególnie na początku, intryguje jako jedna wielka niewiadoma: producent najpopularniejszej i najbardziej dochodowej gry komputerowej na świecie ze swoją usianą błędami młodością, jego nietypowa rodzina z adoptowaną przez brata uchodźczynią z Erytrei na czele, pustoszący serwery wirus… Początkowe zaciekawienie niestety powoli ulatnia się, i to już na przestrzeni pierwszych trzystu stron – poszczególne wątki łączą się i prowadzą do jednoznacznego finału. Stephenson oczywiście zdawał sobie z tego sprawę, więc przygotował dla czytelnika prawdziwą fabularną rewolucję. I tutaj zaczyna się prawdziwy problem. O ile można jeszcze uwierzyć w ten wyjątkowy zwrot akcji (w końcu autor kojarzony jest z fantastyką, toteż jego czytelnicy powinni być przygotowani na zawieszenie niewiary), to trudno pogodzić się z tym, że pisarz w jednej trzeciej objętości Reamde postanawia zacząć zupełnie nową opowieść. Nie ma w tym żadnego literackiego chwytu, nie ma żadnego tricku – Stephenson po prostu bierze bohaterów, których przedstawił odbiorcy w pierwszej części tekstu, po czym zaczyna pisać o zupełnie nowej intrydze. Potężny plot twist jest jednym z regularnie pojawiających się w twórczości Amerykanina motywów, ale nie można bezwarunkowo go akceptować, kiedy burzy spójność tekstu – a tak właśnie dzieje się w przypadku Reamde.

Peanatema, poprzednia powieść Stephensona, miała podobne, wręcz niewiarygodne gabaryty. Podczas lektury można było odnieść wrażenie, że tak wiele miejsca po prostu jest pisarzowi potrzebne, aby mógł popisać się swoją imponującą erudycją. Nie można zapomnieć też o monumentalnej fabule, która rozwijała się długo, ale nieustannie, i bez przerwy wciągała. Reamde, jako tekst oparty na zupełnie innych przesłankach, nie daje Stephensonowi zbyt wielu okazji do pisania o różnych dziedzinach kultury i nauki, ale skłonność do dygresji pozostaje. Mnóstwo opisów broni i szczegółów dotyczących jej działania, elementy wiedzy informatycznej, rozległe fragmenty poświęcone grom MMO – to właśnie dominuje w Reamde. Niestety, Stephenson nie potrafił pomieścić tego wszystkiego w fabularnych ramach, przez co niektóre akapity przypominają wplecione w tekst elementy jakichś instrukcji, poradników czy amatorskich opracowań. Do tego wszystkiego rdzeń powieści, czyli technothrillerowa intryga, popychany jest do przodu przy pomocy monstrualnie rozbuchanych węzłów fabularnych. Niech za przykład posłuży ciągnący się przez setki stron finał: nie dość, że czytelnik zmuszony jest do oglądania każdej sceny z perspektywy kilku bohaterów, to jeszcze każda kolejna ich decyzja opisywana jest w kilku akapitach. Tysiąc sześćdziesiąt stron bitej lektury nie może dziwić: połączenie mrowia dygresji i gadulstwa musiało doprowadzić do tak absurdalnej liczby. Gdyby jeszcze to wszystko miało jakiś konkretny cel, gdyby prowadziło do odkrycia jakiejś fascynującej idei, można by Stephensona usprawiedliwiać. Jednak po zamknięciu Reamde czytelnikowi towarzyszy uczucie, które jest zmorą wszystkich banalnych czytadeł – pustka.

Niestety, to jeden ze smutniejszych wniosków, jaki można wyciągnąć po lekturze – najnowszy tekst jednego z uznanych twórców fantastyki to zwykły zapychacz czasu. Jako taki sprawdza się całkiem nieźle (i możecie wierzyć – pożera tego czasu mnóstwo…). Bohaterowie, jak to zwykle u Stephensona, kreowani są poprzez stopniowe wypełnianie pospiesznie nakreślonego konturu psychologicznego. Pisarz powoli pogłębia swe postaci, a czytelnik może czerpać satysfakcję z rozwoju swoich faworytów. Nic nie można zarzucić też stylowi autora – dynamiczny język sprawia, że te tysiąc stron nie stanowi niewykonalnego zadania, a całość po prostu wciąga. Nawet wtedy, gdy fragment dotyczy handlu w MMO. Trudno też przyczepić się do samego zarysu fabuły (poza dysonansem między początkiem a rozwinięciem i zakończeniem). Intryga jest skomplikowana, ale nie na tyle, by była niezrozumiała, a większość zwrotów akcji jest dobrze przemyślana. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że gdyby poddać Reamde ekstremalnej diecie odchudzającej, można by otrzymać naprawdę solidny, wciągający thriller.

Najnowsza powieść Neala Stephensona na pewno nie jest najlepszym z jego dzieł. Skłonność do skrupulatnego opisywania najdrobniejszych szczegółów, którą zawsze przejawiał, przemieniła się w końcu w nieprzyjemne gadulstwo, owocujące słabym budowaniem napięcia i pustosłowiem. Miłośnicy twórczości pisarza mogą się z Reamde zapoznać, ale ci, którzy dopiero planują zacząć swą przygodę z Amerykaninem, powinni przeczytać najpierw Peanatemę, Cryptonomicon lub Diamentowy wiek – powieści lepsze pod każdym względem. Natomiast tym, którzy poszukują thrillera z grami komputerowymi w tle, zdecydowanie polecam Stan wstrzymania Strossa – tekst klarowniejszy, prostszy, ale też bardziej dynamiczny.