» Wieści » Rafał Kosik o pompowaniu książek

Rafał Kosik o pompowaniu książek

|

Rafał Kosik o pompowaniu książek
Polecamy lekturę wpisu na blogu Rafała Kosika, gdzie autor Marsa i Kameleona opisuje zjawisko sztucznego powiększania objętości książek.
Źródło: Blog Rafała Kosika
Tagi: Rafał Kosik


Czytaj również

Komentarze


Pancake
   
Ocena:
0
się wiedziało, się unikało, bo to przecież widać. Zawsze uważałam to za brak szacunku dla czytelnika, jednak na polskim rynku książka zawsze wychodzi w JEDNYM wydaniu, także wyboru, panowie szlachta, nie ma. Problem powstaje tylko jeśli ktoś kupuje "w ciemno". Bo ja, na przykład, zawsze staram się wywiedzieć, czy książka warta jest swej ceny, czy muszę, chcę ją mieć, jakie są wydania, wady, zalety i inne takie. Między innymi dlatego przesiaduję dniami na takich stronach jak polter.
Zadziwił mnie tylko wynik obliczeń - też sądziłam, że wyjdzie jakieś dwa, trzy razy więcej. nie cztery!
14-04-2010 21:48
Alkioneus
   
Ocena:
0
Niby wiedziałem, niby zdawałem sobie sprawę, że i tu i tam się tuczy książkę, ale ze skali procesu nie zdawałem sobie sprawy.

14-04-2010 22:03
Magnes
   
Ocena:
+1
Tyle że takie "napompowane" wygodniej się czyta, są przejrzystsze, mają dużo światła, papier jest przyjemniejszy w dotyku. Na blogu polecam komentarze autorstwa Andrew Ryana. Wpis Kosika kompletnie nietrafiony moim zdaniem.
@Pancake, tak, pojedyncze wydania to problem, szkoda, że nie ma modelu napompowany hardcover + ciasny, ale tani paperback - jak za granicą.
14-04-2010 22:28
Alkioneus
   
Ocena:
+1
Magnes, zerknąłem.

Ale widzę różnicę między napompowaniem książki a sprawieniem, że jest przejrzysta i łatwo się ją czyta.

Pięciometrowy margines nie ułatwia mi czytania, tylko wzbudza we mnie smutne poczucie tego, że płacę za niezadrukowany papier.
15-04-2010 00:28
~hallucyon

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
Oj, rzadko wypowiadam się w tym dziale, ale przeczytawszy wpis R. Kosika, nie mogę się powstrzymać.

Wpis jest, moim zdaniem, nierzetelny. Oto kilka przykładów:

1. Wybór papieru (grubość, ziarnistość, barwa itp.) często zależy od rodzaju czcionki, jaką wydrukowano książkę. Ta sama czcionka na różnych rodzajach papieru może wyglądać lepiej albo gorzej.

2. Porównywanie książek w oparciu o wysokości górnych marginesów oraz wysokości i długości bloków tekstów jest ogromnym nadużyciem. Pomijając wymiary stronic oraz rozmiary wszystkich marginesów, można nie dostrzec, że strona ma określony układ, często wzorowany na klasycznych pracach typograficznych, a stosunki wymiarów marginesów, bloku tekstu i rozmiarów stron stanowią określone wartości liczbowe.

3. Rozpikselowanie tekstu w książce x uniemożliwia ocenę trafności doboru czcionki, jej wielkości itd.

4. Podanie długości wiersza z pominięciem wielkości czcionki i liczby znaków w wierszu nic nie mówi. W typografii przyjęło się, że długość wiersza powinna zależeć od wielkości czcionki i liczby znaków w wierszu.

5. W książce wydawnictwa x, tak potępianego przez autora wpisu, paginacja jest naniesiona cyframi tekstowymi, a w książce wychwalanej pod niebiosa cyframi zwykłymi. Niezorientowanym należy się wyjaśnienie, że użycie cyfr tekstowych w numeracji stron jest trafniejsze, albowiem dzięki temu numery stron lepiej współgrają z tekstem. Na korzyść wychwalanej przez R. Kosika pozycji należy natomiast zaliczyć to, że paginację umieszczono w zewnętrznych częściach dolnych marginesów: szukając określonej strony, wystarczy tylko nieco rozchylić karty, a książkę x należy właściwie otworzyć.

6. Jak wskazuje zdjęcie obu otwartych książek, w pozycji x margines górny jest wyższy, bo mieści nagłówki. Taki zabieg mógł być podyktowany chęcią ochrony praw autorskich: mimo zeskanowania i nielegalnego udostępnienia wersji elektronicznej książki każda strona jest oznaczona imieniem i nazwiskiem autora lub tytułem - prawo do oznaczenia dzieła danymi identyfikującymi autora jest ważnym prawem.

To garść uwag, które nie wyczerpują złożoności zagadnienia.

O ile więc opinia R. Kosika jest jego prywatną sprawą i nie mnie jest nią oceniać, to takiemu nierzetelnemu, bo wybiórczemu porównywaniu cech książek muszę się stanowczo sprzeciwić.

Żonglując faktami w sposób, w jaki to uczynił autor, udowodnić można wszystko: Tomek dostał butelkę czystej wody, a ja butelkę podejrzanie wyglądającej, bo żółtawej wody. Czytając tak tendencyjną relację, można pomyśleć, że Tomek dostał zdatną do picia wodę, ja - nie. Jakże by się zmieniła ocena czytelnika, gdyby się dowiedział, że na etykiecie wody Tomka jest napisane "Woda źródlana", a na mojej - "Oranżada cytrynowa".

Mam nadzieję, że moim krótkim wywodem udało mi się uzmysłowić czytelnikom serwisu, dlaczego wpis R. Kosika uważam za nierzetelny.

PS. Celowo użyłem słownictwa niefachowego, aby zwykły czytelnik wiedział, o czym piszę.
15-04-2010 01:53
Rafal Kosik
    Pompowanie
Ocena:
+2
Oczywiście masz rację, tyle że ja nie poruszałem kwestii estetycznych, tylko ekonomiczne. Celowo rozpikslowałem tekst, żeby nie ujawniać jaka to książka. To nie miało być porównanie dwóch tytułów, który lepszy, który gorszy. Pokazałem zasady pompowania książek, które bazują głównie na sztuczkach z typografią, o której piszesz. Zresztą typografia w książce X jest w porządku, to w ogóle jest ładnie wydana książka. Wybrałem ją, bo na jej przykładzie najłatwiej było pokazać, o co mi chodzi.

A poza tym nie przypominam sobie, żebym potępiał jakiekolwiek wydawnictwo. Pisałem o zjawisku, które pojawiło się w wyniku działania mechanizmów rynkowwych. Winni są temu w tym samym stopniu wydawcy, którzy pompują książki, jak i nieświadomi czytelnicy, którzy głosują portfelami, czyli zmuszają wydawców do pompowania.

15-04-2010 12:16
~hallucyon

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Moim zdaniem nie sposób omawiać kwestii ekonomicznych, nie poruszając jednocześnie zagadnień estetycznych, i na tym właśnie argumencie oparłem zarzut nierzetelności. Uważam, że zmanipulowałeś przeciętnego czytelnika, któremu obce są zagadnienia wydawnicze, gdyż wybiórczo w sposób bardzo wybiórczo przedstawiłeś mu sztuczki, za pomocą których wydawca "napompował" cenę. Gdybyś we wpisie na blogu przynajmniej zarysował kwestie typograficzne, wpływające na cenę produktu, czytelnik miałby pełny obraz sprawy i mógłby (w miarę) obiektywnie osądzić, czy dążenie do estetycznego piękna może usprawiedliwiać wysoką cenę książki. Niestety, w Twoim artykule mi tego zabrakło.

Korzystając z okazji, pragnę Ci podziękować za ustosunkowanie się do mojej wypowiedzi.
15-04-2010 12:58
~Szoszana

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Wpis na blogu jest ciekawy, a dla osób nie znający się na składzie tekstu będzie wręcz odkrywczy. Dotyczy też kwestii istotnej - opisana polityka wydawców może coraz bardziej odstraszać czytelników, a to z kolei strata dla autorów. (Osobiście właśnie przez nią dotąd nie przeczytałem "Lodu" Dukaja). Problem w tym, że we wpisie na blogu "rozpikslowano" o jedną książkę za mało....

Może się mylę, ale autor pokazując nam jedną nieszczególnie miłą praktykę wydawnictw popadł w drugą - autoreklamę. Żadne wydawnictwo czy tytuł nie są potępiane, to prawda, ale pewien tytuł jest wychwalany jako zawierający uczciwą ilość znaków na stronę, jako "nienapompowany".

W ramach dygresji nie winił bym też czytelników. Niestety wybór przed jakim stoją to nie "kupię napompowaną książkę" konta "zagłosują portfelem by wydawcy książek nie pompowali" tylko "przeczytam książkę X albo nie, bo wyboru wersji nie mam". Takie postawienie sprawy sugeruje, że jako czytelnik powinienem kupić książkę autora wpisu, a unikać tych napompowanych. Wtedy przestanę być "winny".

Wpis mógł być przyczynkiem do jakiejś dyskusji (czy miałaby znaczenie to inna kwestia), wyszła niestety "ciekawocha" i reklama.
15-04-2010 13:43
Rafal Kosik
   
Ocena:
0
Reklama, owszem, czemu nie? Moja książka konkuruje na półce księgarskiej z wyglądającymi podobnie i kosztującymi podobnie, a zawierającymi 2-3 razy mniej treści. Gdybym nie wierzy w to, że mam rację, to bym w ogóle nie zaczynał tematu. Komentarze są otwarte i każdy może wyrazić swoje zdanie (o ile nie obraża królowej).

Lód Dukaja nie jest książką napompowaną. Wręcz przeciwnie. Tam są c. 3 mln znaków, co oznacza 10x więcej treści niż w ksiażce X. Gdyby to nie był WL, to książka spokojnie poszłaby w 5-6 tomach.
15-04-2010 15:37
malakh
   
Ocena:
+1
Dyskutujecie o szczegółach, pomijając wniosek ogólny. Rafał ma rację.

Oczywiście, są wydania ekskluzywne, w przypadku których takie "pompowanie" jest uzasadnione względami estetycznymi. Świetnym przykładem jest tu "Diuna" z Rebisu.

Ale ile jest książek, które są ledwie dłuższymi opowiadaniami, "napompowanymi" niczym wędlina solanką, żeby zwiększyć objętość? Najnowsza powieść Pamuka, "Prowadź swój pług..." Tokarczuk, "Zbieracz Burz. Tom 1" - pierwsze dwa jeszcze można zrozumieć, bo to samodzielne dzieła, ale powieść Kossakowskiej? W sumie "Zbieracz..." ma 500 tys. znaków - po co to rozbijać na dwie książki?
15-04-2010 15:48
Rafal Kosik
   
Ocena:
0
500 tys. znaków to minimum... na jeden tom. Z tego, co wiem, Maja była przeciwna dzieleniu.

Sam zadecydowałem o podzieleniu na dwie części „Felix, Net i Nika oraz Orbitalny Spisek”, ale oba tomy razem miały koło 1.5 mln znaków, więc bez kompresowania tekstu i na normalnym papierze wyszedłby z tego niemal "Lód".
15-04-2010 16:42
malakh
   
Ocena:
0
Fakt, to należy podkreślić - dzielenie na tom to częstokroć decyzja wydawnictwa, a nie autora.

Pamiętam, że Maja Kossakowska jeszcze podczas prac nad "Upiorem..." mówiła, że to ma być zbiór! Tymczasem FS zarżnęła książkę, chcąc skasować za nią 100zł. Ja właśnie dlatego nie przeczytałem, znam też full osób, które wyłącznie ze względu na ogólny koszt nie sięgnęły po "Upiora..."

"Zbieracza burz" może kiedyś przeczytam, jak będzie można kupić dwa w cenie jednego. Teraz wolę kupić dwie inne książki.
15-04-2010 16:46
~Szoszana

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Absolutnie nic złego w takiej reklamie nie widzę! Wręcz przeciwnie, jeżeli kunszt marketingowy dorównuje tu pisarskiemu, chyba książką się zainteresuję. Niezależnie od tego, i tak szczerze życzę powodzenia!

"Lód" nie miał być przykładem ksiażki napompowanej, tylko takiej o nieco odstraszającej formie wydania. Ani "napompowany", ani wspomniana ekskluzywnie wydana "Diuna", ale do sensownej wielkości torby się nie zmieści, a w łóżku niewygodnie trzymać.
15-04-2010 21:38
malakh
   
Ocena:
0
"Lód" w łóżku może zabić, poprzez uduszenie.
15-04-2010 21:45
~Sigrid

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
E tam. Zabić to można inkunabułem, zwłaszcza okutym, "Lód" przy tym to pieszczota.
Jest jeszcze jeden aspekt dzielenie (lub nie) książek. Oczywiście każdy wydawca zna przeliczniki i wie, jaka objętość książka jest najbardziej opłacalna (acz oczywiście znaczenia ma również, nazwijmy to roboczo, wskaźnik pazerności, który czasami tłumi rozsądek). Niemniej oprócz aspektów finansowych i edytorskich istnieje jeszcze - czasami - jakiś zamysł artystyczny. Książki nie da się i moim zdaniem nie powinno dzielić w losowo wybranym momencie ze względu na wysokość honorarium. Istnieje kompozycja, wewnętrzna logika tekstu.
Piszę to z niejaką przykrością, bo każdy tom sagi o Twardokęsku miał ponad milion znaków, niektóre ponad milion dwieście tysięcy. Jak sobie czytam tę dyskusję, to mnie żal bezmierny ogania, że nie wydałam tego w piętnastu tomach...
16-04-2010 07:55
Rafal Kosik
   
Ocena:
0
Ponad rok temu, dokładnie pierwszego kwietnia, zaproponowałem dodawanie do „Lodu” gratisowej żeliwnej podstawki ;)
16-04-2010 13:54

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.