Punkt wyjścia

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Punkt wyjścia
Punktu wyjścia z pewnością nie można nazwać powieścią przyjemną. Trudno jednak przejść obok niej obojętnie – Dawid Kain szokuje i stara się wstrząsnąć czytelnikiem, aby zmusić go do chwili zastanowienia.

Każdy potrzebuje czasami odmiany. Niektórym wystarczy przestawienie kilku mebli, inni muszą przeprowadzić poważny remont, nieliczni posuwają się aż do zmiany mieszkania. Nie wszystkich jednak zadowalają drobne przemiany. Są tacy, którzy w poszukiwaniu szczęścia chcą odrzucić całe swoje życie i stać się kimś innym. Jednym z nich jest Damian, niespełniony literat z zadziwiająco szerokim wachlarzem schorzeń psychicznych. Miejscem realizacji marzeń chłopaka ma stać się legendarna biała chata zamieszkana przez cudotwórcę. Młody mężczyzna postanawia ją odnaleźć.

W Punkcie wyjścia Dawid Kain zabiera czytelnika w podróż przez dwie różne rzeczywistości. Pierwsza z nich to świat Damiana – pełen czyhających w mroku niebezpieczeństw, przerażający, bezsensowny. Chłopak podejrzewa, że dostrzeganie tylko i wyłącznie ciemnych barw otoczenia jest wynikiem jego chorób. Bohater próbuje znaleźć jakikolwiek sposób, żeby uwolnić się od prześladujących go demonów, co doprowadza go do Rafała. Jego życie wcale nie jest prostsze niż egzystencja młodego autora – każdego wieczoru musi mierzyć się z wypełniającymi kluby i puby zabijakami, każdego wieczoru znaleźć sposób na to, by upodlić się bardziej niż wczoraj. Oba światy łączy jedno: poczucie pustki. Walka z nim doprowadzi bohaterów do najmroczniejszych zakamarków Krakowa.

Trudno mięć wątpliwości, że zdecydowanie najważniejszy w najnowszej powieści Dawida Kaina jest język. Pisarz przyzwyczaił swoich wiernych czytelników do tego, że posługuje się stylem oryginalnym, pełnym gier językowych, nietypowej metaforyki i zaskakujących porównań; wywodzi się on po części z miejskich blokowisk, a po części z literatury pięknej. W Punkcie wyjścia jednak Kain przechodzi samego siebie. Już na pierwszych kilkunastu stronach odbiorca co chwilę atakowany jest agresywnymi frazami, których smak czuje się jeszcze długo po zakończeniu lektury. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Jaki inny pisarz poinformowałby swoich odbiorców, że pojmą wszystko, "kiedy wszystkie depresje, nerwice i psychozy siądą wam na karku jak piekielnie dożarte demony"? Jeszcze w tym samym akapicie autor dopowiada, iż będzie to "pewnie dopiero w Dniu Sądu Ostatecznego albo innym, podobnym, jeśli założyć, że każda chwila jest sądem". Pomyliłby się jednak ktoś, kto założyłby, że istotę języka Kaina stanowi mroczna, pojawiająca się jakby znikąd metaforyka. Styl, którym posługuje się w Punkcie wyjścia, to przede wszystkim dzika nagłość, mnogość zaskoczeń. Lekturę przerywają co jakiś czas: niespodziewany opis ludzi "opuchniętych od życia na jawie", niepokojący dwuwers "Nic się nie stało. / Znowu nic się nie stało" czy szalona parafraza "Nam szaleć nie zakazano". Mało? W takim razie wiedzcie, że Kain twierdzi, iż prawda jest "szczera jak słońce", zimno równa się otworzeniu "filii Syberii" w Krakowie, a nocne imprezy to po prostu "cowieczorność". W języku tej książki można najzwyczajniej w świecie utonąć...

...co nie zawsze stanowi jej zaletę. To fakt, że pisarz zasłużył na oklaski za styl dopracowany jak u mało którego polskiego fantasty. Ale czy to oznacza, iż Punkt wyjścia tym samym staje się dobrą książką? Kain najwidoczniej zadał sobie to samo pytanie i, co ważne, odpowiedział twierdząco. Słusznie uwierzył w swoje pióro, ale poczuł się przy tym zbyt pewnie, co widać szczególnie na samym początku powieści. Czytelnik przebija się przez te długie opisy, walczy z emocjonalną huśtawką napędzaną przez nieustanne mieszanie niepokojących przenośni z podwórkową gwarą, ale długo, bardzo długo nie wie, po co właściwie to robi. Pisarstwo Kaina jest jak powódź – wylewa się daleko poza margines jego opowieści. W Punkcie wyjścia ukrywa się jakaś historia, ukrywa się coś, o czym warto mówić, ale nie ma tego dużo. Fabuła to pretekst pozwalający na  tworzenie kolejnych akapitów. Czy w takim razie można zarzucić autorowi grafomanię? Trudno powiedzieć. Jest co najmniej kilka symptomów sugerujących świadome przedkładanie formy nad treść. Jeden z głównych bohaterów delikatnie stuka w szybę oddzielającą go od czytelnika, kiedy zauważa "Pierwsze wydarzenie naprawdę godne przelania na papier. Powinienem wspomnieć jaki to model telefonu, jaki kolor, skąd go mam i od kiedy. Szczegóły bywają ważne". Warto dodać, że Damian jest dziewiętnastoletnim, chorym psychicznie, nieukształtowanym literatem, co także może tłumaczyć niedostatki tworzonej przez niego literatury. Kontrastu dopełnia jego przeciwieństwo, skazany na działanie uliczny cwaniak, przejmujący rolę narratora, choć twierdzi, iż jest całkowicie niezdolny do opowiadania. Te wskazówki pozwalają podejrzewać, że Kain świadomie zdecydował się na stworzenie powieści, w której sposób prowadzenia narracji zdecydowanie przerósł to, co jest opowiadane. Pytanie, czy ten wybór był słuszny, pozostaje bez odpowiedzi.

Najłatwiej Punkt wyjścia analizować przez pryzmat czystej agresji, jaką ten epatuje. Gdy już odbiorca przyzwyczai się do iście gotyckiej ornamentyki, gdy przestanie całkowicie skupiać się na rozwikływaniu kolejnych zdań-zagadek, będzie musiał dostrzec, że Kain wpakował do tej krótkiej książki mnóstwo, mnóstwo energii. Trudno mieć wątpliwości, iż nie miała ona zbyt wiele wspólnego z tworzeniem – wzięła się z chęci niszczenia, destrukcji, zburzenia wszelkiego porządku i przekroczenia wszystkich granic. Ciężko byłoby ją porównać z czymś, co obecnie pojawia na naszym rynku. Może ze Szczęśliwą ziemią? Punkt wyjścia dzieli z nią fatalistyczną wiarę w konieczność zapłaty za wszystko, przede wszystkim za nadzieję. Książkę Orbitowskiego cechuje jednak gorzki pesymizm, u Kaina zastąpiony krwiożerczą dzikością. Myślę, że najbardziej obrazowe będzie odniesienie do pisarstwa Houellebecqa, którym mógł inspirować się Polak. Jego najnowsza powieść charakteryzuje się tym samym poczuciem bezsensu, tą samą chęcią odrzucenia schematów.

Punkt wyjścia nie jest książką, którą chcielibyście przeczytać; nie jest książką, którą poleca się znajomym. Bez wątpienia jest to jednak lektura, jakiej czasami potrzebuje każdy – wentyl bezpieczeństwa, pozwalający utrzymać w ryzach mroczne strony własnej osobowości. Jeżeli szukacie sposobu na pozbycie się nieprzyjemnych, a może i szalonych myśli, to najnowsza powieść Dawida Kaina może okazać się ciekawym wyborem. Ostrzegam jednak – to przygoda dla ludzi o mocnych nerwach.