Przenajświętsza Rzeczpospolita (audiobook) - Jacek Piekara

Wulgarna Polska

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Przenajświętsza Rzeczpospolita (audiobook) - Jacek Piekara
Audiobook to medium bardzo specyficzne. Wymaga od odbiorcy innego poziomu skupienia niż czytanie, oferuje również nieco inne doznania. Biorąc pod uwagę tę dosyć poważną różnicę, można zastanawiać się: które teksty pisane warto "przerabiać" na audiobooki? Obcowanie z Przenajświętszą Rzeczpospolitą udziela cząstkowej odpowiedzi na to pytanie: powieści tak wulgarnych słucha się naprawdę bardzo ciężko.

________________________


Przenajświętsza Rzeczpospolita upada od lat. Gdyby jeszcze politycy ją sprzedali! Nie, marni oportuniści nie potrafili nawet zadbać o swoje interesy – choć wydaje im się, że stali się poważanymi graczami na szczytach władzy, to każdy kpiący uśmiech ze strony Teksańczyka czy Japończyka szybko przypomina, jak niewiele znaczą. Oddali ojczyznę za darmo i wcale a wcale nie wstydzą się tego. Na ich szczęście pojawia się prawdopodobnie ostatnia szansa na wyrwanie własnego kawałka tortu. Na Suwalszczyźnie odkryto potężne pokłady ropy. W kuluarach od razu wybuchają nerwowe dyskusje i zdradzieckie negocjacje – każdy zagraniczny polityk proponuje co innego, a komuś te ziemie trzeba przecież oddać!

Przenajświętsza Rzeczpospolita to antyutopia w sosie bardzo ostrym. Piekara wysyła czytelnika na wycieczkę po ulicach kraju upadłego. Społeczeństwo jest całkowicie zdegenerowane. Co ważniejsze, zepsucie nie dotknęło tylko niektórych ludzi czy grup, ale objęło swoim działaniem każdego pojedynczego Polaka. Nieważne czy to prymitywny i mało znany poeta Atlas Symbol, czy najpopularniejszy w kraju pisarz Konrad Piotr – Przenajświętsza roi się od egoistów i zdrajców, których jedynym marzeniem jest gnębienie słabszych od siebie. Czy kogoś oszczędzono? Zastanówmy się: powyższe przykłady udowadniają, że twórcy sztuki z kulturą mają już niewiele wspólnego. Idźmy dalej: w pierwszej scenie powieści czytelnik ogląda ubolewającego nad własnym zepsuciem kardynała, któremu ból sumienia nie przeszkadza w energicznych harcach z prostytutką. Jeżeli tego komuś mało, w Przenajświętszej Rzeczpospolitej znajdzie dużo bardziej szokujące fragmenty: opisy pedofilskiego gwałtu i torturowanych na rosyjskich biesiadach ludzi mogą delikatniejszych czytelników na stałe zniechęcić do lektury. Świat przedstawiony w powieści Jacka Piekary jest obfity, ale monotematyczny. Podkreślanie jego mrocznych aspektów w antyutopii stanowi typowy zabieg, ale często można odnieść wrażenie, że pisarz przesadza. Odbiorca przez długi czas narażony jest na oglądanie obrzydliwych scen i obcowanie z przegranymi bohaterami. W końcu, w lekturę wkrada się otępienie. Kiedy włoży się trochę wysiłku w jego przełamanie, pojawia się pytanie kluczowe: po co to wszystko? Po co obrazy cudzołożących księży, po co pełne alkoholu orgie sprzedajnych polityków, po co te wszystkie gwałty, nadużycia i spekulacje? Na te pytania powieść niestety nie udziela odpowiedzi.

Wielotorowa narracja, która służy opluwaniu Przenajświętszej z jak największej liczby różnych perspektyw, sprawia, że fabuła jest zupełnie zdecentralizowana. Przez bardzo długi czas wątki rozwijane są rozłącznie, a ich synteza następuje w niezbyt przejrzystych (czy raczej niezbyt logicznych) okolicznościach. Odkrywanie powiązań między poszczególnymi fragmentami opowieści jest sztuką samą w sobie i stanowi naprawdę niełatwe zadanie. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze pojawiająca się co jakiś czas deus-ex machina, która dodatkowo narusza spójność akcji. Mniej więcej w połowie Przenajświętszej Rzeczypospolitej fabuła zostaje przeniesiona na absolutnie zaskakujące tory. Gdyby ten przeskok był logiczną konsekwencją działań bohaterów, wszystko byłoby w porządku. W powieści jednak związki przyczynowo-skutkowe ustępują miejsca (nie)szczęśliwym zbiegom okoliczności i efektom ciążącego nad wszystkimi wydarzeniami upadku Polski. W skrócie: wszystko dzieje się tak, żeby było jak najgorzej. W tym kontekście zupełnie szalone staje się zakończenie. Przemiana jednej z głównych kanalii, wyparcie się zła i obietnica nagrody za tę postawę przełamuje cały wcześniejszy wydźwięk powieści. Cieszy czytelnika jako jedyny pozytywny motyw, razi jako niezbyt uzasadnione rozwiązanie. W gruncie rzeczy pozostawia więc odbiorcę mocno zmieszanym, tak jak cały tekst.

Warto pochylić się na chwilę nad formą Przenajświętszej Rzeczypospolitej – w końcu audiobooki nie są najpopularniejszym sposobem wydawania książek. Antyutopia Jacka Piekary już jako wersja drukowana może budzić spore kontrowersje, a to dlatego, że pisarz posługuje się w niej językiem maksymalnie wulgarnym. Autor, który zawsze słynął z ciętego pióra, nie przebiera w słowach: często jest brutalny i dosadny, a granice między naturalizmem a turpizmem zupełnie rozmywa. Jak to wszystko prezentuje się w wydaniu dźwiękowym? Po pierwsze: trudno nie zauważyć, że Michał Piela ma bardzo przyjemny głos. Po drugie: niezbyt nadaje się do seryjnego wypluwania bluzgów. Dziwne akcentowanie, drażniące „w okół” z bardzo wyraźnym „w” i zmieniający się w „elyksyr” eliksir potrafią negatywnie zaskoczyć. Pieli zdarzają się jednak także świetne fragmenty: kiedy nabiera dystansu i zaczyna bawić się tekstem, przemieniając go w mroczną groteskę, naprawdę czyni książkę lepszą.

Przenajświętsza Rzeczpospolita to powieść rozczarowująca. Natłok wulgaryzmów, brutalności oraz obrzydliwych scen nie maskuje braku najbardziej podstawowego elementu – wartej opowiedzenia historii. Wygląda to tak, jakby Jacek Piekara musiał wyrzucić z siebie zbierany latami żal do ojczyzny. Może to i dobry powód do napisania książki, ale nie usprawiedliwia tego, że Przenajświętsza Rzeczpospolita jest dużo słabsza od wszystkich innych tekstów Piekary, z którymi miałem do czynienia.