Przedwiośnie żywych trupów - Stefan Żeromski, Kamil M. Śmiałkowski

Autor: Łukasz 'Salantor' Pilarski

Przedwiośnie żywych trupów - Stefan Żeromski, Kamil M. Śmiałkowski
Niemal czterystustronicowe tomiszcze. Na okładce żywe trupy, w tym jeden z biało-czerwoną flagą w dłoni, wsparty o nagrobek. Dumny tytuł, kojarzący się natychmiast z różnej jakości filmami o zombie, jakie są tematem wciąż dość powszechnym w popkulturze. Oraz dwóch autorów: świętej pamięci Stefan Żeromski i cieszący się dobrym zdrowiem Kamil Śmiałkowski, który próbuje wskrzesić ponad dziewięćdziesięcioletnią powieść w zmienionej formie. Mamy więc do czynienia z mash-upem, czyli dodawaniem treści do już istniejącego dzieła. Zapowiadało się więc na tchnięcie nowego, bo nieumarłego, ducha w starą opowieść, lecz efekt ciężko nazwać pozytywnym.

Opowiedziana historia bliźniaczo przypomina tę, którą w okresie międzywojennym opublikował Żeromski, podobnie jak zastosowany przez współautora styl, dobrze komponujący się z tekstem zastanym i sprawiający, że czasami ciężko jest wskazać palcem, co zostało dodane. Różnice między wersją oryginalną a nową tkwią w szczegółach. Bolszewicy to łaknący mózgów zombie, Cezary Baryka po ugryzieniu przez ludowego komisarza staje się jednym z nich, kilka postaci uzyskało nadnaturalne cechy, pojawiają się też istoty z repertuaru fantasy. W paru miejscach wydarzenia idą trochę innym torem, w dialogu padają dodatkowe słowa. Szkoda tylko, że autorski wkład Śmiałkowskiego nic do powieści nie wnosi. Dlaczego?

Owszem, od czasu do czasu na kartach powieści pojawiają się istoty, cechy wyglądu postaci oraz zjawiska, których w oryginale się nie uświadczy, takie jak diabelskie różki, ogonek i raciczki księdza Anastazego, wędrujący przez żydowską dzielnicę Warszawy golem czy atakujące Baku tureckie dżiny bojowe. Sam Baryka pozbawia niekiedy mózgów rodzinę, przyjaciół bądź wrogów. Problem tkwi w tym, że nowości w żaden sposób nie wzbogacają treści utworu, ich obecność wydaje się bezcelowa. Co powieść zyskała na przemienieniu bolszewików w armię żywych trupów? Na zmianie Cezarego w zombie, przez trzy czwarte powieści niezauważalnej za sprawą pastylek nekromanty Gajowca? W praktyce nic.

Autor w jednym z przypisów twierdzi, iż: "nie tyle chodzi o przedwiośnie w różnych jego aspektach, co o odhumanizowanie rzeczywistości w jej rozmaitych przejawach". Nie udało się. Diabeł, golem, anioł czy nekromanta nie tworzą nieludzkiego świata, tak jak armia żywych trupów, których kulinarne zwyczaje z rzadka są komentowane i niemal nigdy nie wzbudzają jakichkolwiek emocji, nie wywołuje komentarzy czy chociażby zdziwienia. Na Warszawę maszerują nieumarli a mieszkańcy nie zająkną się na ten temat nawet słowem, uznając zjadanie mózgów pokonanych wrogów za coś najzupełniej zwyczajnego i niewartego rozmowy.

Jeśli więc jest ukryta w tym wszystkim treść, tworzona przez dopisane w paru miejscach a skreślone w innych słowa i całe zdania, powieść zaś nabrała przez to innego charakteru, dodatkowej głębi i znaczenia, to ja nie potrafię niczego takiego zauważyć. Zamiast tego widzę dość dobrą, licealną lekturę, do której pod pretekstem wydobycia nowych treści dopisano kilka motywów czy postaci, występujących w kanonie fantasy, ale ich rola została w zdecydowanej większości przypadków mocno ograniczona. Nigdzie nie zostało wyjaśnione, jaką rolę przy tureckiej ofensywie na Baku odegrały bojowe dżiny, dlaczego księża mają różki a rewolucjoniści zachowują się jak zombie po niepełnej przemianie. Autor swoje dopisał, ale nowych wątków dalej nie pociągnął, przez co sprawiają wrażenie porzuconych i dodanych właściwie bez powodu.

Przy ocenie tak wydanej pracy powstaje problem zasadniczy, czy można bowiem oceniać całościowo coś, co w dziewięćdziesięciu procentach stanowi tekst już zastany? W moim odczuciu nie, stąd poniższa ocena odnosi się jedynie do pracy współautora, a nie utworu, którą zdecydował się zmodyfikować. Utworu, przy lekturze którego nie czuje się nowości: całą pierwszą część przeczytałem, sądząc, że mam do czynienia z klasycznym Przedwiośniem, a nie jego odświeżoną wersją. Dzieło Żeromskiego na dodatkach Śmiałkowskiego niewiele zyskało, gdyż zbyt rzadko występują i niewiele wnoszą. Próba zbudowania nowego gmachu na starych fundamentach okazała się nieudana.