» Recenzje » Prawda to marny interes, a policja wie tylko tyle, ile jej ludzie powiedzą

Prawda to marny interes, a policja wie tylko tyle, ile jej ludzie powiedzą


wersja do druku

Zabił lokaj

Redakcja: Karolina 'Isadora' Małkiewicz, Jarek 'jareckr' Rusak, Matylda 'Melanto' Zatorska

Prawda to marny interes, a policja wie tylko tyle, ile jej ludzie powiedzą
Kryminały rozgrywające się w przedwojennych realiach to dla czytelników możliwość zetknięcia się ze zbrodnią w czasach gdy stróże prawa korzystali tylko z głowy oraz kontaktów i nie dysponowali nowoczesnymi zdobyczami techniki, dzięki którym w ciągu kilku godzin byliby w stanie podać niemalże wszystkie szczegóły na temat mordercy, tudzież ofiary. W przypadku recenzowanej powieści seryjny zabójca wybrał sobie dość trudny (dla policjantów) teren działań – żydowską dzielnicę.

Akcja powieści rozgrywa się w Warszawie, jeszcze przed pierwszą wojną światową. Żydowskim gettem wstrząsają brutalne morderstwa popełniane w piątki. O przypadkowości działań psychopaty nie ma mowy – ofiary dobierane są pod kątem przeciwieństw (na przykład chuda i gruba). Nikt nic nie widział, a warszawskim Kubą Rozpruwaczem może być dosłownie każdy. Śledztwa nie ułatwia także fakt, że stróże prawa muszą mierzyć się z dość konserwatywnymi obyczajami  mieszkańców, którym pewne metody pracy śledczych wcale nie przypadają do gustu.

Na pierwszy rzut oka Prawda to marny interes… jest raczej typowym kryminałem retro, w którym antagonista to przebiegły, wyrafinowany morderca starannie planujący swoje zbrodnie w próbie zaspokojenia jakiejś chorej żądzy. Krótko mówiąc: schemat jaki miłośnicy gatunku widzieli już wielokrotnie, i to w najróżniejszych odsłonach. Zarówno pod względem geograficznym (co najlepiej widać po kryminałach amerykańskich i skandynawskich, choć atmosfera w nich jest diametralnie odmienna), jak i historycznym (co jednocześnie narzuca kształt dochodzenia i dostępne śledczym środki). Prawda to marny interes… wyróżnia się właśnie okresem historycznym, w którym została osadzona akcja, co wymusza na autorze takie budowanie fabuły, że trudno mówić tu o powtarzalności. Ale nie można było oczekiwać niczego innego od tekstu, w którym sami policjanci przyznają, że kryminalistyka na zachodzie to wielce obiecująca dziedzina nauki.

Prawda to marny interes… przypomina próbę przeniesienia na nasze podwórko historii o Kubie Rozpruwaczu, jednak to tylko pierwsze wrażenie. Wraz z postępem akcji widać, że taki cel przyświecał autorowi najwyżej przy kreśleniu ogólnego zarysu fabuły, czy też może stworzeniu odpowiedniej atmosfery związanej z mordercą. A ta prezentuje się interesująco w połączeniu ze specyfiką dzielnicy żydowskiej – miejsca, które w powieści w pewien dziwny, niewytłumaczalny sposób wydaje się być oderwane od rzeczywistości. Tak, jak gdyby wkroczenie w jej granice przenosiło przybysza w inny wymiar. Może za sprawą żydowskich obyczajów, czy też faktu, że Warszawa pozostaje pod zaborem rosyjskim – trudno powiedzieć. Faktem jest jednak, że Matecki świetnie poradził sobie z wykreowaniem rzeczywistości eterycznej, ale także brutalnej. 

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Nie inaczej wygląda kwestia kreacji bohaterów – to wręcz przegląd osobowości tamtych czasów. Stereotypowi zaściankowi policjanci, którzy praktycznie każdą nowinkę przyjmują z hurraoptymizmem, czy bogaty Żyd, który odrobinę przypomina tych znanych z kawałów o ich szczodrości. A to tylko wybrane przykłady, bo charakterystycznych sylwetek jest w książce znacznie więcej; wszystkie idealnie komponują się z wizją Warszawy AD 1909 i unoszącą się nad nią duszną aurą psychozy.

Kiepsko prezentuje się natomiast wydanie powieści – często brakuje myślników oznaczających dialog (w rezultacie kilka wypowiedzi na pierwszy rzut wygląda jak uwagi narratora), niejednokrotnie w tekście natrafić można na wyraźne pozostałości prac redakcyjnych – niepasujące słowa czy też nieprawidłową odmianę. Nie jest to rzecz uniemożliwiająca lekturę, aczkolwiek pozostawia pewien niesmak.

Prawda to marny interes… to kryminał co najmniej dobry – z jednej strony oferujący doskonale znany czytelnikom schemat fabularny, z drugiej jednak podany w nietypowych realiach, z odpowiednią nutą tajemnicy i tytułowym "policja wie tylko tyle, ile jej ludzie powiedzą". Faktycznie, głównie na tym polega śledztwo – w końcu gliniarze nie mają dostępu do nowoczesnych metod kryminalistycznych, billingu połączeń czy skrzynki mailowej ofiary, które mogłyby pomóc w ustaleniu personaliów mordercy. Odrobinę mroczna, duszna atmosfera unosząca się nad żydowską dzielnicą także ma niebagatelny wkład w budowanie fabuły, a to, w połączeniu z obrazem Warszawy z początku XX wieku i ówczesnej mentalności jej mieszkańców, daje naprawdę intrygujący i ciekawy efekt. Warto więc zapoznać się z powieścią Mateckiego i jednocześnie przymknąć oko na wpadki wydawcy pod względem edytorskim.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.5
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Prawda to marny interes, a policja wie tylko tyle, ile jej ludzie powiedzą
Autor: Jakub Matecki
Wydawca: Trio
Data wydania: marzec 2014
Liczba stron: 324
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7436-330-3
Cena: 38 zł

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.